Łukasz Kubicki czterosuwem na Drapaku 2021. Działo się…

2021 to zawody na które czekaliśmy dwa lata, kilka razy przekładany termin ale w końcu się odbyły. Startowałem w klasie EXPERT wraz z Marcin Skrzypczakiem z naszego teamu Dirtbike.pl Husqvarna Team.

Do Czech przyjechaliśmy już w czwartek, bo w piątek rano był Prolog. Około 10km z sekcją belek gdzie działo się bardzo dużo, zwłaszcza w klasie HOBBY. Tuż po starcie w lesie wybrałem złą ścieżkę i zaklinowałem motocykl między drzewami, co zabrało mi cenny czas, ale jak tylko się uwolniłem to cisnąłem dalej. Gdzieś w połowie trasy była wcześniej wspomniana sekcja belek z masą kibiców czekających z telefonami na spektakularne akcje. Zależało mi, żeby przejechać to bez afer i tak też było. Niestety podczas prologu popełniłem kilka błędów Jak się później okazało w tym roku organizator nie puścił drugiej próby i nie można było poprawić czasu. Uplasowałem się gdzieś w połowie stawki, czyli na 60. miejscu (dokładnie tak samo jak na poprzedniej edycji w 2019).

Sobotni wyścig rozpocząłem z nastawieniem żeby odrobić straty z prologu i znaleźć swoje miejsce w stawce. Jechałem ostrożnie, bo pułapek było bardzo dużo, ale konsekwentnie wyprzedzałem by po 15 minutach stanąć w kolejce do wąwozu. Tu organizator się nie popisał i zrobił wąskie gardło w postaci półki skalnej na jeden motocykl, która sparaliżowała cały wyścig. Jak już pokonałem tę przeszkodę to cisnąłem dalej w nadziei, że już będzie przejezdnie. Po kilkunastu minutach kolejna kolejka, tym razem do podjazdu. Na górze kotłowały się motocykle, kibice nas wciągali, walczyliśmy o każde 10cm podjazdu, aż udało się dotrzeć na szczyt. Kompletnie wyczerpany pojechałem dalej, a tam stromy zjazd oraz sekcja kilkuset metrów kamieni zakończona podjazdem po skałkach. Pierwsza pętla zabrała mnóstwo czasu i energii, a tego dnia jechaliśmy dwie pętle. Druga poszła znacznie sprawniej, bo nie było już kolejek. Na koniec dnia udało mi się awansować o 30 pozycji.

Na niedzielę mieliśmy zaplanowaną tą samą trasę, ale jedno okrążenie. Plan był taki by urwać jeszcze kilka pozycji, jednak już w pierwszych minutach wyścigu rozciąłem tylną oponę i cały wyścig jechałem bez powietrza. W efekcie wszędzie tam gdzie zaczynała się prędkość i zakręty tył motocykla tańczył bez kontroli na lewo i prawo dając przy tym bolesne kopniaki w tyłek na każdym korzeniu i kamieniu. Tym razem obyło się bez kolejek, poza jedną przed podjazdem, jednak udało mi się wypatrzyć miejsce na półce przed skałami, zapiąłem dwójkę, wskoczyłem do kotła gdzie było z 15 motocykli. Wielka przepychanka i walka kogo pierwszego wciągną. Czesi wciągali Czechów, a Polacy Polaków. Nagle usłyszałem wołanie „Łukasz” i zobaczyłem przed sobą linę. Bez zastanowienia zapiąłem ją na motocykl i zacząłem pchać w górę. Jak się okazało Michał i Robert Galas pomagali naszym. Zaoszczędziło mi to sporo sił i dało kopa na kolejne kilometry. Po 3 dniach rywalizacji ukończyłem zawody na 29. pozycji w licznej klasie EXPERT (ponad 120 zawodników) z czego jestem zadowolony zwłaszcza, że zawaliłem prolog oraz przebiłem w niedzielę koło. Za rok tu wrócimy poprawić wyniki.

PS. Jako jeden z nielicznych jechałem czterosuwowem. Po kilku modyfikacjach Husqvarna FE250 dobrze radziła sobie w tych ciężkich warunkach