Łukasz Kurowski – kolekcjoner mistrzowskich tytułów (wywiad z roku 2014)

Od pewnego czasu, w związku z nadchodzącym jubileuszem X-cross (w styczniu 2019 ukaże się 50-te wydanie naszego magazynu) przypominamy, naszym zdaniem, najciekawsze publikacje. Tym razem rozmowa z Łukaszem Kurowskim z 2014 roku! Ciekawe, na ile Waszym zdaniem wywiad nie stracił na aktualności.

Czy Quraki zapadają w zimowy sen?

Nie! Szykują się do nowego sezonu! Już jakiś czas temu podjąłem decyzję, że w kraju będę startował okazjonalnie, a główne uderzenie pójdzie w kierunku ME Enduro i MŚ Superenduro. I wszystko jest teraz temu podporządkowane. Walczę jeszcze, żeby pospinać budżety, ale wszystko jest na dobrej drodze. Drugi kierunek mojej działalności to szkolenia. Podpisałem umowę z firmą Yamaha, która na ten cel przekazała dwa nowiutkie motocykle (125ccm model 2014 i 250ccm model 2013 4T) plus moja Yamaha (model 2011, 250 2T), ale planuję także zaopatrzyć się w motocykle dla maluchów. Oferta będzie adresowana przede wszystkim do tych, którzy zanim kupią moto chcieliby sprawdzić, czy w ogóle do tego sportu się nadają. Jeśli wszystko potoczy się po mojej myśli chciałbym zarobioną kasę przeznaczyć na sfinansowanie pełnego cyklu MŚ Superenduro.

Szkoda, że tylko okazjonalnie będziesz pojawiać się na naszych torach…

Taka jest brutalna rzeczywistość. Swoje już w Polsce zrobiłem, latka lecą, czas więc podnieść poprzeczkę. Sądzę, że mogę ścigać się z najlepszymi, a to może przynieść też większą kasę. Nie twierdzę, że objadę Tadka Błażusiaka, ale mam wielką potrzebę ścigania się z najszybszymi.

Wróćmy jeszcze do powstającej motoszkoły…

Będziemy jeździć na własnym torze crossowym, będącym własnością naszego klubu. Tor jest w Koszajcu koło Brwinowa pod Warszawą. Ma osiem skoków w pełnej szerokości (8-12 metrów), nie ma skoków podwójnych, czyli są bezpieczne. Jest kilka ciekawych zakrętów i jedna banda. Podłoże mamy średnio twarde, ale istnieje możliwość rekultywacji, by z twardej gliny zrobić podłoże średnio piaszczyste. Gdy tylko finanse pozwolą planujemy zainstalowanie systemu nawadniającego. Natomiast na wiosnę planujemy budowę toru do superenduro. Będzie gdzie jeździć! Zapraszam także na wyprawy enduro do Rumunii i w Bieszczady. Mamy obczajonych kilka fajnych tras w zależności od umiejętności, wszystkim natomiast gwarantuję fantastyczne widoki.

Z tego wniosek, że masz pozytywne nastawienie do off-roadu. Jest progres?

Myślę że tak, że finansowy dołek mamy za sobą, ale trzeba zabrać się za profesjonalizację tego sportu w Polsce. Na pierwszy ogień muszą pójść tory. Moim zdaniem takich z prawdziwego zdarzenia mamy tylko kilka. Na pewno we Wschowie, gdzie jest wręcz wzorcowo. Jaromin i klub robią naprawdę wszystko, aby dorównać Europie. Super tor ma Głogów, niestety został on bardzo zaniedbany. Fajny tor jest w Strykowie, Lidzbarku, w Gdańsku i Sobieńczycach. Bardzo dobrze jeździ się w Człuchowie, niestety, gdy kończą się zawody tor zamiera. O innych nie będę wspominał, bo musiałbym mówić źle. Generalnie większość obiektów wymaga modernizacji, przedłużenia skoków, większej dbałości o tzw. socjal. Nie jestem zwolennikiem tezy, że crossowiec musi jechać w każdych warunkach. Ubiegłoroczny pogrom w Chełmnie był dla mnie nie do przyjęcia, dlatego zwinąłem manatki i wyjechałem. Mnie kolejny tytuł mistrza Polski nie jest potrzebny, bo mam ich dziesięć. Ale oczywiście byli tacy, którzy wystartowali, jednak jakim kosztem! Tarcze, zębatki i okleiny do wyrzucenia. Walka o punkty czasami odbiera rozum.

A superenduro? Idzie w dobrym kierunku?

Hmmm, za dużo w nim żywiołu a za mało profesjonalizmu. Pierwsze zawody, które odbyły się w Nowym Targu były super pod każdym względem. Szacun! Dużo kibiców, szeroko, przeszkody do przejechania. Z Tymbarka mam już gorsze wspomnienia. Może dlatego, że musiałem przesiąść się na 250-tke, a może dlatego, że byłem chory – nie wiem. Za krótki tor, za wąski, kiepsko. I brak dbałości o szczegóły. Jeśli ustawia się opony, to niech będą tej samej wielkości, a nie jedna niższa, druga wyższa, jedna z bieżnikiem, a inna slick. Tak tego nigdzie się nie robi! Superenduro to sport interwałowy, od startu idzie się na maksa, tempo jest bardzo wysokie, ale o tym organizatorzy jakby nie pamiętają. Źle układają kamienie, jeden gościu się zaklinuje i wszystko stoi. Przecież chodzi o to, żeby przejechać a nie walczyć o przetrwanie. Potem były Sobieńczyce, impreza robiona w pośpiechu, przeszkody z palet, wyszło słabo. No i runda w Kolibkach, super, wymagająca, można by tylko dołożyć jeszcze z jedną bandę.

I dlatego „emigrujesz”?

Mam przed sobą może ze trzy, cztery lata intensywnych startów, dlatego chciałbym je maksymalnie wykorzystać, ale z głową. Kocham motocross, niestety zbyt często jeździłem na zawodach „wokół komina”, które oglądała garstka kibiców. Nie wiem dlaczego, ale często jest tak, że organizator nie dba w ogóle o nagłośnienie imprezy. A dla mnie fani przy torze to adrenalina. Jak ich nie ma, wszystko siada. Poza tym zdecydowałem się na enduro, bo jest tańsze niż MX. Wystarczą dwa motocykle z sezonie, a i koszty eksploatacji są niższe. Poza tym pełna runda ME jest porównywalna kosztowo do pełnej rundy Mistrzostw Polski w MX.

Czy to oznacza, że przesiadasz się na nowe moto?

Nie do końca nowe, przerabiam po prostu nową crossówkę na enduro. Zostanie wymienione tylne koło z 19-tki na 18-tkę, rutynowo zawieszenie, handbary itp., lekko dłubniemy silnik, skrzynia zostaje ta sama.

Nadal tak bardzo będziesz dbał o swój image?

Oczywiście, to warunek konieczny, bo jak cię widzą tak cię piszą. Irytuje mnie to niechlujstwo w parku maszyn, w depo, ten brak dbałości u ludzi o schludność i czystość. A już szlag mnie trafia, gdy widzę jak gościu robi numery startowe z taśmy izolacyjnej! To obciach! Mimo wielu rozmów, mimo Waszych artykułów nie ma też dbałości o sponsorów. Sztuka polega nie na tym, aby na sezon wyrwać jakąś kasę, opony czy części, ale utrzymać sponsora w następnym sezonie. Nawet jeśli ktoś da ci tylko pięć stówek doceń to, a nie olewaj. Męczy mnie trochę to wszystko, dlatego ruszam w świat.

Dziękuję za spotkanie.