Maciek Więckowski trenuje riderów w piachach podwarszawskiej Góry Kalwarii

Kalendarz zawodów w sezonie 2021 zaczyna powoli się zapełniać, nic więc dziwnego, że coraz więcej riderów poszukuje miejsc do trenowania pod okiem speców od motorsportu.

Jedną z atrakcyjniejszych miejscówek do upalania jest piaszczysty tor w Górze Kalwarii. Tu swego czasu odbywały się nawet Mistrzostwa Polski Cross Country, niestety czasy te dawno minęły, ale znakomita miejscówka na dawnym poligonie wojskowym pozostała.

I choć wokół wszystko się industrializuje, a w pobliżu powstała nowoczesna nitka „kalwaryjskiej” obwodnicy, to na szczęście miejscowi włodarze póki co wyrażają zgodę na treningowe pojeżdżawki. Nic więc dziwnego, że niemal codziennie słychać tu warkot motocykli, a w weekendy zjeżdżają mniej lub bardziej zaawansowani jeźdźcy, aby pod okiem szkoleniowców szlifować formę i uczyć się wchodzić w zakręty czy bezpiecznie pokonywać skoki.

Ostatni weekend lutego spędziliśmy właśnie w Górze Kalwarii. Nareszcie nie musieliśmy zrywać się wczesnym rankiem, bo kwaterę X-cross dzieli od toru zaledwie kilkanaście kilometrów. Temperatura powyżej zera, śladowe resztki śniegu, tor przesuszony wiatrem i wyrównany przez spych, z którym minęliśmy się na leśnej dojazdówce. Na miejscu był już Maciek Więckowski, gospodarz dwóch treningowych dni.

Przywitanie „na żółwika” i krótka informacja o tym, co będzie się działo. Maciek zaprosił do Góry Kalwarii wszystkich chętnych do trenowania, tych mniej i bardziej zaawansowanych. Tor został wyrównany, parking posprzątany, drzewo na ognisko zebrane. Przed dziesiątą pojawili się pierwsi chętni, a wśród nich m.in. Mikołaj Stasiak (Top Five MPMX w klasie MX85).

Zajęcia rozpoczęła kilkunastominutowa rozgrzewka (Maciek ma ukończone studia na kierunku wychowania fizycznego, jest także instruktorem sportów motorowych). Po niej mały przegląd ustawienia zawieszeń i ogumienia. W końcu cała grupa ruszyła na tor, aby rozgrzać siebie i motocykle. Kilkadziesiąt minut jazdy w piachu dało wszystkim popalić, z tym większą ochotą przystąpiono do przetrenowania stałych elementów.

Ekipę podzielono na dwa zespoły mniej i bardziej zaawansowanych riderów. Gdy jedni odpoczywali, drudzy pilnie ćwiczyli, po czym następowała zmiana. Na pierwszy ogień poszło pokonywanie zakrętów. „To element, który czasami może zdecydować o zwycięstwie lub przegranej. Najczęściej powtarzanym błędem jest zbyt częste hamowanie, jazda powinna być bardziej płynna. Niestety odzywa się strach, zatem należy przede wszystkim przygotować głowę do większych prędkości”.

Po przetrenowanych zakrętach chwila oddechu, drobna przekąska, łyk gorącej kawy i znowu na tor. Tym razem czas na skoki. Nie są one w Kalwarii zbyt wymagające, ale może nie tyle chodziło o wykonanie efektownego scruba, ile perfekcyjne i bezpieczne lądowanie po skoku, tuż przez zakrętem. I te ćwiczenia zostały zaliczone, a jak przyznał Miko Stasiak: „Choć mam za sobą już tyle startów w zawodach, także w ME, to jednak każda chwila spędzona z takim fachowcem jak Maciek na pewno zaprocentuje jeszcze lepszymi wynikami. Zwłaszcza, że podnosimy poprzeczkę, gdyż przesiadam się na „setkę”, a starty planujemy nie tylko w MPMX, ale także w lidze holenderskiej”.

Nadeszło popołudnie, niebo zaciągnęło się chmurami, pochłodniało. Czas na odpoczynek po dobrze przepracowanej sobocie. Kilka godzin w piachu na pewno nie pójdzie na marne.

fot. X-cross