Mama, tata, siostra i ja. Motocyklowa familia Dobiszów

Agnieszka, Piotr, Amelia i Emil. Pochodzą z Bielska Białej. Spędziłem z nimi cały dzień, razem zjedliśmy obiad, byliśmy kilka godzin na treningu, wypiliśmy wspólnie kawę. Są klasycznym przykładem tezy, że motorsport to sport rodzinny. Tak silnych związków czasami próżno szukać w innych domach.

Emil

Dlaczego wybrałem enduro? Ponieważ Tata jeździ enduro i hard enduro. Ale teraz jest zmiana, zakochałem się w motocrossie. Moim marzeniem zawsze była możliwość konfrontacji z najlepszymi, niestety na enduro okazałem się za młody, ale już Mistrzostwa Polski MX były w moim zasięgu. I postanowiłem w tym roku pojechać w MP. Najpierw na próbę wystartowałem w Lipnie, poszło naprawdę dobrze. No i tak mi się to spodobało, że wziąłem udział w całym cyklu. Efekt?

Piąte miejsce w klasyfikacji generalnej MX65 sezonu 2023 i wszędzie wygrywane holeshoty. Co mnie kręci w MX? Przede wszystkim to, że jest to sport zespołowy, tu czujesz oddech na plecach innego zawodnika, a poziom adrenaliny podnosi goniony rywal. Niesamowite są same starty (moja najmocniejsza strona), ryk silników, opadające bramki, skoki i prędkość. W enduro walczysz sam ze sobą, w motocrossie od samego początku liczą się ułamki sekund, aby zyskać przewagę nad innymi. Podoba mi się także superenduro. Miałem okazję wielokrotnie pojechać w Kids Race organizowanych podczas Mistrzostw Świata SE. Tu z kolei musiałem wykazać się bardzo dobrą techniką, umiejętnościami dobrego balansowania ciałem i…. przewidywania, co także dostarcza wielu emocji.

Amelia

Moje pierwsze próby jazdy zawdzięczam mojemu tacie, dzięki któremu mogłam spróbować czegoś nowego i zachować wspaniałe wspomnienia. Niestety moja przygoda w świecie MX nie trwała zbyt długo. Trenowałam oraz startowałam w zawodach tylko przez rok, ale na drodze stanęły mi dwie kontuzje a ja zauważyłam, że ten sport nie jest dla mnie więc zrezygnowałam. Od czterech lat tańczę w Cubana Pole Dance, a z początkiem tego roku dołączyłam do klubu ,,Sprint”, w którym skupiam się głównie na trenowaniu dystansów na 100 i 200 metrów. Miałam już okazje reprezentować mój klub na zawodach w Niemczech. Udało mi się zająć trzecie miejsce w skoku wzwyż oraz wystartować w sztafecie. Moja przygoda w lekkoatletyce dopiero się rozwija i mam nadzieje, że w przyszłości uda mi się osiągnąć jakieś większe sukcesy. Staram się także towarzyszyć mojemu bratu na większości zawodów. Za każdym razem trzymam za niego mocno kciuki i go dopinguję.

Mama Agnieszka

Emil jest uczniem piątej klasy Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, gdzie obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych, noszenie mundurków i nauka dwóch obcych języków. Czwartą klasę skończył z czerwonym paskiem. Sam sobie doskonale daje radę, nie potrzebuje korepetytorów ani jakieś szczególnej opieki ze strony rodziców. Samodyscyplina w każdej dziedzinie to jego jedna z najcenniejszych cech charakteru. W dodatku wie, jak pogodzić obowiązki ze swoimi pasjami, a tych ma dwie: jujitsu i motocyklowy offroad. I tak jest od momentu, gdy skończył cztery lata i po raz pierwszy wsiadł na moto. To był dzień, który zapamiętam chyba do końca życia. Wróciłam z pracy do domu, a na placu stał bus, z którego Sebastian Krywult wyprowadzał malutką Yamahę PW 50. Myślałam, że dostanę zawału, bo od razu wiedziałam co się święci. A kiedy Emil zaczął jeździć po ogrodzie, omal nie zemdlałam. Takie to były początki. Tydzień później nie było już ogródka tylko mini tor motocrossowy z hopkami, belkami i oponami, na którym spędził cały kolejny rok. A moje kwiatki diabli wzięli (śmiech). Potem pojawiła się pierwsza 50-tka i tak stopniowo zaczęliśmy wsiąkać w ten sport. Ja też. W końcu jestem mamą i żoną i muszę zadbać o swoich chłopaków, którzy teraz każdy weekend przeznaczają albo na udział w zawodach, albo na treningi. Ale na tor nie idę, kosztuje mnie to jeszcze zbyt dużo nerwów, ale wyniki śledzę na bieżąco. Za to na mojej głowie jest jedzenie. Żadnych frytek czy pizzy. Ma być zdrowo: na śniadanie omlet na płatkach owsianych, przed startem je daktyle i pije sok wyciskany z pomarańczy (żadnej coli), po drodze kanapka z masłem orzechowym. Po wysiłku porządny obiad: ryż z kurczakiem, ryż lub makaron z warzywami. I symboliczne coś słodkiego na deser.

Tata Piotr

Motocykle to tradycja rodzinna. Jeździł dziadek, tata, ja i teraz Emil, wszyscy w Beskidzkim Klubie Motorowym. któremu niedługo stuknie „stówka”. Kilkanaście lat temu zasiliłem grupę hard endurowców, z którymi w miarę wolnego czasu upalamy po okolicznych górach, byliśmy w Rumunii, daliśmy parę występów na Ipone. Niestety w ubiegłym roku na jednych z zawodów naruszyłem kręgosłup i od tego momentu moje motocykle stoją w garażu. Ale mam ich tam więcej, bo jestem zakochany w klasykach własnoręcznie odrestaurowanych: Yamaha 82, WSK Sport, Simson Enduro, KTM 84. Gdy Emil zobaczył je po raz pierwszy wiedziałem, że będzie następca. Od razu zauważyłem, że jego zainteresowanie motocyklami to nie kaprys małolata, ale miłość, która może potrwać dość długo.

Dlatego zwróciliśmy mamie jej ogródek i zaczęliśmy pierwsze jazdy w Jasienicy z Bastkiem Krywultem, Kacprem Baklarzem, wzięliśmy udział w kilku zawodach organizowanych przez Anię Duraj w Czerwionce. Emil rozkręcał się coraz bardziej, trenował ile starczyło sił (przynajmniej dwa razy w tygodniu), wiele czasu spędzał także przed telewizorem oglądając transmisje z zawodów motocyklowych. Pasjonat! Gdy przesiadł się na Yamaszkę 65 (trochę dla niego za dużą, dlatego obniżono kanapę, zmieniono zawieszenie i było OK). Poprosił aby zacząć trenować z Przemkiem Kaczmarczykiem. Ale cały czas było to enduro. Któregoś dnia na MX namówił go Gaba Chętnicki. Pojechali do Cieszyna na Puchar Śląska no i nastąpiła przesiadka. Zakochał się w MX, któremu zaczął poświęcać coraz więcej czasu pod okiem Gaby. I choć w ubiegłorocznej edycji Ipone był drugi w swojej klasie, w tym roku zajął pierwsze miejsce, decyzja jednak zapadła: w nowym sezonie główne uderzenie pójdzie w motocross. Stąd coraz więcej treningów na torach w Szczejkowicach, Rybniku, Dąbrowie i w Cieszynie.

Emil nie tylko konsumuje swój ukochany sport, ale także jest niezwykle chłonny jeśli chodzi o sprawy techniczne, o tajemnice zawieszeń, sam często grzebie w swoim moto, czyści go i pielęgnuje. Sam także wybiera dla siebie motocykle. Ostatnio wybór padł na KTM, bo jego zdaniem to najlepszy sprzęt do motocrossu. Drugą pasją Emila jest jujitsu (Bearsekers Team), znakomita szkoła „padania” (śmiech). Dzięki intensywnym ćwiczeniom chłopak jest niezwykle elastyczny i zwinny (jest posiadaczem pomarańczowego pasa z trzema belkami). No i rower. Wszędzie jeździ na rowerze, nawet na motocrossowe treningi, jeśli są gdzieś w pobliżu. I zawsze na full, bo dla niego liczy się jak najlepszy wynik i w szkole, i w dyscyplinach sportowych, które uprawia. Także narciarstwo, bo nie może być inaczej w B-B, gdzie górskie szlaki są na wyciągnięcie ręki. A kiedy ma wolną chwilę, służy w kościele do mszy. Taki facet…

tekst Krzysztof Hipsz/foto: Krzysztof Hipsz, archiwum Dobiszów