Mamy za sobą 11 rund, a więc rozpoczęła się druga połowa tego upakowanego zawodami sezonu.
Zanim w indonezyjskim Pangkal Pinang rozpocznie się runda dwunasta, przeanalizujmy ostatnie wydarzenia i zobaczmy czego należy oczekiwać w najbliższej przyszłości. Tym bardziej, że podano nowe informacje odnośnie azjatyckich rund MŚ. Jedenaście rund to 22 wyścigi. Najwięcej zagarnął rzecz jasna KTM i to w obu klasach. Od holeshotów po dublety (najwięcej rzecz jasna Herlings, bo aż 7!) Bardzo rzadko się zdarza aby scenariusz się tak bardzo powielał, czyli że w obydwu klasach MŚ są duety, gdzie walczą bezpośrednio pomiędzy sobą koledzy teamowi i to o tytuł! W MX2 i w MXGP obecnie przewaga liderów stopniała bardzo, więc wcale nie jest jeszcze pewne kto jest najlepszy teraz, a kto będzie w Imola, na rozdaniu medali. Zwłaszcza w MX2 sytuacja jest niesamowicie wyrównana, bo każde słabsze miejsce Jonassa, natychmiast wykorzystuje Prado. Obaj są warci siebie i…tytułu mistrzowskiego.
Najpierw wydawało się że Jonass jest mocniejszy, bardziej opanowany i że niczym profesor rozgrywa wszystkie jazdy po swojemu, w pełni kontrolując wydarzenia. Ale do głosu z czasem doszedł hiszpański temperament młodego, cudownego „chłopczyka” Prado, który poczynił jeszcze większy postęp w swej jeździe od zeszłego roku. Zresztą to nie tylko kwestia temperamentu. Z Prado jest trochę tak jak z polskimi pilotami z dywizjonu 303. Byli zdolni, wyszkoleni, ale jak dostali odpowiedni sprzęt i mieli za sobą Imperium Brytyjskie, to pokazali wszystkie najlepsze atuty. Tym imperium dla młodego Hiszpana jest KTM, który niewątpliwie wręcz zagarnął najlepszych riderów dla siebie i sam stworzył potęgę jakościową, której najprawdopodobniej długo nikt nie pokona. No, może jak Cairolemu się znudzi jazda. Ale będzie wtedy Herlings…. A jak Jonass przejdzie do MXGP, to zostanie im przecież Prado. Wygląda więc na to, że o ile u Hiszpana nie wygra miłość do Ameryki (w wywiadzie mówił o tym, że ta myśl go nie opuszcza), to na najbliższe 2-3 lata będzie ciężko komukolwiek przejść tego chłopaka. I to tym bardziej, że jedyny, który umiał go teraz pokonać (Covington) jesienią wraca do USA. No więc kto ruszy ten KTM? Watson z Yamahy? Poczynił wielki postęp, ba, skok jakościowy. Ale przed nim jest jeszcze znana, wyrobiona marka- Olsen.
Po głębszej analizie widać jednak, że choć jest paru zawodników w powiedzmy TOP 5, TOP 6, to jednak miewają oni „fale”. Wyścigi znakomite, przeplatają mniej udanymi. Po prostu przytrafiają się im częściej niż duetowi z KTM błędy. A bywa że i awarie (jak Olsenowi w Anglii). Wielką nadzieją „czerwonych’ z Hondy HRC jest Calvin Vlaanderen. Po wkręceniu się na wysokie obroty dwa razy był wstanie wywalczyć podium. Ale on jest ewidentnie dopiero na początku drogi. Jest jeszcze jedna rzecz. Przyjrzyjcie się w jak szybkim tempie obaj pomarańczowi odjeżdżają reszcie. To standardowy obrazek tego sezonu. Dwa, trzy kółka i…już ich nie ma! Co ma takiego KTM w swych maszynach, że tak to szybko idzie? Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że technologia Austriaków obliczona na maksymalizację mocy i minimalizację wagi- kosztem trwałości silników- jest tu kluczem? Tego wprost nie powie zapewne nikt. Prędzej „zwalą winę” na talent wspomnianej, fantastycznej dwójki. Ale… pamiętajmy, że prócz tych wszystkich zalet ludzkich, cały czas trwa technologiczny wyścig zbrojeń, a KTM ostatnio naprawdę się wzmocnił. Że ich silnik w ćwiartce wytrzymuje krócej niż u Yamahy ? No i co z tego? Stać ich. To Factory Team, tam się nie szuka zbędnych oszczędności. Tam się myśli o zdobyciu kolejnego mistrzostwa świata. I to nie tylko w MXGP… No dobrze, KTM mamy omowiony.
A co z innymi? Jeżeli ktoś wierzył w Maxa Nagla i jego TM-a, to musi nadal wierzyć. Że może będzie lepiej. Bo na razie tylko tyle pozostaje kibicom Niemca. To już niestety nie tamten Nagl. Triumfy święci w Niemczech, na ADAC. Ale nawet tam potrafią go już objechać młodsi- jak Jacobi czy Lawrence. Gajser? W tym roku Gajser może być i ostatnio jest, ale tym trzecim. I w dodatku musi jeszcze mocno popracować w dalszej części sezonu, żeby w ogóle na to podium na koniec wejść. Bo jest jeszcze solidny i zawsze mocny, zdolny nawet wygrać z KTM-owcami Desalle. Kręci się często wokół 3-4-5 miejsca Febvre, ale to ta sama historia jak z Naglem. To już nie tamten Febvre sprzed wypadku w Matterley w 2016r. Jego największym błyskiem jest obecnie 3 miejsce na podium. O wygranej raczej nie ma mowy- nie pozwolą na to pomarańczowi. Raz na jakiś czas na wysokich miejscach plączą się obaj jeźdźcy Husqvarny. Paulin miał zostać nowym Naglem, po przyjściu do ekipy zarządzanej twardą, zimną ręką Finów (Raikkonena i Pyrhonena). Czy został? I tak i nie. Tak, bo dorównał poprzednim sukcesom Niemca, wjeżdżał na podium, ale nie- bo Nagl jest obecnie słabszy od Paulina. Francuz robi za solidnego dostarczyciela punktów, ale na podium aż tak często go nie widujemy. Mimo tego pozostaje mocnym kandydatem do 3 miejsca. A Max Anstie? Anglik ma ten sezon z głowy, jeżeli chodzi o wysokie miejsce. Dwie kontuzje, komplikacje zdrowotne i dopiero teraz mieliśmy pierwsze podium wygadanego Anglika.
Możliwe, że dalej będzie już tylko lepiej, ale straconych punktów się już nie nadrobi. W obozie Yamahy trwa impas. Jeździ Seewer, ale to przecież nowicjusz. Nie jeździ od początku sezonu Tonus i to jest kłopot niebieskich. Bo ten trzeci (obecnie trzech riderów w MXGP to albo luksus, albo… nadkomplet) czyli Simpson, chyba czeka na błoto w Indonezji. Bo tylko w takich warunkach jeździ wyśmienicie. Może więc teraz – jak poleją tropikalne deszcze- pojedzie znowu wyścigi marzeń. Być może Tonus z Seewerem pojawią się obaj w GP Szwajcarii, ale na powtórkę z rewelacyjnego występu tej dwójki przed rokiem bym nie liczył. Wrócił wreszcie do jazdy Guillod (pierwszy występ w tym roku był w Ottobiano!) ale faworytem to on ci nie jest. Ten sezon naprawdę nie oszczędza riderów i teamy. Prawie każdy ma jakieś kłopoty, kogoś nie ma, wiecznie coś się przypląta. Upierdliwa kontuzja Bogersa jest przyczyną jeszcze większej ilości siwych włosów na już i tak siwej głowie dyrektora sportowego HONDY HRC. Tak więc chyba główne karty mamy już rozdane w tym sezonie i pozostaje tylko obserwować jak pomarańczowa brygada dowozi swoje do szczęśliwego końca. W motocrossie wszystko zdarzyć się może- nawet w KTM- ale jak się ma polisę najlepszą z możliwych- czyli dwie dwójki samych mistrzów, to nawet obojczyki nie są problemem. Wracając jeszcze do Gajsera i Febvre, to wygląda na to, że ci najlepsi, byli już mistrzowie świata, od czasu swoich kontuzji nie potrafią powrócić do stanu ducha, umysłu, czy raczej mentalności zwycięzcy- sprzed swoich wypadków. Mówił o tym trochę Gajser, mówi o tym do dzisiaj jego ojciec. Chcą, robią wiele, ale czegoś tam wciąż brakuje. Stawiają na szalę przeciwko geniuszowi Herlingsa wszystkie swoje najlepsze atuty, najlepszy sprzęt.
I cóż to daje? Jeszcze nie to czego by chcieli! Czy jest więc „sposób na Herlingsa”? Jest! Sposobem na Herlingsa jest…sam Herlings. A raczej jego balansowanie na krawędzi, które czasami jednak kończy się jakimś złamanym obojczykiem czy czymś innym. Inaczej marne szanse, co widzieliśmy już tyle razy. Cairoli wygrał holeshota, Cairoli prowadził kilkanaście okrążeń, a i tak wygrał Herlings. W Ottobiano miał miejsce pierwszy wyjątek w klasie MXGP – zabrakło Herlingsa. Biedaczysko, musiał oglądać wyścigi w telewizji, ale zapewnił, że choć w pierwszym wyścigu, (no, może w dwóch), nie będzie mógł pokazać 100% swoich możliwości, to jednak potem zobaczymy już tego właściwego Herlingsa. Swoją drogą zastanawiające jest to na ile obecna technika medyczna pomoże mu w szybkim powrocie, a na ile będzie to kwestia warunków fizycznych i tego jakie przeciążenia będzie musiał znosić obojczyk. Kluczowe mogą okazać się dwa fakty. Pierwszy: pęknięcie kości obojczyka przed Ottobiano (na treningu w Belgii) nastąpiło blisko miejsca, gdzie rok temu Jeffrey miał również złamanie. Było to tuż przed startem sezonu i choć wykurowano go w miarę szybko, to sam później narzekał, że przeszkodziło mu to we właściwym wejściu w sezon i miało wpływ na pierwsze wyniki. Tym razem sytuacja jest jakby inna, bo w innym momencie jest kontuzja, ale przewaga nad Cairolim stopniała do ledwie 12 pkt a przecież Włoch tylko czeka na okazję do odebrania czerwonej tabliczki lidera. Drugi fakt, to okoliczności w jakich teraz przyjdzie się ścigać Holendrowi. Nikt tego nie powie wprost, ale jednak klimat jaki czeka na riderów w Indonezji niezbyt służy wszystkiemu co słabe, chore lub ledwo połatane na i w ciele człowieka. Dwie rundy pod rząd w tropikalnym, niesamowicie wilgotnym środowisku, to niekoniecznie dobra rzecz, nawet dla wytrenowanego organizmu. Dlatego zaleca się wstrzemięźliwość w szacowaniu wyników, do momentu przynajmniej zakończenia pierwszego wyścigu.
No, jest jeszcze inny scenariusz. Np. lekarz nie dopuszcza Herlingsa do wyścigów… Na moje pytanie w Ottobiano: „czy jesteście pewni że Jeffrey wystartuje od razu w Indonezji?” pani manager od mediów uśmiechnęła się zachowawczo i odparła: „zobaczymy”. Skoro przechodzimy do Indonezji to powiedzmy teraz o azjatyckiej otoczce MXGP. Jeżeli są jeszcze krytycy „włóczenia się MŚ MX po Azji i dzikich krajach” to mam dla nich złą wiadomość. Będzie kolejna azjatycka runda – już od wczesnej wiosny. Do listy dopisano bowiem w Ottobiano (tam odbyła się oficjalna zapowiedź i prezentacja) miejsce znane całemu światu. I to nie tyle ze sportu, co z filmu i pieniędzy. Hongkong! Tak, to nie żart. Finansowa stolica Azji wydaje się dziwnym miejscem dla takiego terenowego sportu jak MXGP. I tu właśnie tkwi błąd w myśleniu, powielany przez tradycyjnych, europejskich znawców (oraz „znaffcófff”) MX. Okazuje się, że jest sens robić takie zawody, bo po pierwsze są tam na to pieniądze, są możliwości, ale przede wszystkim- są chęci. I to na tyle mocne, że umowę z Hongkongiem podpisano od razu na…3 lata. Także w przyszłym roku czekają nas dwie „chińskie” rundy- Szanghaj i Hongkong. Pisałem już jakiś rok temu o tej tendencji do „wchodzenia w Azję”. Organizator i promotor MŚ kieruje się nie tylko znanym z polskiego podwórka doraźnym zyskiem i korzyścią własną. Kieruje się przyszłościowym myśleniem, inwestuje w zawody, które na tamtych rynkach są czymś ciekawym, innowacyjnym, mają już swoją renomę, powodzenie i rozwijają się. A pamiętajmy, że tam nie ma aż takiej popularności futbolu jak w Europie. Nie ma też hokeja, siatkówki czy lekkiej atletyki na tak powszechnym poziomie. Są inne sporty, owszem, ale MXGP jest czymś nowym, sprawdzonym i na tyle ciekawym, że wielomilionowe społeczności i liczni sponsorzy chcą takich moto igrzysk. Skoro taka Formuła 1 idzie coraz bardziej w widowiskowe wyścigi uliczne? Motorsport musi też wyjść do ludzi a nie tylko czekać, aż ludzie sami przyjdą. Sprawa była badana oczywiście od dawna, jednak wyjątkowo podatny i przyjazny grunt dla zorganizowania takiej imprezy w kolejnych krajach Azji okazał się bardzo zachęcający. Także drodzy kibice, nie obawiajcie się- poza Loket i tak nie jeździmy za często na Grand Prix, natomiast całe przedsięwzięcie ma się dobrze, a nawet coraz lepiej.
Azja okazuje się dobrym kierunkiem, w odróżnieniu od np. USA, z którym sporo było problemów, bo tam wolą swój supercross i swój pro-motocross. Osobną kwestią jest też koniec z rundami MŚ kobiet poza Europą. Na wyraźne wnioski min. Kiary Fontanesi i Larissy Papenmeier, poparte przez pozostałe riderki, WMX odbywać się będzie w Europie, co daje z pewnością wszystkim dziewczynom więcej szans na udział w tych rundach i nie generuje nadmiernych kosztów. Jak ten sezon już dobrze pokazuje – na każdej rundzie jest pełniutka maszyna i oby tak pozostało. W Grand Prix Indonezji zobaczymy rzecz jasna okrojoną stawkę riderów, uzupełnioną o pewną liczbę miejscowych. Jak się okazuje, w krajach azjatyckich jest całkiem sporo ludzi dosiadających crossa i nawet ścigających się. Dotyczy to również..kobiet. I to nawet w kraju muzułmańskim, jakim jest przecież Indonezja! Pomijając już nowoczesność infrastruktury indonezyjskiej i mocna rozbudowę, liczne inwestycje, jest to kraj, w którym takie Mistrzostwa Świata są po prostu ważnym wydarzeniem w skali kraju. Do tego ta gościnność miejscowych, która wykracza poza to, do czego wszyscy uczestnicy przywykli gdzie indziej. No po prostu nic tylko odpalać maszyny i jechać!Kto pojedzie w walce o punkty? Rzecz jasna ci najbogatsi, z zamożniejszych teamów, plus miejscowi.
Wszyscy ci, którzy liczą się w walce o co lepsze miejsca, tak powiedzmy pierwsze dwudziestki. No, prawie wszyscy. Właśnie okazało się, że nie weźmie udziału w obydwu rundach indonezyjskich niestety Hunter Lawrence. To kolejny cios w serce Livii Lancelot, i tak już umęczonej wiecznymi problemami i niepowodzeniami. Hunter musi wreszcie dobrze wyleczyć dłoń, po urazie jakiego doznał w Trentino i jaki mu się odnawiał, przy kolejnych glebach i skokach. Sami widzieliście jego ostatnie wyniki. To nie był on! Niech więc wyleczy i wróci w jak najlepszej formie. Akurat prosto na Loket. Tak więc czekamy na pierwsze azjatyckie rozstrzygnięcie i na Herlingsa. Transmisja wyścigów na EUROSPORT 2 (LIVE!) w najbliższą niedzielę, od godz. 7:00 czasu europejskiego. Będzie gorąco – to jasne, ale czy czeka nas znowu bagnisty koszmar i lekcja survivalu, jak to było przed rokiem? Odpowiedź poznamy już w czasie sobotnich kwalifikacji.
fot.: KTM, Husqvarna (archiwum Pangkal Pinang 2017)