Trzecia runda Międzynarodowych Mistrzostw Słowacji (MMSR) pod nazwą MXOPEN odbyła się na słynnym torze „pod autostradą” D1, czyli w górzystym Sverepcu. Znakomite warunki, rasowy tor, liczni kibice, piękna pogoda i popis jazdy „chłopców Osićki”.
Potężny wiadukt autostradowy góruje nad doliną, której boczne odgałęzienie skrywa jeden z najbardziej znanych torów w tej części Europy. W Sverepcu odbyły się Mistrzostwa Świata klasy 500cm w 1996r, a w 1995r. Motocross of Nations, z udziałem złotej drużyny Belgów z Evertsem w roli głównej.
Co roku niemalże gości na tym obiekcie runda słowackich mistrzostw, a w roku ubiegłym połączono te rozgrywki z rundą eliminacyjną EMX65 i 85cm. Startował tam wtedy nasz Dawid Zaremba i zajął niezłe miejsce, wywożąc swój najlepszy wynik sezonu w strefie North West. Tym razem w rozgrywkach wzięło udział zauważalnie mniej riderów niż to miało miejsce w Myjavie podczas drugiej rundy (1.05). Co jednak wcale nie oznaczało, że rywalizacja było mało barwna czy pozbawiona większych emocji. Wprost przeciwnie! Najpierw o znakomity pojedynek postarali się po raz kolejny Czech Adam Duśek i Słowak Samuel Struk.
Ten pierwszy przeżywa prawdziwy renesans formy i zaskakuje tempem oraz zdecydowaniem. Ten drugi dokonał wyraźnego postępu i pojawił się nawet na ADAC, by przyśpieszyć progres i rywalizować z silniejszymi rywalami. O tym, że u Słowaków wydarzyło się sporo dobrego już pisałem przy okazji relacji z Myjavy (ostatni numer X-CROSS), jak też po ostatniej rundzie ADAC w Moggers. W każdym razie są oni coraz bardziej widoczni, a rywalizacja czesko-słowacka nabiera dzięki temu rumieńców. Struk i Duśek mieli w pierwszym wyścigu jeszcze do czynienia z Jirim Matejcem.
Wyrośnięty junior od dawna jest w ścisłej czołówce czeskich mistrzostw juniorskich, a zarówno on jak i paru innych, pojawiło się w Sverepcu prosto z rozegranych dzień wcześniej Mistrzostw Czech Juniorów. Nakręceni, rozgrzani i rozruszani rywalizacją na torze w Karlinie (piszemy o tym osobno) Czesi postanowili zgarnąć co się da. Tyle że Samuel Struk postanowił im w tym wydatnie przeszkodzić, bo i gospodarze chcieli też mieć coś dla siebie.
Obydwa wyścigi połączonych klas 125cm i MX2 Junior były teatrem walki między Duśkiem a Strukiem, a ich pojedynki dodatkowo nakręcał świetny spiker, o wyrazistym, emocjonalnym głosie (Petr Kovar, były zawodnik). Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, ale ostatecznie zwycięsko wyszedł z tego Struk, który wygrał I wyścig, a w drugim, po niesamowicie zaciętej walce i kolejnych zmianach na prowadzeniu zmianie, był drugi za wspomnianym Duśkiem. Matejec wygrał jeden start i był drugi w I biegu, ale drugi miał nieco gorszy i w efekcie stanął na 3. miejscu podium. W „setkach” górą był w obydwu wyścigach Martin Venhoda, regularny uczestnik ADAC i EMX125, który również przybył prosto z Karlina. Te największe emocje wzbudziły jednak jak zwykle wyścigi klasy najwyższych, gdzie ze względu na mniejszą frekwencję połączono MX2 z MX1.
Najpierw najlepiej wystartowali Martin Michek (multimistrz Czech) i Frantiśek Smola, ale szybko sytuację wyjaśnił Austriak Neurauter. Objął prowadzenie (jak zwykle bywa) i kwestia pierwszego miejsca właściwie była już wyjaśniona. Za nim jednak działy się najciekawsze rzeczy! Oto lider Słowaków- Tomaś Śimko- podjął wyzwanie i zaczął naciskać jadącego przed nim Michka. W końcu mu się to udało ku wielkiej uciesze słowackich, licznym na torze kibiców. Ale gdy zabrał się do Smoli, okazało się, że trafiła kosa na kamień i na jednym z dolnych zakrętów, na zjeździe ze stromej górki przedobrzył i… spowodował upadek swój i rywala! Tego się Smola nie spodziewał, że w taki sposób straci wysokie, drugie miejsce. Śimko też stracił szansę, a najlepiej wykorzystał tę okazję Filip Neugebauer, który z dalszego miejsca sukcesywnie przebijał się do przodu. Neurauter z przodu jechał niezagrożony swoje, ale drugie miejsce stało się udziałem jego teamowego kolegi Neugebauera, który uporał się z Michkiem.
Tak więc „chłopcy Osićki” zgarnęli dwa pierwsze miejsca. Michek był trzeci. Zanim doszło do wyścigu finałowego, wystartowali też weterani, wśród których rzecz jasna dominował czeski Ironman, Martin Żerava, potrójny mistrz świata weteranów. Za nim na podium znaleźli się Zdenek Pućalka i Jiri Pach. Przed finałem MX2 i MX1 oraz Superfinałem (w którym jadą najlepsi uczestnicy wszystkich czterech klas) wiadomo było, że Słowak Śimko zrobi wszystko, by jak najlepiej zaprezentować się i zrehabilitować na ową wpadkę, która kosztowała go sporo. Ale chętkę na kolejne drugie, a może i pierwsze miejsce miał też zachęcony tak udanym I wyścigiem Neugebauer. Start drugiego finału mógł decydować o wszystkim. Gdyby znowu po mistrzowsku rozstrzygnęli go „Osićka boys” byłoby jasne, że będzie niezwykle trudno komukolwiek ich dogonić. Martin Michek nie jest bowiem jeszcze w pełnej dyspozycji z powodu wyłomu w przygotowaniach wczesno-wiosennych (złamanie palca).
Ale może Śimko? I cóż się stało? Otóż start ten wygrał… właśnie Śimko! Tuż za nim sunęli chłopcy Osićki, ale Śimko jechał jak natchniony! Utrzymywał świetne tempo, podczas gdy np. Michek gdzieś tam zginął w tłumie i zaplątał się między młodszych z MX2. Ale jak to w życiu bywa, żaden grzech nie pozostaje bez kary losu. Na tym samym zakręcie, gdzie wcześniej podciął Smolę i upadli obaj, Śimko nagle upadł (uślizg koła) i w tym momencie sprawa ponownie stracił szansę na wysokie miejsce! Ależ podwójny pech i to w tym samym miejscu! Natychmiast wyprzedzili go Neurauter i …Neugebauer. A więc duet Neu&Neu mknął na pierwszych miejscach, gdy tymczasem trzeci jechał kolejny gość z Austrii, Michael Kratzer. Śimko nie stracił jednak aż tak wiele miejsc, gdyż pierwsza trójka narzuciła od początku tak wysokie tempo, że odsadziła pozostałych dość wyraźnie.
A gdy Kratzer sie nieco pogubił i nie utrzymał tempa, Śimko cisnąc ile wlezie dostał się na 3. miejsce. Reszta rywali, w tym Michek, musiała się zadowolić dalszymi miejscami. A więc ponownie „Osićka boys” najlepsi! Trzeci z tej ekipy- Słowak Śimon Jośt (MX2) miał nieco gorszy jeden start, ale cały czas utrzymywał wysokie miejsce w tabeli. Przyszła więc pora na ów Superfinał, który jednym się podoba a innym nie. Taka formuła ma jednak ten plus, że riderzy jadąc aż 3 wyścigi w dzień, są jeszcze lepiej wyjeżdżeni i mają dodatkową dawkę emocji, ale przede wszystkim okazję do nagród finansowych. Superfinał jest tak pomyślany, by nie „zajechać” riderów (trwa tylko 15 minut), ale dać wszystkim dodatkowe punkty, która mają określoną wartość, wyrażoną w.. EURO. Jest więc o co walczyć i wydaje się, że jest to dobra formuła. Start Superfinału rozstrzygnął najlepiej kto? Neurauter i Neugebauer! Tym razem chłopcy Osićki nikomu nie pozwolili sobie wydrzeć prowadzenia od początku i poszli jak burza.
W końcu dobrze wystartowali młodsi- Denis Polaś i Mr. Holeshot- czyli Jonaś Nedved, który wcześniejsze starty miał mniej udane niż zwykle ma (został zamknięty przez silniejsze maszyny). Z młodzieżą wkrótce jednak uporał się doświadczony Michek, ale na wspomnianym już feralnym zakręcie doszło do kolejnej spektakularnej gleby. Tym razem wyleciał z siodła jak z katapulty Zdenek Kratochvil, który co ciekawe wykonał podobny manewr po wewnętrznej jak wcześniej Śimko. Atakując młodego Polaśa, wbił się gdzieś w twardsze podłoże i… siła odśrodkowa na wyprofilowanym w dół wirażu zrobiła swoje. Oszołomiony pozbierał się, ale dobre punkty już odjechały… Polaś miał sporo szczęścia, że nie poleciał na glebę i kontynuował szybka jazdę. Za czołową dwójką Osićka Team pojawił się znowu Śimko, co oczywiście natychmiast zwiększyło doping słowackiej publiczności.
Dalej ciągnęli weteran Bartoś, Jośt (na maszynie 250cm!) Kratzer, Michek i Krć, który ostatnio jest jakby nieco mniej szybki niż zwykle. Ostatecznie na mecie jako pierwsi zameldowali się ponownie Neurauter, Neugebauer i Śimko, który po tych wszystkich przygodach chyba powinien być najbardziej zadowolony z końcowego rezultatu. Chłopaki Osićki wyrastają na faworytów, choć Neugebauer miał w Superfinale w Myjavie największego pecha, gdyż zaraz po starcie został przewrócony i jako pierwszy odpadł z jazdy. Tym razem wszystko było pod kontrolą, a najlepszym dowodem jak silna jest ekipa „Osićka boys”, są same ich wyniki. W generalce MX1 prowadzą Neurauter przed Neugebauerem, w generalce Superfinału jest to samo, a Jośt w MX2 jest na 2. miejscu, zaś w Superfinale zajmuje świetne 4. miejsce. A pamiętacie co jest nagrodą główną dla zwycięzcy klasyfikacji Superfinału? Nowiutki Ford Fiesta, ufundowany przez dealera Forda z Koszyc, firmę Szilcar. Firmę, która ma już nawet swojego ridera i mini team. A więc samochody spokojnie mogą sponsorować motocykle.
Na koniec osobne słowo dla organizatorów. Nie dość, że zawody elegancko przeprowadzone, bez obsuw i sporów, to na dodatek tor pięknie przygotowany, polewany ze względu na panujący upał, przebronowany. Publika również ładnie dopisała, zresztą Sverepec ma przecież długą i zasłużoną renomę. Ale widok długich sznurów aut zaparkowanych wzdłuż owego wysokiego wiaduktu robił wrażenie. Tam się kocha i szanuje motocross! Ładnych kilka tysięcy kibiców na tym obiekcie miało akurat świetne warunki do oglądania całego wyścigu, gdyż widok z zachodnich tarasów i skarp jest na zdecydowaną większość pięknie położonego toru. Do tego jeszcze sponsorzy (sprzęt budowlany, koparki itp) i kryta trybuna, oraz wysoka wieża widokowa, która daje unikalne spojrzenie z góry na cały areał. Dodatkowe ozdobniki? Motocrossowa pizza! Smaczna, niedroga i do wyboru: albo Gajser, albo Cairoli, albo Herlings, albo…Neugebauer.
Pomysł przedni, ekipa uśmiechnięta i znająca się na dobrym smaku. Nie mogło rzecz jasna zabraknąć Monstera, który jak zawsze zadbał o „powiew MXGP” w postaci rzucanych w tłum kibiców fantów i rozdzielanych napoi. Do tego jak zawsze przemiła atmosfera, gościnne przyjęcie ze strony promotora (który zamiast nawoływać do bojkotu nas jak prezes GAMK, bardzo się cieszy, że przyjeżdżamy na słowackie zawody i docenia nas za to co robimy). To się naprawdę nieczęsto zdarza, że ktoś tak troszczy się o dziennikarza zza granicy, jak robią to Słowacy. Cóż… niech więc nikogo nie dziwi, że po prostu wiele spraw wygląda nieco lepiej niż u nas i o niebo przyjaźniej. Podobnie jak w Czechach, które tak próbują wyśmiać niektórzy z Północy Polski….Dlatego właśnie, doceniając takie podejście Słowaków i rozumiejąc jak ważne są przyjazne kontakty i otwartość na innych, tak chętnie tam jeździmy. Kto się zamyka w swoim kręgu znajomych i żyje w swoim własnym, ciasnym świecie, nigdy tego nie zrozumie…
Kolejna runda odbędzie się w Mniśku nad Hnilcem, 7. lipca. Jeżeli nasi riderzy nie będą mieli akurat nic ważniejszego, serdecznie zachęcamy do odwiedzenia Słowacji. Nasi sąsiedzi cały czas pytają o naszych zawodników i cierpliwie czekają na ich przybycie. W imię przyjaznych relacji i w imię zdrowej rywalizacji sportowej. A że i wywieźć co nieco za dobre miejsca też można, to tym lepiej.
foto: Alek Skoczek