Mistrzostwa Świata w Obornikach? Wszystko jest możliwe…

Po długiej przerwie znowu wysyp. Jedna strefa, druga, trzecia i… I na pierwszym miejscu znalazły się Oborniki, gdzie wystartowało 185 riderów. Więcej niż na Centralnej i Południowej razem wziętych.

Mało tego, również Opatrzność sprzyjała chyba „zachodnim”, bo gdy gdzie indziej lało, pod Poznaniem świeciło słońce, czasami tylko kryjąc się za bezdeszczową chmurką. Miejscowy klub cały czas trzyma wysoki poziom. ale mało tego, zawsze czymś zaskakuje kibiców, którzy i tym razem stawili się w liczbie naprawdę imponującej.

Na trybunach ścisk, a wzdłuż drogi i na zaimprowizowanych parkingach dziesiątki samochodów. Mali i duzi fani dwóch kółek mogli liczyć nie tylko na ostre ściganie we wszystkich klasach, ale także na… pokazowy przejazd sidecarów z pomiarem czasu. Trzy teamy z Czech przyjechały do Obornik, aby zaszczepić w Polakach miłość do motocykli z wózkiem. U nas zapomniane, natomiast u południowych sąsiadów bardzo popularne. W Polsce na sidecarach jeżdżono dawno dawno temu, po raz ostatni tytuł mistrza Polski przyznano w 1959 roku Zygmuntowi Sikorze, ale potem rdza je zżarła i dzisiaj ślad po nich w naszym kraju zaginął.

Parę słów o sprzęcie… Zawodnicy upalają motocyklami o pojemności od 700 do 1100 ccm przystosowanymi do motocrossu, a przyczepka może być zamontowana z lewej lub prawej strony. Istotne modyfikacje dotyczą przede wszystkim przedniego zawieszenia, które gwarantuje stabilność i pozwala na długie loty ciężkimi maszynami. Przebudowany jest też układ chłodzenia. Wielkie, samochodowe chłodnice montowane na wózku są niezbędne, aby schłodzić te ogromne silniki. Za powodzenie wszelkich dokonywanych akrobacji odpowiedzialni są w jednakowej mierze kierowca i pasażer, zwany pająkiem. Gdy na maszynie startowej rozległ się specyficzny ryk sidecarowych silników, wszyscy jak jeden mąż, niedojadając często smakowitej kiełbaski ruszyl, aby obejrzeć coś, co mieli zobaczyć pierwszy raz w życiu.

Wśród podziwiających popisy pająków znalazł się także burmistrz Obornik Tomasz Szrama. Gdy Czesi zakończyli trening, ku zaskoczeniu wszystkich łącznie z prezesem klubu, „władza” publicznie złożyła następującą deklarację: w roku 2020 w Obornikach zorganizujemy Mistrzostwa Świata Sidecarów. Wszyscy oniemieli, ale słowo się rzekło, sidecar u płotu. W tym miejscu dygresja: sidecary ścigały się w Polsce już dwa razy: we Wschowie i w Gdańsku, więc dlaczego nie pod Poznaniem? No dobrze, przejdźmy jednak do zawodów motocyklistów, bo to jednak oni byli głównymi bohaterami niedzielnego spektaklu. Spektaklu, w którym niestety warkotowi dwu i czterosuwów kilkakrotnie towarzyszyła syrena karetki pogotowia. Czy to zmęczenie materiału, czy niefrasobliwość riderów, czy zwykły pech były powodem (na szczęście nie bardzo groźnych) kontuzji, nie wiadomo…

Artur Nowak

Już w pierwszym przejeździe Mastersów jazdę musiał przerwać Artur Nowak (bohater okładki X-cross nr 47) po zerwaniu więzadeł. Zapytany o przyczynę stwierdził: noga weszła w koleinę i po zawodach. Pech, ale na pewno nieźle przygotowany tor, o którym mogę tylko powiedzieć w samych superlatywach. Tak więc zawodnik Automobilklubu Gorzowskiego poznawał bliżej lokalną służbę zdrowia, gdy jego koledzy rozgrywali kolejną batalię o punkty. Dwa razy triumfował Radosław Matuszczak, drugi na pudle był Sebastian Kałużny, trzeci Dariusz Przybysz.

Igor Zienkiewicz

W klasie Open mieliśmy dwóch rozgrywających: Luisa Carstensa i Igora Zienkiewicza. W pierwszym biegu prowadził do ostatniego okrążenia Luis, niestety gleba spowodowała, że był drugi za Igorem. Luis, robiłeś świetne whipy… eeee tam, ale wynik kiepski… Po drugim wyścigu Carstens zjeżdżając do parku maszyn był już uśmiechnięty, jak zwykle. W generalce pierwszy, drugi Zienkiewicz, trzeci Bartek Dorosz (3-3). W Open pojechał gość z Niemiec Eric Brandt, ale nie dał rady Polakom (w Mastersach ścigał się także Frank Zeller). Wielotygodniowa susza sprawiła, że tor chłonął wodę jak gąbka. Mimo polewania od kilku dni wystarczyło kilka przejazdów, by musieli interweniować strażacy. Rosło opóźnienie, jednak nikt z zawodników nawet się nie skrzywił.

Wiktor Sobiech

Lepiej częściej polewać, niż olewać startujących riderów. Bardzo emocjonujący okazał się wyścig 85-tek. A to za sprawą dwóch rekonwalescentów z ktmsklep.pl – Wiktora Sobiecha i Mateusza Szafrańskiego. Obydwaj po poważnych kontuzjach, choć już walcząc tylko o pietruszkę znakomicie poradzili sobie z konkurentami. Brawo dla opiekunów i trenerów, bo ich podopieczni pokazali nie tylko hart ducha, ale także świetną formę. Co to jednak znaczy wyleczyć (a nie zaleczyć), wyczekać i zaatakować. Zwłaszcza Wiktor po tak długiej przerwie zaskakuje swoją jazdą, bo przypomnijmy – na Mistrzostwach Polski w Więcborku pokazał, że lider klasy 85ccm Maks Chwalik musi mieć się na baczności. Z kolei Mateusz dopiero włączył się do gry, ale jak widać, też będzie groźny.

Maciej Przybysz

W klasie MX Junior pierwszy wyścig wygrał co prawda Marcin Bandosz, jednak już w drugim, decydującym o klasyfikacji w zawodach karty rozdał Michał Kuczyński (trzeci w klasyfikacji generalnej ORLEN MXMP w klasie MX125) stając ostatecznie na najwyższym stopniu podium. W klasie Kobiet rywalki dwukrotnie rozprowadziła Justyna Melech, druga była Agata Stachowiak a trzecia Milena Siwicka. Tradycyjnie najliczniej stawili się kierowcy startujący w klasach MX1C (29) i MX2C (32). W pierwszej zwycięstwo odniósł Kamil Majorczyk, w drugiej Dawid Słaby.

Podsumowując… woda była, prąd był, muza leciała, ludzie się bawili, zapisy bez kolejek, tor bez przykrych niespodzianek, biuro sprawne, marshale 4 z plusem, catering w przystępnych cenach. Czego chcieć więcej? Niczego, a zatem do następnego…