Mistrzowska runda MX MP w Człuchowie. Poziom nadal rośnie

Człuchów podjął wyzwanie i dał radę. Po pierwsze z wysoko podniesioną przez MX Lipno, organizatora pierwszej rundy MXMP, poprzeczką. Po drugie skutecznie forsując koncepcję dwudniowego harmonogramu zawodów, z wyścigami w sobotę i w niedzielę.

Tor imienia Tadeusza Szwemina został przygotowany tak jak zawsze, czyli idealnie. Ale gwoli sprawiedliwości nitka toru to wisienka na torcie. Torcie, nad którym człuchowski staff pracował cały rok. Pozyskanie sponsorów, częste spotkania z władzami samorządowymi miasta, gminy i powiatu, systematyczna dbałość o cały obiekt zajmuje trochę czasu, który mija czasami szybciej niż się nam wydaje.

Zbigniew Zakrzewski (prezes CzAMK): „Nasz spokój zawdzięczam po pierwsze władzom samorządowym miejskim, gminnym i powiatowym i oczywiście naszym wieloletnim sponsorom. Ci nie tylko wspierają finansowo ale starają się być obecni wszędzie tam, gdzie startują nasi zawodnicy. Dzisiaj cały dzień towarzyszy mi pan prezes Marek Kubiak (Poltarex) dopingując (ale także częstując jagodziankami) człuchowskich klubowiczów. A skoro o zawodnikach mowa…

Kilka lat remu startowali u nas riderzy z Białorusi. I choć nadano im Kartę Polaka, zdali egzaminy, mają wielopokoleniowe udokumentowane polskie korzenie to dzisiaj nie mogą startować w swojej Ojczyźnie gdzie mieszkają, studiują pracują. Tymczasem polski rząd (a może PZM) nie uznaje ich oficjalnych dokumentów. Gdyby tę kwestię udało się załatwić, byłym najszczęśliwszym prezesem pod słońcem”.

Co czekało w Człuchowie zawodników, kibiców i organizatorów? Przede wszystkim potężna dawka emocji, bowiem rywalizacja weszła na kolejnym wyższy level, Poszczególni riderzy zaczęli odsłaniać karty, pokazując jaką dysponują kondycją i prędkością, i który z nich ma największe szanse na zdobycie mistrzowskiego tytułu. Niewątpliwym smaczkiem w tej motocrossowej układance jest udział w Mistrzostwach czołowych zawodników z Łotwy, z których część to stali bywalcy na torach ADAC i MXGP. Już rozpoczynająca sobotni klasa MX Kobiet uświadomiła, że łotewscy rywale zdecydowanie podniosą poziom wyścigów w poszczególnych kategoriach.

14 dziewczyn to sporo jak na naszą polską rzeczywistość, a wśród nich m.in., Oliwia Połóg, Karolina Jasińska, Oliwia Wiśniewska, dawno nie widziana  Agilija Skudutyte i Paula Bertasiute. Przyglądając się zmaganiom dziewczyn nasuwa się jeden, jakże bardzo ważny wniosek: skończyła się spacerowa jazda po torze. Jeszcze kilka lat temu, gdy na maszynie startowej stawały panie, kibice szli na kiełbaskę lub na piwo. Teraz jest zupełnie inaczej, bo dziewczyny tną się od pierwszej sekundy wjeżdżając w zakręt czy na hopę, nieraz „łeb w łeb”. Nie ma przebacz, jest walka o każdy metr. Ich jazda robiła wrażenie tym bardziej, że główną napędzającą była znakomita Łotyszka Paula Bertasiute.

Co prawda trzykrotnie meldowała się jako pierwsza na mecie (w kwalifikacjach i obydwu biegach), jednak różnice czasowe dzielące ją od drugiej w klasyfikacji zawodów Jasińskiej i trzeciej Skudutyte to były ledwie dziesiąte sekundy. W klasyfikacji sezonu Paulę i Karolinę dzieli ledwie różnica 9 punktów, a zatem walka zapowiada się bardzo zacięta. Natomiast o ogromnym pechu, ale i szczęściu może mówić Zuzia Grzybowska. W pierwszy biegu jej upadek wyglądał bardzo groźnie, na noszach przetransportowano ją do karetki, która natychmiast ruszyła do szpitala.

Na szczęście okazało się, że wszystko jest OK. A przy okazji… W padoku pojawiła się nieoczekiwanie Julka Jarmołkowicz, jeszcze niedawno czołowa polska zawodniczka MX, była wicemistrzyni Polski w klasie Kobiet, dzisiaj studentka medycyny. Zapytana o to, czy zamierza wrócić do motocrossu stanowczo zaprzeczyła, choć czasami myśli o tym, aby choć na chwile wsiąść na moto.

Sobota była także sprawdzianem dla „osiemdziesiątkarzy”. Stawili się dość licznie w Człuchowie, bo w liczbie 25. Kwalifikacje i wyścigi toczyły się pod dyktando Ostapa Andrukha, który wziął wszystko co było do wzięcia. Na drugim miejscu znalazł się Maksymilian Komosa, a na trzecim Janek Hinc.

Najliczniej obsadzili maszynę najstarsi uczestnicy Mistrzostw co może wskazywać na fakt, że społeczność MX nam się starzeje. Na szczęście panowie pozostają w tak znakomitej formie, że mogą im pozazdrościć znacznie od nich młodsi. A w jak znakomitej niech świadczy przypadek Maćka Zdunka, który zdecydował się wrócić do klasy Open bo tak go rozpiera energia.

Pod jego nieobecność klasę Masters objęli we władanie bracia Kędzierscy. Najszybszy okazał się Łukasz, za nim uplasował się Karol, trzeci był Marcin Ryczek. W takiej kolejności zaliczyli obydwa biegi, w kwalifikacjach zamiast Ryczka trzeci był Marcin Polnar. W krótkiej rozmowie z Carlosem ten uprzedził, że „brat bratem ale łatwego życia na torze Łukasz z mną mieć nie będzie”.

Sobotni, pierwszy dzień Mistrzostw zakończyli zawodnicy MX2. Niekwestionowanym dominatorem był Jakub Kowalski (1-1), za którego plecami ostrą walkę stoczyli Damian Zdunek (3-2) i Dawid Zaremba (2-3). Kuba prowadzi w klasyfikacji sezonu wyprzedzając Seweryna Gazdę i Janka Rompkowskiego. Dawid: „W Człuchowie zdecydowałem, że pojadę w dwóch klasach. W sobotę wystartowałem w MX2 aby powalczyć z chłopakami, którzy mają mocniejsze maszyny. Poszło całkiem nieźle, bo wywalczyłem finalnie 3. miejsce. W niedzielę czeka mnie start w klasie 125”.

Andrzej Rencz: „Wszystko pięknie, ładnie, jedyna smutna refleksja po pierwszym dniu Mistrzostw to niska frekwencja. W przeciwieństwie do Pucharu Polski czy choćby „strefy zachodniej” maszyna startowa była zapełniona ledwie w połowie, nie zawiedli jedynie Mastersi i Masters 50+. Czy z jednej strony chodzi o koszty a z drugiej brak wystarczających tzw. bodźców finansowych? No i po trzecie „bałagan” w harmonogramach, bowiem zawody są rozgrywane wg różnych kluczy. Są dwudniowe, półtoradniowe a nawet czekają nas jednodniowe. To chyba coś nie tak. Bogu dzięki, że znacznie stabilniej jest wśród naszych szkoleniowców.

Na bardzo dobre wyniki swoich podopiecznych nie mogą narzekać Arek Mańk, Gabriel Chętnicki, Maciek Więckowski czy Mirek Kowalski. Ale to także zasługa teamów sponsorskich jak na przykład Garden Kwarc czy Stara Gwardia, które na dla najlepszych przeznaczają finansowe wyróżnienia. Ale oni także rezerwując tor w Lidzbarku czy Więcborku proszą o jedno: tylko nie równajcie toru. Nie muszę mówić dlaczego. Nie rozumiem tego przywiązania do wyrównanego toru. Motocross to dziury, koleiny, a poza tym im bardziej płaska i równa powierzchnia tym jest bardziej niebezpieczna, bo kusi aby dać manetkę na maksa. Zresztą kwestie równana toru były gorącym tematem uroczystej sobotniej kolacji podczas której (i o tym muszę wspomnieć) zaserwowano m.in. domowy smalczyk i ogóreczki małosolne, które będę wspominał przez lata. Bo drobiazgi też się liczą”.

Noc z soboty na niedzielę to był pogodowy Armagedon. Silne wietrzysko demolowało padok, a potężna ulewa groziła zalaniem toru. Na szczęście Opatrzność poprzykręcała kurki w odpowiednim momencie. Było to ważne, bowiem niedzielne starty transmitowała MX Poland tv. W samo południe Kuba Barczewski wciągnął na maszt biało-czerwoną, zagrano hymn (niestety nie wszyscy pamiętali, że w takim momencie należy zdjąć czapkę z głowy co, dodajmy. nie jest manifestacją polityczną a patriotyczną). Wręczono także pamiątkową statuetkę Władysławowi Knapowi z okazji 50 rocznicy startów w człuchowskim klubie.

Na maszynie pojawili się najmłodsi uczestnicy Mistrzostw, klasa MX65. Była to rozgrywka Tymon (1. Andrzejewski) versus Tymoteusz (3. Dąbrowski), którym szyki pomieszał Emil Dobisz (2.) lokując się w ostatecznym rozrachunku pomiędzy tymi dwoma rywalami. Emil jeździ zaledwie dwa lata, a już plasuje się w Top 3 swojej klasy. Na 6. miejscu znalazła się „crosslady” Łucja Połata, objeżdżając resztę stawki w liczbie 12 riderów, wśród których znalazła się jeszcze jedna dziewczyna-Lena Skrzypczak. Brawo!

W miarę upływu czasu zawody wchodziły na coraz wyższe obroty. Setkarze dali prawdziwy popis szybkiej jazdy okraszonej efektownymi whipami. Kwalifikacje wygrał Dawid Zaremba pokonując faworyta w tej klasie Łotysza Tomassa Saicansa. Czyżby miało się potwierdzić hasło, że „Polak potrafi”? Na pewno, ale jeszcze nie teraz. Tomass prawdopodobnie zastosował taktyczną zmyłkę, bowiem już w obydwu wyścigach nikt nie dał mu rady. Zaremba kąsał, kąsał, jednak bezskutecznie, choć momentami był naprawdę blisko rywala. Ale drugie miejsce to też coś, trzeci na podium stanął Seweryn Gazda. W „setkach” pojechała też… Oliwia Połóg. „Pojechałam w wyścigu 125 treningowo, dla zabawy i poszło mi lepiej niż w tamtym roku. Bardzo dobrze wyszłam ze startu i trzymałam się przez większość wyścigu jednego zawodnika. Myślałam, że poprawię swój najszybszy czas okrążenia jednak nie udało mi się to ponieważ warunki były cięższe niż poprzedniego dnia. W drugim wyścigu nie pojechałam ponieważ był to już wystarczająco przejeżdżony weekend”.

Na koniec klasa królewska… czyli Open. Tu ponownie wszystkie wyścigi wygrał Łotysz, tym razem był to bywalec ADAC Masters Tomass Sileika. Dał odpór wszystkim, także Kubie Barczewskiemu, który non stop atakował Tomassa, ten jednak wprawiony w bojach nie dał szans Polakowi. Tym bardziej, ze Kuba cały czas musiał mieć oczy z tylu głowy, bowiem pozostawał pod totalnym ostrzałem Maćka Zdunka. A jednak Barczewski, nawet mimo upadku, nie ustąpił pola swemu starszemu i niewątpliwie bardziej doświadczonemu koledze.

Teraz ponad półtora miesiąca przerwy  do kolejnej rundy w Chojnie.

Starosta człuchowski Aleksander Gappa: Motocross w Człuchowie istnieje od lat 50. Miał swoje wzloty i upadki ale od chwili, kiedy za klubowymi sterami stanął śp Tadeusz Szwemin, nie ma już lat chudych. Dlatego staramy się jak możemy aby wspierać finansowo Człuchowski Auto Moto Klub i jego zawodników. W naszym mieście kochają sport, nasi mieszkańcy zawsze tłumnie przybywają na tor przy ulicy Kamiennej. Motocross wypromował nasze miasto i region, a jest tu wiele atrakcji turystycznych, dlatego namawiam swoich kolegów samorządowców z innych miast, aby poszli w nasze ślady, bo warto.

tekst i foto: Krzysztof Hipsz/X-cross Media