Motocrossowa majówka, czyli upalanie ze stawem w tle

Z dojazdem do Szczejkowic nie ma żadnego problemu, mimo że droga prowadzi przysłowiowymi opłotkami. Wpisujesz w mapy Google: Stowarzyszenie Motocross MX2020 i jesteś na miejscu.

Po drodze możesz trafić na lokalny odpust (jak my trafiliśmy), potem droga poprowadzi cię przez las, jeszcze tylko niestrzeżony przejazd przez tory (uwaga pociągi jeżdżą niemal non stop) i trafiasz w punkt.

I niech cię nie zmyli niewielkie jeziorko, pomost a na końcu drewniany domek… to właśnie tutaj będziesz mógł upalać do woli na torze jak bombonierka. Zanim jednak trafiliśmy na padok, w zaciszu hotelu Biały Dom w Czerwionce przegadaliśmy z braćmi Andrzejem i Tomaszem Buchta ze dwie, albo i trzy czarne kawy.

Zaczęliśmy od pożółkłych zdjęć sprzed prawie 30 lat opowiadających w skrócie historię jak to kiedyś bywało. Przed laty na tych terenach klubem KS 23 Górnik Czerwionka dowodził dziadek Buchta, prawdziwy działacz, do tego sędzia międzynarodowy w motocrossie, którym żył od zawsze.

Rozgrywano wtedy zawody mistrzowskie, także „demoludowe”, na pokopalnianych hałdach, na których powstał jeden z najciekawszych w Europie tor. Foty wzruszające, chwila wspominek. Potem jednak przyszedł czas na pogaduchy o dniu dzisiejszym.

No prawie dzisiejszym, ale w czasie cofnęliśmy się niewiele, bo ledwie półtora roku. Wtedy to zapadła decyzja powołania do życia Stowarzyszenia Motocrossowego MX2020, którego celem miało być wybudowanie toru treningowego z prawdziwego zdarzenia.

Andrzej Buchta: „Nie jeździłem nigdy wyczynowo, pociągała mnie raczej organizacja tego jakże specyficznego motocrossowego życia, stąd pomysł, aby założyć Stowarzyszenie. Dzięki wspaniałemu człowiekowi, jakim jest niewątpliwie Krzysztof Polok, który udostępnił nam dwa hektary ziemi powstał tor o zróżnicowanym podłożu, idealne miejsce na treningi.

Nie mamy aspiracji, aby organizować zawody, chcemy być po prostu uznaną przez ludzi miejscówką do trenowania. Dzięki lokalnym władzom papierologia nie stanowiła żadnego problemu i w lipcu 2020 wjechaliśmy ze sprzętem. Pracami pokierował Tomasz Juraszczyk, projektant nitki toru, a teraz jego gospodarz.

Wykonał kawał dobrej roboty, bo choć miejsca miał mało, to jest wszystko co potrzeba. Plus możliwość obserwowania tego co się dzieje na treningu na całej długości toru (dodajmy ogrodzonego). Sprzęt też mamy, może trochę leciwy, ale jesteśmy w stanie obrobić wszystko co potrzeba – jest spych, dwie koparki, mini koparka a jeśli potrzeba czegoś więcej, zawsze w odwodzie zostają nasi przyjaciele.

W tym roku wzbogaciliśmy się o beczkowóz do nawadniania, planujemy postawienie maszyny startowej na kilka stanowisk. O świeżym powietrzu, jeziorku, dużym parkingu gdzie można bezpiecznie przenocować już nawet nie wspomnę.

A las rzut kamieniem. Nic więc dziwnego, że wpadają do nas także utytułowani riderzy, jak choćby Gaba Chętnicki. Gdy była otwarta granica pojawiali się u nas Czesi, jest także spora grupka dzieciaczków trenujących pod okiem instruktora.

Bo przyjechać do nas może każdy, treningi „open” odbywają się w każdą środę i niedzielę, ale grupy zorganizowane mogą zamówić tor w każdy dzień tygodnia. Mamy także przyjaciół wspierających, a tym numerem jeden jest NGK, największy na świecie producent świec żarowych i zapłonowych.

Teraz dogadujemy się z producentem jabłkowego Yabu Energy Drink, tak więc jak widzisz mamy progres, choć Covid nie daje za wygraną”. Uściskiem dłoni zakończyliśmy wieczorne Polaków rozmowy.

Kolejne spotkanie następnego dnia, w niedzielny poranek, oby ciepły i słoneczny. Śniadanie serwowane do pokoju (zgodnie z aktualnymi przepisami) powaliło nas z nóg. Porcja jak dla dwóch zawodników sumo, w dodatku bardzo smaczna. I w drogę…

Kilkanaście kilometrów bocznymi drogami i jesteśmy na miejscu. Na torze ostatni szlif, przed dziesiątą zaczęli pojawiać się pierwsi uczestnicy treningu. Wśród nich Ewa Biskupska, riderka bardzo popularna na Śląsku.

„Z mojego domu jest tutaj rzut beretem, więc jeśli tylko nadarza się okazja przyjeżdżam do Szczejkowic, gdzie panuje zawsze rodzinna atmosfera, a tor dzięki staraniom MX2020 robi się coraz ciekawszy. Jeśli nie pada nawierzchnia jest dość twarda, skoki wymagają shamowania z prostych, żeby za daleko nie przestrzelić.

Są i koleiny, i bandy, i płaskie zakręty, a zatem każdy znajdzie coś dla siebie. Moje tegoroczne plany pokrzyżowała złapana przeze mnie borelioza, biorę ciężkie antybiotyki, więc nici w tym sezonie z „wielkiego powrotu”. Mimo to staram się trenować jak najwięcej, ale nie po to, żeby robić wyniki, ale by powrócić do zdrowia i do jak najwyższej formy, żeby na moto czuć się komfortowo i bezpiecznie. Jeżdżę na KTM 250 w czterosuwie, model 2020 (mam także treningówkę).

Nie mam sponsora, sama musiałam zarobić na to co mam, kilka lat startowałam w czeskim teamie, jednak seria kontuzji spowodowała, że musiałam opuścić jego szeregi. Fakt ten jak i zamknięte granice pewnie spowodują, że znacznie częściej będę startowała w Polsce. I na pewno pozostanę przy moich koniach. Jeżdżę od najmłodszych lat i to jest moja druga życiowa pasja. Wyznaczony cel? Mistrzostwa Europy, a może i Świata?”

W południe padok zaczął pękać w szwach. Przyjechali nie tylko riderzy żądni jazdy, ale także kibice motocrossu. Wszyscy wiedzą, że Śląsk offroadem stoi, o czym zdaje się zapominać PZM organizując większość zawodów na północy Polski.

Co pewien czas na tory wyjeżdżała polewaczka, tak więc warunki panowały komfortowe, mimo że temperatura rosła z minuty a minutę. Wśród trenujących pojawił się także Kamil Szuta (BKM Bielsko Biała).

„Przyjechałem z Bielska a o treningu dowiedziałem się z waszej strony na FB. Aktualnie przygotowuję się do I Rundy MP Enduro, dlatego postanowiłem tu przyjechać. Po raz pierwszy zresztą i nie żałuję, bo warunki są znakomite.

Tor bardzo dobrze przygotowany. Moim zdaniem jest on dedykowany osobom średnio zaawansowanym chcącym poprawić swoją technikę jazdy. Skoki nie są mega wymagające, jest zatem bezpiecznie, dlatego więcej uwagi można poświęcić zakrętom. Na pewno nie jestem tutaj po raz ostatni”.

Wczesnym popołudniem warkot motocykli zaczynał powoli cichnąć, natomiast coraz gwarniej robiło się w padoku. Wokół rozchodził się zapach soczystej karkówki, w stawie pojawili się amatorzy majowej kąpieli, na pomoście w promieniach słońca panie łapały pierwszy brąz. Jednym słowem piknik pełną parą. I tak tu jest w sezonie niemal bez przerwy.

fot. X-cross