Czy ktoś wie gdzie leży Czerniejew? Jeszcze do soboty ja też nie wiedziałem. Teraz wiem i wiem też, że na mapie polskiego motorsportu pojawiła się mega miejscówka. Zapamiętajcie tę nazwę bo warto. Znakomicie zorganizowane zawody w ramach MP i PP Cross Country, ale także fantastyczne tereny do trenowania zarówno dla countrowców, jak i motocrossowców.
Czerniejew to mała wioska w powiecie siedleckim, cicha i spokojna, ale z ogromnym potencjałem. Tu właśnie działa stowarzyszenie MX Czerniejew z prezesem Tomkiem Chwedczukiem, grupa zapaleńców, którzy wiedzą czego oczekuje rider przyjeżdżający na topowe rozgrywki.
Rok temu zorganizowali I Rundę Cross Country, zawody „rozruchowe” mające zweryfikować ich potencjał. Impreza wypadła bardzo dobrze, nic więc dziwnego, że zdecydowano, aby w sezonie 2022 podnieść poprzeczkę i przymierzyć się do Mistrzostw Polski. Po drodze wiele wybojów, zwłaszcza administracyjnych, ale przy wsparciu wójta gminy Skórzec Jerzego Długosza udało się dogadać z kilkunastoma właścicielami okolicznych lasów, aby wykorzystać je do poprowadzenia części trasy zawodów.
Nie było też problemów z zamknięciem fragmentu drogi powiatowej na potrzeby zawodów. Bez zmrużenia oka swoją pomoc zadeklarowali strażacy z OSP, koła gospodyń wiejskich, a sponsorzy wręcz zasypali organizatorów nagrodami dla zawodników. Pojawił się także sponsor strategiczny – Polska Spółka Gazownictwa. Całość została ogarnięta przez zaprawiony w bojach Klub Motorowy MX Racing pod wodzą braci Pleskotów.
Nic dziwnego, że to, co zobaczyłem w sobotni poranek przeszło najśmielsze oczekiwania. Mój wzrok przede wszystkim przyciągnęła profesjonalna scena jakie widzi się na „openerach”, z nagłośnieniem równie zacnym. W pobliżu sceny biuro zawodów, stoiska z jadłem i napitkiem wszelakim, strażacki pawilon, gdzie serwowano gratis grochówkę.
Imprezę prowadziło dwóch komentatorów: na wspomnianej scenie Szymon Krupa, natomiast po drugiej stronie toru motocrossowego na tarasie widokowym szalał Marian Dąbrowski. Obydwaj panowie nie po raz pierwszy znakomicie sprawdzili się w roli countrowych wodzirejów nie tylko relacjonując zawody, ale także organizując konkursy dla widzów z atrakcyjnymi nagrodami. Prawdziwe motoshow. To oczywiście jedynie otoczka, ale jakże ważna na tego typu imprezach.
A same zawody? Dwa dni zmagań na trudnej trasie dały w kość niejednemu riderowi. Dali sobie z nią jednak radę nie tylko wytrawni jeźdźcy, ale także Juniorzy, Amatorzy i dwie dziewczyny. Iza Bilnik dwukrotnie przekraczała linię mety pozostawiając za sobą kilkunastu riderów. „Trasa dla twardzieli, ale tak być powinno. Bardzo dobrze oznakowana, pomalowane były nawet wystające korzenie i kamienie, tak więc miałam poczucie bezpieczeństwa mimo paru niegroźnych gleb. Kiedyś był MX, teraz CC, w którym jestem zakochana”.
Na pierwszy ogień poszli Juniorzy 85 i klasa Hobby. Wszystkie starty z jednej linii dla każdej klasy z rękami podniesionymi nad głową. Co prawda sam wolę „lemans”, bo jest bardziej widowiskowy, no ale widać tak być musiało. Dość długa prosta startowa, potem ostry zakręt w lewo, w prawo, znowu prosta i wjazd na odcinek motocrossowy. A ten po prostu bajka.
Takiego ukształtowania trudno szukać gdziekolwiek indziej w Polsce. Właśnie w tym miejscu zgromadziły się setki kibiców, na których czekały nie tylko sportowe emocje, ale także dmuchane zjeżdżalnie i mała gastronomia. Kilkaset metrów od padoku! Potem riderzy mieli do zaliczenia las, dobrze otaśmowany i oznaczony, wreszcie kilka stromych podjazdów i zjazdów zamkniętych dla klasy Hobby i Junior.
Po młodych wilczkach, zarówno w sobotę jak i w niedzielę kolej na najszybsze maszyny i najszybszych riderów. I tu można było spodziewać się licznych niespodzianek, zwłaszcza w klasie Senior. I były. Wydawało się, że prowadzący w klasyfikacji generalnej Damian Azmin po raz kolejny miał prawo czuć się niezagrożony. Tymczasem mogło być inaczej.
Mogło, gdyby nie pech Dawida Babicza, którego opona nie dogadała się z musem i ten „czarny koń” polskiego offroadu musiał zjechać na padok. Ale drugiego dnia to on dominował na trasie i jako pierwszy zameldował się na mecie pokonując Azmina. Gdyby nie sobotnia awaria, kto wie kto stałby na najwyższym stopniu podium. Świetna jazda Dawida dobrze rokuje przed startem tego zawodnika w tegorocznej Sześciodniówce.
W klasie Junior także walka o każda sekundę, przede wszystkim na pozycjach drugiej i trzeciej, gdzie cięli się na maksa nomen omen Maksymilian Ciosek(2.) i Karol Królikowski (3.). Dwukrotnie nie dał sobie odebrać zwycięstwa Tymoteusz Bachleda-Szeliga, który z dużą przewagą nad resztą stawki docierał do mety. Podobnie jak w Mastersach Paweł Szturomski: „Trochę się napracowałem, a sukces do końca nie był taki oczywisty”.
Gdy na trasie trwała walka o punkty, na scenie muzyka na żywo w wykonaniu country rockowej kapeli i chóru Seniorów. Przygotowano także podium i wystawiono nagrody dla zawodników. Przyznam że tyle dobra na zawodach jeszcze nie widziałem, było na bogato plus specjalnie przygotowane na mistrzostwa statuetki. Marian Dąbrowski: „26 lat jeżdżę po różnych imprezach, ale takiego kosmosu dawno nie widziałem. Tutaj z powodzeniem można robić zawody europejskie a może i światowe”.
fot. Krzysztof Hipsz