MPMX 2022 w Strykowie. Sobota w mega błocie, niedziela w upale.

Pierwsi zawodnicy, którzy zjechali w piątek do Strykowa na V rundę MPMX byli zachwyceni. Tor przygotowany, wypieszczony, wyrównany i zbronowany. A potem zrobiło się piekło.

Wieczorem cała robota poszła w niwecz. Z nieba lały się hektolitry wody zamieniając padok w gigantyczne bajoro, tor zaczął przypominać czołgowisko, nic tylko usiąść i płakać. I choć podobna aura zapanowała w całym kraju, choć na facebooku zaczęły pojawiać się dramatyczne filmiki z tras dojazdowych do Strykowa, na miejsce zaczęło docierać coraz więcej riderów.

Wszyscy liczyli na to, że sobotni poranek okaże się bardziej łaskawy. I rzeczywiście, po nocnej ulewie deszcz przestał padać, spadła wyraźnie temperatura, jednak wszyscy z niepokojem patrzyli na to, po czym przyjdzie im się ścigać. Co się dało zrobiono, ale rzeczy niemożliwych po prostu się nie da. Nikt jednak nie protestował, nikt nie rezygnował, nikt nie wyjeżdżał, co przecież zdarzało się w nie tak odległej przeszłości.

Zdecydowanie zmieniło się postrzeganie tej dyscypliny, w której jeździ się niemal w każdych warunkach. Bo to przecież taki sport… Pecha mieli jedynie Amatorzy, których start został odwołany ze względu na zmianę harmonogramu. Brawo riderzy, brawo organizatorzy, zwłaszcza, że strykowska runda była tą, która mogła zdecydować o ostatecznym wyniku tegorocznych mistrzostw w niektórych klasach, a przynajmniej je uprawdopodobnić.

Sobotnie zmagania zaczęły się od mocnego uderzenia, bowiem na maszynie startowej pojawili się Mastersi w sile 28 chłopa. Klasa ta od dawna wzbudza ogromne zainteresowanie kibiców, bowiem to tam rozgrywa się runda w rundę prawdziwy pojedynek tytanów pomiędzy Maćkiem Zdunkiem a Karolem Kędzierskim. Po rundzie w Lipnie dzieliły ich 32 punkty w klasyfikacji generalnej i wszyscy byli ciekawi, czy ta różnica zmniejszy się czy zwiększy w tych szczególnie trudnych warunkach.

Karol Kędzierski: „W pierwszym wyścigu Maciek był lepszy już na samym starcie. W mojej Yamasze nie wybił mi się holeshot, czułem że motocykl „nie wstaje”, w końcu na którymś ze skoków odblokował się, ale Maciek był już daleko przede mną. Goniłem go z czwartej pozycji, by do mety dojechać jako drugi. W kolejnym biegu prowadziłem przez jakiś czas, potem zmienialiśmy się z Maćkiem na prowadzeniu i tak dojechaliśmy do mety. Ale ja, po raz pierwszy w tym sezonie, jako pierwszy.

Warunki ciężkie od samego rana, koleiny bardzo głębokie, które się zmieniały po każdym przejeździe. W drugim wyścigu było trochę lepiej, błoto odrzuciło na bandy, zrobiła się sucha nitka, można było się ścigać. Szansa na zwycięstwo w generalce? Musiałbym wygrać wszystkie pozostałe biegi, które zostały do końca sezonu. Rok temu była podobna sytuacja, zwyciężyłem w dwóch ostatnich i zdobyłem mistrzowski tytuł”.

Nie mniejsze emocje dostarczyła klasa MX85. Od dłuższego czasu dominatorem jest Dawid Zaremba, ale przecież dobra passa nie może trwać wiecznie. Jednak nie w jego przypadku. Zaremba to przykład, jak powinno wyglądać przygotowanie młodego zawodnika do ścigania na europejskim poziomie zakładając, że ma się przede wszystkim odpowiednie fundusze, które pozwolą na wykorzystanie w pełni talentu młodego jeźdźca, jaki Dawid niewątpliwie ma.

Plus jak najwięcej treningów za granicą i udział w międzynarodowych imprezach. Efekt? Wysoka pozycja w Mistrzostwach Europy N/E, najwyższy stopień pudła w Strykowie i pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej. Za nim uplasowali się Roch Wujec i Szymon Kordalski, pretendenci do podium MPMX 2022.

Główne rozgrywające w MX Kobiet to Anna Stecjuka (1.) i Adrija Skudutyte. Ale za nimi jak cień podążała Wiktoria Kupczyk, najszybsza z Polek. Wika miała zadanie przede wszystkim obronić trzecią pozycję przed swoją największą rywalką Karoliną Jasińską. I choć warunki na torze nadal były koszmarne, byliśmy świadkami walki nie o przetrwanie, ale o punkty.

Wiktoria Kupczyk: „W kwalifikacjach potrzebna była odwaga i pewność siebie, o co w tak ciężkich warunkach nie było łatwo. Dlatego pojechałam ostrożnie, zachowując siły na wyścigi. Pierwszy początkowo nie poszedł zgodnie z planem, jechałam czwarta, miałam problemy z wyprzedzaniem, ale ostatecznie wylądowałam na 3. miejscu. W drugim biegu wyprzedziłam Karolinę już na drugim zakręcie od razu po starcie. Jechałam przed nią niemal pół wyścigu, po małym błędzie Karolina mnie wyprzedziła, by na ostatnim okrążeniu zaliczyć glebę. No i byłam znowu trzecia!

Sobotni scenariusz pisał chyba sam Hitchcock. Wydawać by się mogło, że to Mastersi dostarczyli wszystkim pełnej dawki adrenaliny, tymczasem okazało się, że nie. Poziom alarmowy został przekroczony, gdy na maszynie stanęła klasa MX2. Sebastian Wójcik (komentator zawodów): „Najbardziej zaskoczył mnie drugi wyścig, czegoś podobnego już dawno nie widziałem. To co wyprawiali Janek Kotowicz, Aleksander Świrczak i Bartek Jaworski zasługuje co najmniej na jakiegoś Oskara motocrossowego. Ostatnie pięć kółek w ich wykonaniu to było coś, na co czekali chyba wszyscy w całym sezonie. Choć jako komentator powinienem zachować zimną krew, to jednak i mnie poniosły emocje.

Brawo panowie, zwłaszcza, że warunki nadal były bardzo trudne, czego doświadczył Wiktor Sobiech. W przepięknym stylu wygrał holseshota, niestety w drugim zakręcie pokonało go bagienko. Mały błąd, ale frycowe trzeba było zapłacić”.

Niedzielny poranek to zmiana o 180 stopni: bezchmurne niebo i temperatura rosnąca z godziny na godzinę, aby w południe osiągnąć 34-tą kreskę. Tor prawie suchy, choć na riderów czyhało jeszcze kilka pułapek. W nowej rzeczywistości jako pierwsi ruszyli do walki „setkarze”. W tej klasie oczekiwano przede wszystkim na starcie Seweryna Gazdy i Bartosza Jaworskiego. Gdy w Lipnie Seweryn dosiadł nowego motocykla, rywalizacja między nim a Bartkiem nabrała wyjątkowych rumieńców.

Gazda bowiem, dysponując nowym orężem wreszcie mógł pokazać na co go stać. Wspomniane zawody w Lipnie wygrał, ale czy powtórzy swój sukces w Strykowie? Niestety nie udało się, Gazda był drugi, co jednak nie oznacza, że ostateczny wynik sezonu jest przesądzony. Bo największą sensacją okazał się przejazd Janka Rompkowskiego, który zajął trzecie miejsce z tą samą ilością punktów co Seweryn, tracąc tylko 6 punktów w klasyfikacji generalnej mistrzostw. W grze jest także Mikołaj Stasiak, najgroźniejszy rywal Janka.

Janek Rompkowski: „To był dobry dzień. Wygrałem start w pierwszym wyścigu i przez przez pewien czas jechałem jako pierwszy. Na czwartym okrążeniu dość agresywnie wyprzedził mnie Bartek Jaworski, więc zacząłem ciąć się z Sewerynem. Było ostro, w pewnym momencie mój rywal wykonał glebę, a ja jako drugi dojechałem do mety. W kolejnym biegu znowu wziąłem holeshota, na drugim okrążeniu wyprzedził mnie Bartek, więc znowu zacząłem ścigać się z Sewerynem, no wtedy i ja się przewróciłem. Objechał mnie Gazda, potem Stasiak i musiałem ostro gonić za nim, żeby dojechać na trzeciej pozycji zdobywając większą przewagę punktową nad Mikołajem, bo jest tuż za mną w klasyfikacji sezonu. I sztuka się udała”.

Brawa także dla MX65. Na starcie, mimo trudnych warunków, stawili się wszyscy zgłoszeni do zawodów. Nikt nie narzekał, nikt nie marudził, dali z siebie wszystko. To efekt pracy ze znakomitymi trenerami takimi jak Paweł Wizgier czy Arek Mańk. Pućkowski/Kania/Komosa to pierwsza trójka na pudle. Czwarty był Jakub Celej, który nieoczekiwanie zajął drugie miejsce w drugim biegu. Wola walki najmłodszych jest godna pozazdroszczenia. Natomiast w klasie Open bez zaskoczeń, bo Tomek Wysocki był nadal poza zasięgiem, za to uznanie wzbudza druga pozycja Karola Kruszyńskiego. Nieobecny w sezonie 2021 wrócił w tym roku w znakomitej formie i oby na dłużej. tekst i fot. Krzysztof Hipsz