O krok od zwycięstwa – Grzesiek Kargul o swoim starcie na Hard Enduro Charlotta Extreme

Tegoroczna runda kultowego już cyklu była dla mnie jednym z tych startów na które jadę z bananem na twarzy i od samego początku do końca trwania zawodów dobrze się bawię.

Sobota, prolog po torze usłanym belkami, głazami i oponami czyli można powiedzieć że coś w sam raz dla mnie. I rzeczywiście tak było, bo pomimo kilku dość czasochłonnych „afer” zająłem drugie miejsce w głównym finale sobotnich zmagań w malowniczym porcie Słupsk. Dodam jeszcze, że atmosfera sobotniego ścigania była na prawdę unikatowa ze względu na bardzo dużo ilość kibiców, którym nasze wyczyny sprawiały niesamowity fun. Niedziela to zupełnie coś innego, inna lokalizacja, inna trasa i dużo dłuższy dystans do pokonania.

Od samego startu bardzo istotnym elementem było umiejętne rozłożenie sił, trzy godziny ścigania w bardzo ciężkich i błotnistych warunkach to nie niedzielny spacer po parku. Wyścig ten nie zaczął się dla mnie obiecująco, drugi zakręt i od razu gleba. Nie ma chyba nic gorszego niż początek zawodów z rękawiczkami pełnymi błota i okularami do wymiany… W tym momencie byłem gdzieś na 10 pozycji, a cała czołówka (czysta) parła do przodu. Stopniowo odrabiałem straty i na czwartym okrążeniu udało mi się złapać wzrokowy kontakt z prowadzącym Krywultem, który musiał zjechać na tankowanie co pozwoliło mi objąć prowadzenie. Jest piąte okrążenie, połowa wyścigu i niespodziewany finisz. Zawody przerwano ponieważ zostały uszkodzone urządzenia mierzące czasy przejazdu zawodników. I tak z regulaminowych trzech godzin zrobiło się półtorej a z pierwszego miejsca … drugie, ponieważ wyniki wszystkich zawodników były liczone do czwartego okrążenia. Czuję lekki niedosyt ale i tak jestem bardzo zadowolony i mimo kilku niedociągnięć organizacyjnych na pewno za rok tu wrócę.

fot. Kasia Fojtuch