Odczarowane Teutschenthal

hrc

Dramatów nie było i nic przełomowego się nie stało. Niemieckie Grand Prix zapisało nowe karty w życiorysach kilku świetnych riderów, ale w całym scenariuszu imprezy zabrakło miejsca na wydarzenia zmieniające wyraźnie układ w tabeli. Można by nawet rzec, że niektórzy odbili sobie poprzednie niepowodzenia.

Faworyci nie zawiedli, w Hondzie HRC nareszcie zapanowały radość i uśmiech, ale za to wyraźne potknięcie zanotował…Cairoli.

Z kolei Niemcy cieszyli się z miejsca na podium. Prawie 30.000 kibiców motocrossu ściągnęło na niemieckie Grand Prix, by zobaczyć kolejny pokaz dominacji Jeffrey Herlingsa, następny SUPER DUO KTM SHOW, odrodzenie Hondy i zażartą walkę przyszłych mistrzów w klasie EMX125, a także wspaniały, kolejny dublet Kiwi girl.

WMX Rywalizacja w MŚ kobiet przekroczyła półmetek. Jak pisaliśmy w zapowiedzi niemieckiej imprezy, do rundy w Niemczech rywalizacja toczy się na torach twardych, ale potem będzie już bardzo miękko i dziewczyny będą musiały walczyć z trudnymi piachami. Niewiadomą jest na razie finał w Imola, gdzie tor zostanie dopiero zbudowany, podobnie jak w Assen, na terenie słynnego obiektu wyścigowego Formuły 1. Z uwagi na taki rozkład jazdy, zawodniczki nie czujące się zbyt mocno w piachach musiały wypracować sobie dobrą pozycję w tabeli przed trudniejszymi rundami. Dotyczyło to przede wszystkim faworytki – Nowozelandki Courtney Duncan. I faktycznie, Kiwi zrobiła co należało, wygrywając kolejny po Portugalii dublet, odnosząc zwycięstwo we wspaniałym stylu! Ten styl to przede wszystkim pokonanie najgroźniejszej konkurentki, pięciokrotnej mistrzyni globu Kiary Fontanesi.

Kiwi

O ile w pierwszym wyścigu wiązało się to z koniecznością odebrania Włoszce prowadzenia (Kiwi straciła je po błędzie własnym przy pit lane), to w drugim nie było już jakichkolwiek wątpliwości. Kiwi prowadziła od startu do mety i odczarowała w ten sposób tak pechowe dla siebie przed 2 laty Teutschenthal. Przed startem mówiła nawet, że lepiej aby wszyscy fotografowie przy torze uważali na nią i na to gdzie stoją, żeby znowu ktoś nie został zaskoczony jej bardziej zaawansowanym skokiem. Tym razem nic nieprzyjemnego nie miało miejsca i Duncan umocniła się na czele tabeli z przewagą 15 pkt nad drugą riderką, Larissą Papenmeier. 22 punkty dalej jest druga w niemieckiej rundzie Fontanesi, która w kwalifikacjach pokazała gotowość do walki o zwycięstwo i znakomite tempo, ale w wyścigach jednak uległa niesamowitej Nowozelandce. Kiwi dopadła na przedostatnim okrążeniu liderującą Włoszkę i bez większych problemów jej odjechała. W drugim biegu zresztą również, utrzymując stałą, bezpieczną odległość. Niemcy bardzo liczyli na swoją Larissę i nie bez powodu. Po Trentino, gdzie zafundowała rywalkom zimny prysznic w postaci wygranej GP, tym razem przypadło jej w udziale 3 miejsce na podium. Trzeba przyznać, że dwie najlepsze Niemki (Papenmeier i Laier) nie zawiodły i pojechały solidnie. Gdy spiker (zresztą znany doskonale z mistrzostw ADAC) ogłosił najniższe podium dla Larissy, na torze „Talkessel” zapanowała radość na trybunach, bo przecież miejscowych zawsze cieszy sukces swoich zawodników w tak wielkiej imprezie.

Sama Larissa też wyraźnie ucieszona, bo choć dwie klasowe rywalki były poza jej zasięgiem, to jednak zrobiła co mogła, a utrzymane drugie miejsce w tabeli też jest powodem do radości. A kto okazał się największą gwiazdą i najdłużej udzielał wywiadów dla telewizji? Oczywiście Kiara. Aktualna wciąż mistrzyni świata chciała wygrać a nie przegrać z Kiwi, ale ostatecznie sąsiadujące ze sobą na paddocku dziewczyny zgodnie pogratulowały sobie znakomitej walki. A teraz dla porównania mała statystyka. Ekipa Kiwi liczy 2 osoby (w tym niepełnosprawny mechanik na wózku Holender Bjoern). Plus malutka wiata obok campera. Ekipa Kiary to… 8 osób, w tym cała rodzina i do tego namiot prawie jak u fabrycznych ekip. Bez porównania. Szum, zgiełk i sława gwiazdy a tuż obok, u Kiwi, cisza, spokój, skromność, niechęć do wrzawy i medialnego zamieszania.

Rene Hofer

EMX125 Jeżeli nie Hofer to kto ma wygrywać? Mattia Guadagnini! Włoch, następca Facchettiego w teamie Marco i Corrado Maddiich nie startował w Trentino i w Valkenswaard. W Kegums miał jedno zero, więc po wyleczeniu kontuzji całe jego umiejętności musiały w końcu gdzieś wyjść na jaw. I wyszły w Teutschenthal! Wprawdzie znakomity Rene Hofer wygrał pierwszy wyścig, ale włoski „rekin Maddiiego” był tuż za nim. Zimą na Mistrzostwach Włoch pokazał jaki ma potencjał i umiejętności zwyciężając klasę 125cm. Drugim wyścigiem na niemieckim torze to potwierdził i wygrywając z Hoferem jednocześnie odebrał mu główne trofeum. Radość młodego Włocha była niezmierna, bo zdobył swoje pierwsze Grand Prix Mistrzostw Europy! Gdyby nie kontuzja kto wie, jak toczyłyby się losy rywalizacji. Wpadki zanotowali i inni najlepsi…Raivo Dankers zawalił pierwszy wyścig, a Meuwissen drugi bieg rozpoczynał z ostatniego miejsca po glebie w zamieszaniu na pierwszym zakręcie.

Podium EMX125

Wielkim nieobecnym nadal jest kolejny faworyt, szybki Włoch Emilio Scuteri. Po znakomitym występie w Kegums, tym razem lider naszych sąsiadów Petr Polak zanotował gorszy występ, zajmując dopiero 12 miejsce z wynikiem 3-13 (mając numer nomen omen 313). Ale w generalce nadal zajmuje wysokie miejsce- jest bowiem czwarty. Błysnął wreszcie estoński talent Meico Vettik, który był tym trzecim na podium rundy. Ale wszystkim rządzi niepodzielnie austriacki młody terminator Hofer, który z żelazną konsekwencją realizuje swoją drogę ku kolejnemu mistrzostwu Europy. Ma już ok. 50 pkt przewagi nad konkurentami. I tutaj również jak u pań jesteśmy dokładnie na półmetku rywalizacji. Do końca pozostały 4 rundy, w tym dwie super trudne, na piachach w Lommel i w Assen. Konkluzja po obejrzeniu jak jeździ Europa jest taka: Europa ściga się na tak wysokim poziomie, że my możemy sobie co najwyżej o niej pomarzyć. Dopóki nasi najlepsi tylko czasami pojawiać się będą na zagranicznych torach, dopóty nie będą w stanie tam rywalizować. Póki co jednak to nie jesteśmy nawet tłem dla najlepszych, bo nas tam po prostu… nie ma.

Jorge Prado

MX2 Na pytanie: Prado czy Jonass znamy już odpowiedź. Jednak Prado! Cudowne hiszpańskie dziecko znowu pokazało, że z Jonassem daje się wygrywać i to na twardych torach. Chłopaki zamienili się miejscami, ale to Hiszpan wygrał swoje kolejne Grand Prix drugim zwycięskim biegiem! Nie wiemy jakie geny mają rodzice tych cudownych hiszpańskich motocyklistów, ale muszą to chyba być geny wybitnie związane ze ściganiem, bo coś w tym jest, że ten kraj wydaje aż tylu wyjątkowo utalentowanych chłopców: Lorenzo, Pedrosa, Marquez, Rabat i… Prado. Hiszpańskimi mistrzami świata i ich sukcesami można by ozdobić niejedna galerię sław.

Pauls Jonass

W MŚ MX2 wszystko zmierza do tego, że Prado zdobędzie tytuł albo teraz, gdy znowu będzie bardziej przebojowy od łotewskiego mistrza Jonassa, albo po jego odejściu do MXGP, które wg. nowych przepisów musiałoby mieć miejsce już w następnym sezonie, gdy Jonass zdobędzie drugi tytuł teraz. Jorge jest jednak niekwestionowanym ulubieńcem kibiców i wszędzie gdzie się pojawi wzbudza podziw oraz sympatię. No bo jak tu nie lubić tego szeroko uśmiechniętego, niesamowicie energicznego i utalentowanego chłopaka? Buzia 12-latka, serce 18-latka, ale jazda jak u dorosłego mistrza! Czy rośnie nam drugi Herlings?

Calvin Vlaanderen

No dobrze, zobaczymy co działo się poza niesamowitym, tradycyjnym już show w wykonaniu dwójki z KTM. Proszę Państwa, do czołówki dołączył wreszcie niejaki Calvin Vlaanderen! Ten, który dostąpił zaszczytu bycia w stajni HONDA HRC i ten, który tak długo się „wczuwał” w rywalizację o podium. I choć Niemcy po cichu liczyli na swego Jacobiego, który pokazał, że jest bardzo liczącym się zawodnikiem w tym roku, to jednak już od sobotnich kwalifikacji widać było, że to blondyn z RPA, reprezentujący często barwy Holandii jest szybki i będzie się liczył. Wygrał trening czasowy, a w wyścigu kwalifikacyjnym był trzeci. To zwiastowało przynajmniej chwilową zmianę warty za dwójką z KTM. I tak się właśnie stało! Calvin świetnie startował i jeszcze świetniej jechał. I to całe dwa wyścigi. Niezależnie od dobrej jazdy innych swoje zrobił, wywalczył dwukrotnie świetne trzecie miejsce i w efekcie Honda po raz pierwszy od czasów Gajsera w MX2 miała swego jeźdźca na podium! Sam Calvin miał nareszcie swoje 5 minut, ponieważ było to jego pierwsze podium w MŚ MX2.

Niemieccy kibice musieli zadowolić się „tylko” 7. miejscem Jacobiego, który jednak bardzo dobrze pojechał w obydwu wyścigach. Najpierw wystartował jako trzeci, by na pierwszym kółku, po dość kuriozalnym błędzie w „dołku” obok prostej startowej, skoczyć za krótko. Skończyło się to wyprzedzeniem go przez prezentującego bardzo równą formę Watsona i…Vlaanderena. Jacobi robił co mógł, ale ta dwójka była nie do dogonienia. W drugim wyścigu było podobnie, bo znowu Jacobi jechał trzeci (tym razem ponad pół wyścigu!) ale później dopadli go ponownie Watson i Vlaanderen i było po marzeniach. Później jeszcze gdzieś popełniony błąd Niemca wykorzystali kolejni rywale i w efekcie Jacobi był dopiero ósmy.

Team Husqvarny

Ale i tak miał niesamowity doping kibiców, którym zresztą ładnie podziękował. Najwięksi pechowcy w MX2? Na pewno złą minę musiał mieć szef ekipy Huski, gdyż najpierw Olsen dosłownie przepadł w pierwszym biegu, po niebezpiecznym kontakcie w Jedem Beatonem w czasie skoku oraz glebie i zajął odległe miejsce. Na domiar złego drugi bieg rozpoczął się koszmarem Covingtona, który wylądował poza skarpą pierwszego zakrętu i nie umiał ruszyć zakopanym po osie motocyklem na stromiźnie. Wszyscy odjechali w siną dal….Nie będą też mile wspominali niemieckiego GP Weltin i Mewse (potężna gleba na samym starcie). Natomiast sporym pozytywem były punkty Mathysa Boisrame, który połączył udanie starty w EMX250 z udziałem w MŚ. Świetny pierwszy wyścig i 12 pkt, ale drugi nieukończony. To jednak i tak było coś. Po raz kolejny niestety nie dało rady fabryczne TM Bernardiniego, który zjechał w trakcie wyścigu. Największy pozytyw? Zwycięstwo Jorge Prado, który w Niemczech nigdy nie wygrywał ani nawet nie był na podium. A więc i on odczarował Teutschenthal!

MXGP

MXGP Pierwsze miejsce ponownie było zarezerwowane dla Latającego Holendra. To już oczywista oczywistość. Nawet najwięksi rywale mówią z uznaniem, że Herlings jedzie o klasę lepiej, szybciej, odważniej. Tak więc tu nie ma co roztrząsać, bo jest po prostu perfekcyjnie dobrze! Ale to za plecami Holendra działy się piękne rzeczy! I chociaż dwukrotnie holeshota zdobywał Paulin, to zaraz potem został doprowadzony na „właściwe” (czytaj: dalsze) miejsce przez „Bulleta”. Herlings na czele, a co dalej? No i tu dochodzimy do trzeciego odczarowania weekendu. Gajser pewnie pamiętał co wydarzyło się rok temu, i na pewno chciał wymazać tamte mroczne chwile. Najlepiej mógł to zrobić tylko wywalczając dobry wynik, czyli miejsce na podium. Ale mało kto spodziewał się, że „pomoże” mu w tym sam Cairoli, który zgubił rytm, szybkość i musiał uporać się z nieoczekiwanymi kłopotami technicznymi! I to w obydwu biegach! Ale i sam Gajser miał odpowiednio dobry pęd do podium. Dwukrotnie wyprzedził Paulina i dwukrotnie, po bardzo dobrych startach wywalczył 2. miejsce! I to było najlepszą odpowiedzią dla powątpiewających w jego talent ludzi. Więcej zrobić nie mógł, bo Herlings jest po prostu poza zasięgiem wszystkich.

Tim Gajser

Odstęp kilkuset metrów i dystans prawie pół minuty na mecie dają obraz dominacji Holendra. Tak więc mieliśmy dwukrotnie to samo: 1. Herlings, 2. Gajser , 3. Paulin, a czwarty w obydwu biegach cały czas jechał równy, solidny jak zawsze Romain Febvre. Jednak w końcówce finałowego wyścigu spadł o 3. miejsca i w efekcie zamiast 4. lokaty, był piąty. A co z idolem niemieckich fanów Naglem? Ano nic nowego i niestety nie zapowiada się na żaden cud, ani nawet na większy błysk. Obecnie z dawnej klasy Nagla zostało głównie wspomnienie i samo miejsce w TOP TEN jest powodem do zadowolenia. Jego fabryczny TM też wyraźnie odstaje od najmocniejszych maszyn. Z innych ciekawostek warto wymienić jeszcze jedno „odkucie” się na niemieckim torze, którego autorem był… Bobryszew. Rok temu złamany obojczyk, a teraz dwa razy miejsce w dziesiątce najlepszych, co nie jest w tym sezonie u Rosjanina wynikiem częstym. Udział w wyścigach wzięło dwóch Czechów: Martin Krć i Vaclav Kovar (ten sam, który w Rosji wywalczył podium w EMX300). Nie przyjechali po wynik, lecz po naukę. A ta przyda się im na pewno chociażby w klasie Masters na ADAC-u, który już w nadchodzący weekend w Molln. I na sam koniec smutna rzecz. Niejeden nas pytał: a gdzie Polacy? I nie chodziło tylko o Wysockiego, który musiał tym razem odpuścić, pytano o powody absencji w wyścigach EMX, w których NIE IST-NIE-JE-MY.

fot.: Alek Skoczek