Pauls Jonass – resetują mnie ryby

Flagowy rider stajni KTM w MŚ klasy MX2. Kiedyś „dziki i swobodny”, dzisiaj opanowany i skupiony.

Tobie też tata kupił motorek, gdy byłeś mały?

Mój tata ze swoim bratem jeździli na crossie. Jeździłem z nimi na treningach jako obserwator, i czasami jako pasażer. Tym pierwszym, który dostał małe moto na urodziny był mój kuzyn. I to na jego moto wsiadłem któregoś razu. Wrażenia z jazdy były na tyle fajne, więc znowu wsiadłem. W krótkim czasie tata zrozumiał, że trzeba nabyć małą 50-tkę. Ponieważ robiłem postępy, szybko zostałem liderem w tej klasie a potem w 65. Byłem tak nakręcony, że nie można mnie było zatrzymać. W rodzinie stało się jasne, że piłkarza ze mnie nie będzie i pisany jest mi raczej motocross.

A pamiętasz swój pierwszy wyścig? I kiedy zacząłeś tak „na serio” karierę?

Miałem wtedy 5 lat, ale jak jechałem, to lepiej pytaj ojca… Pomiędzy 7-8 rokiem życia traktowałem ten sport już na poważnie, treningi kilka dni w tygodniu, indywidualny program szkoleniowy i dwóch trenerów: do jazdy i do przygotowania kondycyjnego. Postawiłem sobie jasny cel – być najlepszym w klasie 85cc na Łotwie. Pojawiła się wtedy okazja do podpisania kontraktu z KTM, z której oczywiście skorzystałem. Szedłem stale do góry i dzisiaj jestem wśród najlepszych.

A pierwsze ważne zawody międzynarodowe?

Poza krajami nadbałtyckimi to ME klasy 65cm w Holandii (Valkenswaard) w 2006r. Tam to się działo… złapałem gumę, ale i tak w zawodach byłem drugi. W kolejnym roku w ME klasy 65cm byłem czwarty.

Pierwsze zwycięstwo?

W finale ME klasy 85cm w 2011r w Cingoli w Italii. Sukces, po którym podpisałem wspomniany kontrakt w KTM. To był naprawdę duży krok naprzód. Od tamtej pory wiele się zmieniło.

No właśnie, dostać się do factory teamu to marzenie każdego ridera…

Wiesz, dobrze pamiętam, gdy u nas w Kegums były pierwsze MŚ i znalazłem się w namiocie KTM i Red Bull Energy Station. Było to jak wejście do świata marzeń. Z przejęcia aż się trząsłem. Bo obok stał ten Cairoli, Herlings, Musquin, a ja pomiędzy nimi. Szok! Droga do factory teamu jest długa, muszą być wyniki i odpowiedni charakter. Nie jest to wyłącznie kwestia pieniędzy, bo sponsorów znajdują przecież i gorsi riderzy. Prawda jest taka, że każdy jest obserwowany, słuchany, analizowany. Co umiesz na torze a co mówisz, że umiesz, co robisz w życiu, jakie masz ambicje, czy jesteś przyszłościowym zawodnikiem, czy bohaterem na jeden sezon. Ktoś tam te wszystkie dane sumuje i decyduje, że warto lub nie warto mieć cię w swojej drużynie.

Pomówmy o Twoim groźnym wypadku rok temu. Konsekwencje: wstrząs mózgu i… koniec sezonu.

No tak, źle skoczyłem ten duży skok, odbiło mnie a potem crash! I… niewiele pamiętałem. Mój błąd. Wtedy i poprzednio popełniałem sporo kosztownych błędów, które mi odbierały cenne punkty. To był jeden z nich. Jeździłem trochę „na wariata”, może nawet zbyt ryzykownie, ale potem postanowiłem bardziej skupić się na detalach. I przyrzekłem sobie, że tamten wypadek mnie nie zdołuje lecz zmotywuje do mądrzejszej jazdy. Dla wielu taki wypadek jest jak krok wstecz, dla mnie był jak krok naprzód. Także głowę mam „czystą” i nawet czuję się mocniejszy psychicznie. To był dla mnie taki kolejny punkt zwrotny.

Dwa lata temu zostałeś wicemistrzem świata MX2. Powiedziałeś wtedy : „jestem zdziwiony, bo spodziewałbym się tego podium, ale dopiero za 2-3 lata”. Zaskoczył Cie Twój własny progres?

No trochę tak. To był mój pierwszy sezon w KTM Factory, ale rok wcześniej walczyłem zaledwie o TOP15. Nie mogłem więc oczekiwać nagle TOP3. Wtedy było nas nie dwóch do podium, ale min. czterech i poziom był bardzo wyrównany. Stanąłem na pudle, ale tego nie zakładałem, ani nawet nie myślałem w takich kategoriach, liczył się tylko dobry wyścig.

Jak jest z popularnością MX i Twoją na Łotwie, bywasz na krajowych zawodach ?

Patrząc na tabele to chyba można pomyśleć, że MX jest popularniejszy w sąsiedniej Estonii. Tam jest paru znanych chłopaków, a u nas tak nie ma. Ale mamy Kegums, mamy jakieś zaplecze, zawody, mistrzostwa kraju. Sam fakt rozgrywania MŚ u nas powoduje coroczne nagłośnienie tego sportu, daje pewien prestiż, bo niewiele mamy takich imprez. W czasie sezonu MXGP głównie przebywam w Belgii, tam trenuję i wciąż się przemieszczam. W domu jestem 3-4 razy w ciągu roku. Ale jeżeli tylko mogę uczestniczę w lokalnych imprezach, jest to radość obserwować chłopaków, którym marzy się, by być takimi jak ja teraz. Ludzie przychodzą, obserwują, mówią: „Ty, patrz: to ten Jonass jedzie, ten od KTM-a”. Albo: „To jest ten znany rider z motocrossu”. Miło to słyszeć.

Co porabiasz w wolnym czasie, jakieś hobby, pasje?

Owszem, jak jestem na Łotwie to spotykamy się z rodziną i najchętniej wtedy jadę na ryby.

Ty wędkujesz??? Nie za spokojne zajęcie dla takiego jak Ty???

Haha, nieeee… bardzo lubię zaszyć się w środku głuszy, gdzieś „nigdzie” wśród lasów i jezior i w zgodzie z przyrodą pobyć, posiedzieć. To mnie uspokaja, resetuje.

rozmawiał: Alek Skoczek, fot: Alek Skoczek, KTM