Paweł Wizgier. Dzisiaj najlepiej czuję się w roli trenera młodych zawodników.

Jesteśmy na torze w Serokach, gdzie nie tylko startowałeś i organizowałeś zawody, ale przede wszystkim tu właśnie trenujesz nowy narybek motocrossowy.

Tak, Seroki to takie miejsce, gdzie da się potrenować także zimą, a zwłaszcza w taką jaką mamy teraz. 10 stopni na plusie, nitka toru przygotowana chyba perfekcyjnie, tak więc widać nie tylko Włochy czy Hiszpania, ale także miejscówka pod Łowiczem może być brana pod uwagę. Oczywiście im częstsze zmiany torów tym lepiej, ale w dzisiejszych czasach, kiedy liczy się każda złotówka, nie wszystkich stać na wyjazd do ciepłych krajów. Klimat nam się zmienia, bo za moich młodych lat przy bardzo niskich temperaturach i często metrowych zaspach nie było mowy o tym, żeby wyprowadzić moto na świeże powietrze. Dlatego od grudnia do kwietnia trwały wyłącznie bardzo intensywne przygotowania kondycyjne, teraz to się zdecydowanie zmieniło.

Moimi podopiecznymi są głównie najmłodsi riderzy, których przygotowuję albo do pierwszej jazdy na moto, albo wspólnie szlifujemy formę, by wystartować w zawodach najwyższej rangi. Na przykład Piotruś, z którym zacząłem pracować gdy miał cztery lata, dzisiaj ma już ich nieco więcej i jest gotowy, by wziąć udział w Mistrzostwach Polski MX w klasie 65. To dla mnie trenera ogromna satysfakcja, gdy widzę jak z roku na rok rosną moi podopieczni prezentując coraz wyższe umiejętności, aż w końcu zaczynają odnosić spektakularne sukcesy. W ten sposób procentuje cierpliwość, umiejętność rozmowy z tak w końcu młodymi ludźmi. Staram się, by każdy czuł się jak we własnej rodzinie.

Od pewnego czasu trenerzy mnożą się w Polsce niczym grzyby po deszczu…

Masz rację, tylko to jeszcze o niczym nie świadczy. Jakiś czas temu Karol Knap skomentował na Facebooku fakt, że znowu przybyło nam stu instruktorów. Napisał tak: „gdyby każdy z nich przygotował choć jednego zawodnika do startu w Mistrzostwach Polski w klasie 65 to nie mielibyśmy problemu z zapełnieniem maszyny startowej”. A przecież trenerzy jak Mirek Kowalski, Arek Mańk, Robert Kramer czy ja możemy mieć co najmniej czterech takich riderów gotowych na MP. Skąd zatem bierze się ta ledwie do połowy wypełniona lista startowa? Pozostawiam ten fakt bez komentarza.

Wychowanie zawodnika na poziomie przynajmniej krajowym nie jest wcale takie łatwe i sama licencja nie wystarczy. Trzeba mieć precyzyjnie przygotowany plan całego cyklu treningowego, aby forma przyszła nawet w połowie maja. Jest wtedy niemal pewne, że zawodnik dotrwa bez żadnego problemu w pełni formy do końca sezonu. Niestety czasami celem podstawowym dla trenera jest jedynie kasa. Przy okazji chciałbym zasugerować jedno rozwiązanie, aby warunkiem przystąpienia do egzaminu na licencję zawodnik przeszedł udokumentowane kilkugodzinne szkolenie, w którym szczegółowo poznałby przepisy obowiązujące na zawodach.

Nie miałby wtedy choćby kłopotów w rozpoznawaniu kolorów flag i co one znaczą. Z tym jest niestety bardzo kiepsko, zwłaszcza podczas wyścigów niższej rangi, choćby strefowych, gdzie obok mniej wprawnych riderów pojawiają się topowi zawodnicy. Ich wspólny start może się okazać bardzo niebezpieczny dla tych pierwszych. Sam wielokrotnie byłem egzaminatorem i przyznam, że wiedza niektórych zdających była zerowa. Ale z kolei gdzie taki delikwent miał ją zdobyć?

Co uważasz za największy sukces w swojej pracy trenerskiej?

Każdy zawodnik dla którego motocross stał się życiową pasją daje mi wielką radość. Są i tacy, których będę pamiętał jeszcze wiele lat, jak choćby Jurand Kuśmierczyk, dzisiaj startujący w wyścigach torowych i szosowych. Jadąc w klasie 65 w Strykowie objechał aktualnych wówczas najszybszych riderów czyli Maksa Chwalika i Olafa Włodarczaka. To była dla mnie nagroda życia. Ale są i inni, dzisiaj topowi zawodnicy startujący w wyższych klasach, których trenowałem, jak choćby Mikołaj Stasiak albo Janek Kotowicz.

Mam nadzieję, że za rok w ich ślady pójdą moi aktualni podopieczni, choćby tacy jak Jakub Celej czy Darek Tybulczuk. Mając kilku naprawdę silnych riderów noszę się z zamiarem zgłosić do rywalizacji mój zespół sponsorski i… znaleźć się na pudle! Na razie nie chcę mówić jeszcze nic o składzie. Jest dopiero połowa stycznia, do sezonu mamy jeszcze bardzo długą drogę, nie ma też kalendarza. Nie wiemy ile będzie rund i gdzie, więc nawet nie można zaplanować treningów na tegorocznych mistrzowskich torach.

fot. Krzysztof Hipsz