W Pucharze Polski w klasyfikacji generalnej jesteś 3. (klasa Open), w Mistrzostwach Polski (klasa MX2) zajmujesz także trzecie miejsce. Inni przeciwnicy, inne warunki. Gdzie było trudniej i dlaczego takie ustawienie startów?
Myślę, że w obu klasach jest jednakowo trudno, nieco lepiej czuję się w klasie Open, gdzie na motocyklu 450 jestem w stanie wykręcać znacznie lepsze czasy. Jednak starty w MX2 na mniejszej maszynie wciąż dostarczają mi dużo emocji i cieszę się, że w tym roku mogę rywalizować w tej klasie. Na co dzień trenuję 450-tką, jednak chciałem wykorzystać jeszcze swój wiek, który pozwalał mi na start w MX2 – stąd jazda w dwóch różnych klasach. Na decyzję startów startów w „niższej” klasie skłoniło mnie odnowienie kontuzji przed pierwszą rundą MP w Lipnie – nie czułem się wówczas na siłach do rywalizacji w Open.
Jak wykorzystałeś czas pomiędzy rundami?
Niestety, jak wspomniałem, kontuzja nie pozwalała mi na przygotowanie się do zawodów w należyty sposób. Podczas pierwszej rundy Pucharu Polski w Więcborku byłem w pełni sił i czułem się na motocyklu jak ryba w wodzie. Na dwa tygodnie przed zawodami w Lipnie pechowo podparłem się w zakręcie i wiedziałem, że powrót do pełnej sprawności trochę mi zajmie. Tak naprawdę start w Lipnie do końca stał pod znakiem zapytania. Do kolejnej rundy w Gdańsku pozostał tydzień – przez ten czas nie trenowałem, poświęciłem go na regenerację, jedynie dzień przed zawodami wyjechałem na moto, aby nieco „wczuć się” w motocykl 450, co nie zawsze jest łatwe po przesiadce z mniejszej pojemności.
Nad jakim elementem z jazdy musiałeś szczególnie popracować? Masz jakieś słabe punkty?
W tym roku staram się pracować głównie nad prędkością na prostych i skokach – te elementy, choć nie wydają się najtrudniejsze wyraźnie sprawiały, że traciłem cenne sekundy. Myślę, że trochę się poprawiłem w tej kwestii co pozwoliło mi przyśpieszyć, lecz cały czas pracuję nad tym, aby każdy trening był jak najbardziej efektywny.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z motocrossem? Pierwszy motocykl, pierwsze zawody, pierwsze zwycięstwo? Czy sportu motocyklowe to rodzinna tradycja?
Przygodę z motocrossem rozpocząłem w 2005 roku, wówczas tata kupił mi pierwszy motocykl – Malaguti Grizzly 50. Wtedy całkiem regularnie pracowaliśmy nad moją jazdą, by jeszcze w tym samym roku wziąć udział w zawodach. Jednak był to bardziej pokazowy przejazd niż rywalizacja – ta zaczęła się dopiero w 2009r., już na motocyklu klasy 65. Wtedy zacząłem ściganie w cyklu o nazwie „Puchar 4 Torów”, gdzie sukcesywnie udawało mi się stawać na „pudle”. Motocrossem zainspirował mnie mój tata, który również od dziecka miał styczność z motocyklami – startując też w rajdach enduro.
Kto był Twoim największym idolem?
Gdy rozpoczynałem karierę i regularnie treningi często spotykałem na torze Tadka Błażusiaka i to właśnie on był moim największym idolem, pozostając nim do tej pory. Niedługo później wziąłem udział w szkoleniu „Red Bull Under My Wing” z Tadkiem na torze w Konarach, które wtedy zrobiło na mnie ogromne wrażenie i zaowocowało w kolejnych zawodach.
Co jest Twoim atutem: szybkość, technika, dobry sprzęt?
Wydaje mi się, że moim atutem jest technika, czasem lepiej odnajduję się na wybitym torze w drugim wyścigu niż na treningach, gdzie tor jest „wygłaskany” i trzeba po prostu trzymać gaz do oporu. Zadowolony jestem również z mojego przygotowania kondycyjnego, co w połączeniu z techniką daje niezłe rezultaty.
Jakie jest Twoje największe marzenie, gdzie chciałbyś stanąć na maszynie startowej?
Cieszy mnie każdy start na zawodach, do każdych przygotowuję się tak samo poważnie i z jednakową starannością. Nawet najmniejszy sukces dostarcza mi satysfakcji. Jeśli chodzi o marzenia związane ze startami – sam nie wiem gdzie najbardziej chciałbym się pojawić. Czas pokaże. Zawsze będąc na maszynie startowej niezmiennie odczuwam adrenalinę i ducha rywalizacji.. I to jest chyba dla mnie w tym sporcie najpiękniejsze.
Motocykl i starty to koszty. Jak sobie radzisz z finansami?
Kluczową rolę w tej kwestii odgrywają moi sponsorzy oraz rodzice. Bez nich byłoby naprawdę trudno, a wręcz niemożliwe. W tym roku mogę liczyć również na pomoc mojego nowego klubu – CAMK Poltarex.
Czym zajmujesz się na co dzień?
Na co dzień prowadzimy z tatą warsztat samochodowy, ja zajmuję się jeszcze transportem pojazdów i jeśli czas na to pozwala serwisem różnych sprzętów. W sezonie, między zawodami, jest dużo pracy z przygotowaniem własnych motocykli, dlatego czasem ciężko jest to wszystko pogodzić z pracą – na szczęście dopełniamy się nawzajem i gdy tata zajmuje się motorami, ja przejmuję inne obowiązki w firmie.
Na koniec powiedz kilka słów o charakterystyce toru w Człuchowie.
Tor przede przeze mnie bardzo lubiany. Podobają mi się skoki i spora ilość prostych oraz zakręty, które zawsze pozwalają pojechać różnymi śladami. Tor dość mocno się wybija ze względu na swoje podłoże, więc bardzo ważna jest kondycja i dobre rozłożenie sił na cały wyścig.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Hipsz/X-cross Media, fot. www.walerczuk.com