Polak Węgier dwa bratanki… Polak został, Węgier staje w szranki

Trwa cała seria zawierania przez młodych zawodników pierwszych lub kolejnych kontraktów z profesjonalnymi teamami wyścigowymi. Niemal wszyscy dookoła nas idą do Europy. Tylko niestety nie my.

Zajmiemy się tym zjawiskiem nieco bliżej, ale póki co tłem do tego tematu niech będzie szybki rozwój kariery w wykonaniu jednego z najzdolniejszych zawodników węgierskich, Adama Zsolta Kovacsa. Adam jeszcze niedawno startował w klasie 85cm3 (sezon 2018), a wiosną br. rozpoczął swoją przygodę na zawodach z motocyklem o pojemności 125cm3. Co znamienne, wraz z ojcem mieli już od poprzedniej jesieni gotowy plan dalszego działania i startów. Zdecydowali, że czas postawić na wszechstronność i obok torów twardych, trzeba doszkolić się na miękkich. A gdzie robi się to bardzo dobrze? Na przykład w Holandii. Torów miękkich mają tam w bród – do wyboru i do koloru. Ale treningi to jedno, zaś rywalizacja sportowa z najlepszymi to drugie. Tutaj Kovacs też poszedł mocno do przodu i startował we wszystkich rundach największych i najlepiej obsadzonych mistrzostw krajowych na kontynencie. Na holenderskim Dutch Masters of Motocross. Dobrze przygotowany do sezonu i mający odpowiednie podejście jak również mądrze i dobrze prowadzony spisał się naprawdę dobrze. Z rundy na rundę był coraz lepszy i szybszy, i od początku był w czołówce, a przecież startują tam najlepsi na kontynencie. Już w I rundzie był dwukrotnie czwarty.

Adam Kovacs w Valkenswaard

Po pechowym nieukończeniu pierwszego wyścigu w III rundzie w Rhenen, w drugim był już drugi, co pokazuje, że mimo niepowodzeń, potrafi się wyjątkowo zmobilizować. Mniej udane wyścigi powetował sobie w finałowej rundzie na słynnym Zwarte Cross, gdzie zdobył swe pierwsze podium, zajmując 3. miejsce wśród najlepszych uczestników. W klasyfikacji sezonu zajął wysokie, 4. miejsce. I to w pierwszym roku jazdy w klasie 125cm!  Adam startował też w EMX125, które jak wielokrotnie informowaliśmy i opisywaliśmy, jest w tej chwili już bezpośrednim zapleczem kadrowym dla klasy EMX250 a nawet do MŚ MX2. „Setki” są na tak wysokim poziomie jak chyba nigdy wcześniej. Ta juniorska klasa uprofesjonalniła się bardzo szybko, a młodzi zawodnicy mają już dzisiaj angaże w poważnych teamach. Kovacs startował w barwach Yamahy, ale miał wcześniejsze sezony nierówne. Teraz jednak właśnie otworzyła mu się niespodziewana furtka, z której natychmiast skorzystał. Do gry wrócił bowiem węgierski team MAURER GEP Husqvarna. Po roku nieobecności na padoku europejskich zawodów takich jak MXGP czy ADAC (startowali wtedy słoweńscy bracia Irt i Niemiec Brian Hsu), ekipa złapała drugi oddech, i postanowiła na nowo zaakcentować swoją obecność. Kompletując skład pomyśleli o swoim zdolnym rodaku, a ponieważ Kovacs zdecydował również o szybkiej przesiadce i adaptacji do klasy 250cm, więc… dostał propozycję udziału w tej solidnej drużynie. To akurat nie dziwi, ale warto wiedzieć, że ta ekipa zawsze rozglądała się za riderami z centralnej Europy. Co ciekawe, swego czasu propozycję startów w barwach Maurera dostał…Łukasz Lonka. Nie skorzystał z tej opcji, a szkoda, bo być może jego kariera potoczyła by się jeszcze lepiej. Regularne starty za granicą bardzo wiele dają – wszystkim. Tak więc w „ćwiartkach” Maurer Gep wystawi Adama Kovacsa.

Plany na sezon 2020 przewidują: udział we wszystkich rundach EMX250, udział w mistrzostwach ADAC w Niemczech i… UWAGA! udział w niektórych rundach MŚ MX2! A zatem jest jasno sprecyzowany plan dalszej kariery, są ambicje, ale też i możliwości. Są jednak przede wszystkim UMIEJĘTNOŚCI. Nabyte gdzie? Nie tyle w domciu, na Węgrzech, gdzie wszędzie blisko i wygodnie, ale przede wszystkim ZA GRANICĄ. Czy to coś mówi naszym młodym zawodnikom??? Adam startował nie tylko u siebie i w Dutch Masters. Podobnie jak wcześniej Austriak Rene Hofer brał też udział w Mistrzostwach Czech Juniorów. Z jakim efektem? Zdobyte mistrzostwo Czech w klasie 125cm niedawno w październiku. Sześć wygranych wyścigów i piękny dublet dominatora w finałowej rundzie w trudnych Kaplicach. Progres w ciągu zaledwie JEDNEGO SEZONU niesamowicie duży! W dodatku Adam już zaliczył debiut w MŚ MX2. Miało to miejsce w Kegums, w czerwcu br. Wiadomo było, że nie miał tam szans na żadne punkty i że będzie tłem dla najlepszych riderów. Ale chodziło o przygotowanie się do udziału w jeździe z elitą. Przede wszystkim przygotowanie mentalne. Oswojenie z tą oszałamiającą dla wielu szybkością, bezpardonowością startów i twardą jazdą do samego końca. W przypadku naszego zdolniejszego pokolenia, o takim poziomie możemy tylko pomarzyć, zaś ostatnim Polakiem jaki jeździł w MX2 był Wysocki, i było to ponad 3 lata temu. Miał być w MX2 Staszkiewicz, ale jak wiemy zakończyło się totalną klapą i potem nastąpił chyba odwrót kariery, bowiem nie zobaczyliśmy od wiosny 2018 tego zawodnika w ani jednej rundzie chociażby EMX250. Możemy tylko powspominać jak kilka lat temu zdobywał dobre punkty w „setkach” i był tuż za TOP 10. Potem niestety nic…nikogo. Tak więc nasz udział w tym wszystkim wygląda bardzo biednie i nie oszukujmy się- na razie widoków na zmianę tego stanu rzeczy brak. Po prostu nie mamy kogo wysłać na Europę. Swoje podwórko to dzisiaj o wiele za mało. Jedynym Polakiem w konkretnym teamie zza granicy jest obecnie Gaba Chętnicki. Ale on już dawno postawił na zagranicę, i wiele mu to pomogło. Zdobył kilka tytułów, wyrobił sobie jakąś markę, jest znany i kojarzony. I przede wszystkim cały czas OBECNY w poważnych mistrzostwach międzynarodowych (ADAC).

Daniel Volovich w Valkenswaard

Niedawno publikowaliśmy newsa o udziale Daniela Volovicha z Białorusi w EMX125. To kolejny z przykładów, że młodzi stawiają sobie wysokie cele i chcą je realizować. Ale nie u siebie w kraju, gdzie nie ma prawdziwej konkurencji, lecz tam, w Europie, gdzie jeżdżą najlepsi. W Valkenswaard na starcie sezonu EMX 2019 spotkałem Białorusina i jego ojca. Chłopak miał łzy w oczach, bo tak bardzo chciał się zakwalifikować do wyścigów, a nie był w stanie wykręcić dość dobrego czasu by awansować. Nie ma co ukrywać- poszedł na głęboką wodę, ale odważył się i zaczął się uczyć. Starał się jednak i przede wszystkim tam BYŁ, widział innych, oswajał się z najsilniejszymi konkurentami. Teraz, w barwach teamu Diga Junior KTM będzie mu łatwiej, bo już poznał smak najwyższego formatu EMX. Celowo przywołujemy też przykład młodego Węgra. Ponieważ jest on z małego kraju, gdzie nie ma żadnych tradycji MX, jest mało zawodników, on zaś nie ma bogatych rodziców. Ale tych najzdolniejszych się pielęgnuje i im pomaga. Przede wszystkim jednak mimo braku dużego budżetu jak najlepiej wykorzystuje się potencjał sportowy i pilnuje progresu. Dba się o regularność, solidność i stawia się realne cele. Adam jest bardzo dobrze prowadzony, z ojcem doskonale się rozumieją i stanowią bardzo zgrany, pewny duet. Nie ma tam żadnego gwiazdorzenia, pychy, opowiadania kim to ja nie będę, jest za to wiele pokory i ciężkiej pracy. I są wyniki. Adam i jemu podobni nie są bohaterami Faceboka, lecz bohaterami torów i wyścigów.

Adam Kovacs w Kegums w debiucie w MX2

Zasada jest następująca. Pokażesz się z dobrej strony w najważniejszych wyścigach, a ktoś Cię zawsze zauważy. Dzisiaj na ADAC czy w Dutch Masters i przede wszystkim w EMX nie brakuje ludzi, obserwujących co się dzieje, kto jak jeździ. Padok jest jednym wielkim targowiskiem wymiany informacji. Również zadawania pytań, kto jest kim, od kiedy jeździ, kto go trenuje i jakie ma plany na dalszą karierę. Ale to wszystko dzieje się tam, na padoku EMX, czyli w miejscu, gdzie nie ma w ogóle Polaków… Jak więc zagraniczne teamy mają interesować się Polakami, skoro Polacy nie idą tam gdzie wszyscy, stojąc na uboczu? Wracając do Adama Kovacsa. Widzieliśmy się również w Valkenswaard, na I rundzie EMX125. Nie było łatwo, ale przede wszystkim Węgier tam był. Mierzył się z najlepszymi, na holenderskim torze, czyli był to też przy okazji sprawdzian przed kolejnymi rundami Dutch Masters. I właściwie po pierwszych paru zdaniach rozmowy z nim i jego ojcem było widać, że mamy do czynienia z otwartymi, zaangażowanymi i pozytywnie nastawionymi ludźmi. Wysoka kultura, skupienie na celu, skoncentrowanie na własnej karierze, szacunek dla rywali. Zero buty i przekonania o posiadaniu wszystkich rozumów świata, czgo niestety nie można powiedzieć o polskim podwórku. Mamy ponoć tylu specjalistów, to dlaczego jesteśmy tak słabi na tle Europy??? I do tego ta cała chmara nowych trenerów, którzy jak dotąd nie wytrenowali nikogo, kto byłby zdolny walczyć i ścigać się na jakim takim poziomie w Europie. Kogo byście wysłali na EMX125, czy EMX250? Jakiego zawodnika młodego pokolenia mamy na tyle gotowego, żeby ścigał się z najlepszymi w Europie?

EMX 125 – tu nie ma zmiłuj

Zresztą… część tej mocnej Europy przyjeżdżała przez 3 ostatnie lata do nas, do Gdańska na MXoEN. I pokazywała nam miejsce w odległym szeregu. U siebie nie umiemy się dobrze zaprezentować, a co byłoby po wyjeździe w Europę? Nie ma się co czarować. Polacy wybrali karierę w swoim kraju, a mur z napisem EMX okazał się póki co nie do przejścia. Próbował jakiś czas temu Damian Kojs, ale kontuzje wykluczyły go z uczestnictwa w ME. Potem nic, cisza… Nas nie ma na EMX 125 i 250. A kogo nie ma na EMX, tego nie ma wcale w Europie. Najgorsze jest jednak to, że nie ma realnych widoków na zmianę tego stanu rzeczy. Pojedyncze rundy w wykonaniu Więckowskiego to tylko kropla w morzu ME. W dodatku nawet Wysocki musiał odpuścić udział w MŚ MXGP, z powodu braku finansów…. Najlepszy polski rider, jedyny w MŚ elity, a nie może sobie pozwolić na kontynuowanie kariery w MXGP, bo nie ma na to sponsorów, więc wrócił na krajowe rozgrywki. Przykro to mówić na koniec tego złego i bardzo niedobrego roku w polskim MX, ale czy to komuś pasuje, czy nie, X-cross jest od tego, by pisać prawdę o rzeczywistości a nie fantazjować. W kwestii międzynarodowej w polskim motocrossie mamy po prostu wielki odwrót. Kto będzie tym pierwszym, który przełamie tę przykrą passę?

fot: Alek Skoczek