Miejscówka o jakiej można tylko marzyć, istny cud natury do upalania. W takich to okolicznościach przyrody odbył się Puchar Południowej Polski Cross Country w swojej treści wyścigowej przygotowany przez Lobo, natomiast logistyką zajął się Kielecki Klub Wena.
Parę słów o samym obiekcie: długość toru to ok 1550m, nawierzchnia średnio-twarda. Łącznie 10 skoków o różnej specyfikacji po ok 35, 20 oraz 10 metrów. Dodatkowo jest sekcja rytmów oraz prosta a’la James Bubba Steward.
Szerokość jak na licencjonowanym torze do Mistrzostw Polski. Nic tylko się ścigać i trenować. A że miejsce to to wyeksploatowana dawna piaskarnia (druga pracuje w niedalekiej odległości), pozostało po niej przepiękne jeziorko w którym można wymoczyć nogi.
Ale wróćmy do tematu czyli samych zawodów. Była to już druga z kolei runda. Pierwsza zapisała się niechlubnie w historii Pucharu doszło bowiem do incydentu, którego „bohaterem” był sędzia PZM. Organizator PPP CC Michał Romaniec: „Sędzia ten tak się zafiksował, że jest władzą nad władzami – ustawodawczą, sądowniczą, wykonawczą i katem, że aż wpadł w obłęd, sam o mało nie oberwałem od niego ze dwa razy. Nie mogła go żadna siła powstrzymać od tego szaleństwa. Nie wiem co w niego wstąpiło – zawsze był porywczy ale w ostateczności jakiś dystans zachowywał”.
O co chodzi? Ano rzeczony osobnik kilka razy próbował karać zawodników lejąc ich trzonkiem od flagi. No tego jeszcze u nas nie grali. Nie będziemy wdawać się w szczegóły, w każdym bądź razie organizatorzy obawiali się przed następną edycja czy ktoś nie zapyta: przepraszam czy tu biją? Ciekawe, czy wobec krewkiego sędziego wyciągnięto jakieś konsekwencje.
Na torze Przybyszowy nic takiego się nie wydarzyło. Atmosfera panowała bardzo przyjacielska, czuło się w powietrzu ducha zdrowej rywalizacji. Było naprawdę sielsko, czego dowodem grzyby zbierane podczas obejścia trasy.
Imprezę podzielono na dwie części, bowiem do zawodów zgłosiło się ponad dwustu jeźdźców. Dlatego pierwsza grupa wystartowała około 11.00, druga o 14.00. Nie było więc ścisku na padoku, w biurze zawodów i przy toaletach, bowiem zdyscyplinowani uczestnicy PPP meldowali się dokładnie wtedy, kiedy należało. I wszystko byłoby super, gdyby nie pogoda.
Pierwszym startującym świeciło słońce, wiał lekki wiaterek było więc ideales. Drudzy zaraz po starcie dostali się w objęcia burzy z ulewa i tak było przez półtorej godziny. Lalo z nieba równo. Z minuty na minutę motocykle robiły się coraz cięższe, a na trasie było coraz bardziej ślisko. Ale i z tym problemem także większość sobie poradziła o czym świadczą okrzyki na mecie: Mamy to! bez względu na zajęte miejsce.
Naszą sympatię wzbudził pododdział Juniorów 85, którzy tym razem stawili się dość licznie na starcie. Pojechały też dzielne trzy amazonki, natomiast czwarta Natalia Micigolska wystartowała razem z facetami.
„Jeździłam dwa sezony w Pucharze Południa w klasie Kobiet (jeden niepełny), gdzie byłam pierwsza w generalce. Frekwencja dziewczyn na zawodach, nie ukrywajmy, pozostawia wiele do życzenia dlatego stwierdziłam, że ściganie się w klasie z mężczyznami przyniesie mi dużo więcej doświadczenia i satysfakcji. W klasie Senior jest rywalizacja, wyprzedzanie, często też rozpychanie łokciami, większa motywacja. Nie dojeżdżam też jako ostatnia, dlatego uznałam, że mogę się ścigać i walczyć z panami na moim poziomie.
Czy się bałam? Boję się przed każdymi zawodami czy się wszystko uda, czy nie popsuję motocykla, a tym bardziej siebie. Staram się jechać zachowawczo i bezpiecznie, ale konsekwentnie. Prędkość będzie przychodziła z czasem, więc skupiam się na poprawnej technice i świadomości. Swój przejazd oceniam dobrze. Pogoda nas zaskoczyła, warunki się pogarszały z okrążenia na okrążenie.
Ukończyłam jako 34. na 48 zawodników w Senior 2. Zrobiłam 8 okrążeń. Myślę, że jak na kobietę nie jest źle, jednak zostaje niedosyt, ponieważ moim aktualnym celem jest dojechanie w połowie stawki w tej klasie (myślę, że jest to wykonalne). Miałam dwie poważne gleby i kilka mniejszych, jednak kto afery w tych warunkach nie złapał, musiał być cudotwórcą. Ze startu wyszłam spokojnie, bez ryzyka. Wyprzedzanie było ciężkie, trasa w lesie bardzo wąska, dziurawa i śliska.
Nie mieliśmy miejsca do wymijania, a jazda za kimś wolniejszym strasznie męczyła. Na tą ilość zawodników okrążenie było krótkie, więc w dalszych częściach wyścigu cały czas albo się kombinowało jak przepuścić szybszego ridera, lub jak ominąć wolniejszego. Tłok był spory co wybijało bardzo z rytmu. Parę upadków też się zdarzyło… Na jednym z kółek uderzył we mnie zawodnik i na ostatnim okrążeniu zaliczyłam upadek na prostej przy sporej prędkości…
W tym sezonie startuję na dwusuwowej EXC 200 od KTMa. Postawiłam na ten motocykl ze względu na jej uniwersalność i kompromis między 125 a 250. Dwusetka o gabarytach setki, z dużo lepszym dołem sprawdza się w każdych warunkach, jest lekka i bardzo skrętna, jednocześnie nie brakuje jej mocy. Nie trzeba motocykla cały czas trzymać na obrotach. Nie jest też tak łakoma na paliwo i częste wymiany tłoka jak 125. Bardzo pasuje mi ta pojemność, ale KTM nie produkuje ich od 2016, więc trzeba będzie pomyśleć nad czymś innym, niestety.
Miałam okazję przetestować po raz pierwszy, w ulepszonej wersji nowe produkty Karguii czyli spodnie Quantum wraz z koszulką MX2. Produkty tej firmy przypadły mi do gustu już wcześniej. Koszulki na siłownię, leginsy, bluzy, oraz poprzednie wersje ubrań motocyklowych. Jednak nowy model spodni Quantum skradł moje serce. Karguii postawiło tym razem poprzeczkę w świecie ubrań off-roadowych bardzo wysoko.
Funkcjonalność nowych Quantum (bardzo wytrzymała skóra na wewnętrznej części kolan, dodatkowe regulacje, wloty powietrza, zastosowanie nowych rodzajów materiału), design (grafika nanoszona metodą sublimacji i haftowane dodatki) i możliwość customizacji sprawiają, że topowe firmy odzieżowe mogą poczuć oddech polskiej firmy na karku!
Planuję jechać tylko Puchar Polski Południowej w klasie Senior 2 oraz Puchar Polski Enduro w klasie Kobiet. Możliwe, że po drodze spontanicznie pojawię się na innych zawodach.
Z kolei w klasie Master drugie miejsce zajął Leszek Drogosz. Tak jest, Drogosz Suspension!
„Najwięcej problemów było na odcinkach leśnych. Ze względu na liczną frekwencję dość szybko zrobiły się tam spore muldy z przeciwstokami w piachu. Z kolei na długich prostych podczas których osiągaliśmy znaczne prędkości, następowały mocne dohamowania do kolejnych zakrętów.
Te dwa powody (muldy i intensywne dohamowania), a także w moim przypadku dosiadana przeze mnie endurówka z dość miękkim ustawieniem powodowały, że najlepiej się jechało z mocno wysuniętym (w półkach) przodem i nie nazbyt mocno dokręconą regulacją kompresji highspeed w tylnym amortyzatorze. Kluczem do dobrego ustawienia zawieszenia był dobry balans między przednim a tylnym zawieszeniem.
Wyścig zaczął się od spóźnionego startu, ale dość szybko dogoniłem czołówkę, długo jechałem za Adamem Zychem, mieliśmy podobne tempo, czułem się dobrze, miałem jeszcze zapas prędkości, czekałem na dalszą fazę wyścigu. Gdy zaczęły się duble Adam szybko radził sobie z wyprzedzaniem juniorów w ciasnych odcinkach między drzewami, ja zostałem trochę z tyłu, ale miałem z nim kontakt wzrokowy.
Gdzieś na półmetku poczułem, że powoli opadam z sił. Adam mi odjechał, ja się mocno męczyłem z zawodnikami, których coraz ciężej mi się dublowało. Musiałem się mocno skupiać na tym by utrzymać swoje tempo. Niestety wyszły braki kondycyjne i to się zemściło. To nie jest Enduro gdzie mamy krótki, kilkuminutowy (bardzo intensywny) wysiłek na próbie. W Cross Country stety/niestety bez podbudowy kondycyjnej nie ma co marzyć o wyniku. Zawsze przychodzi taki moment w zawodach, kiedy człowiek już ma dość, a jechać trzeba….
Im później ten moment nastąpi tym lepiej dla efektu końcowego. No nic, nie poddaję się, mamy krótki ale intensywny sezon, w najbliższy weekend inauguracyjne rundy Mistrzostw Polski Enduro w miejscowości Połczyn-Zdrój, w których biorę udział. A następny weekend kolejna runda Pucharu Polski Południowej w Cross Country w Lesku, podczas której postaram się powalczyć o pierwsze miejsce.
Trzecim zawodnikiem, którego poprosiliśmy o komentarz był Wojtek Sikora, trzeci w klasyfikacji w klasie Expert. „Zawody były świetnie przygotowane, jednak po pierwszym biegu, trasa została mocno rozjeżdżona, na dodatek zaczął padać deszcze i było ślisko. Przygody? Hmmm…
Jeśli chodzi o nawierzchnię bliższe są mi tereny górskie. Deszczowa pogoda nie jest przeszkodą ale obecność piasku sprawiła, że przez pierwsze 30 minut miałem wrażenie, jakbym uczył się jeździć od nowa, zaliczyłem rekordową ilość upadków i to na samym początku.
Obecnie jeżdżę na Husqvarna TE300 2020 r. Idealnie sprawdza się w Hard Enduro, a przy okazji jest też uniwersalna i daje możliwość startu w Cross Country i Enduro. A dlaczego uprawiam ten sport? Bo to jest moja pasja, a główny cel to dobra zabawa. Nie należę do żadnego klubu, nie lubię być od kogokolwiek zależny”.
Tym razem jak widzicie oddaliśmy w naszej relacji sporo miejsca samym zawodnikom, bo to oni stanowią sól off roadu. I tak to właśnie wygląda.