Wczorajszy dziewiąty etap Rajdu Dakar został skasowany. Oficjalnym powodem odwołania poniedziałkowej próby były niekorzystne warunki pogodowe. Dlatego zamiast się ścigać zawodnicy musieli pokonać 500 kilometrów dojazdówki do Salty, miasta leżącego w Andach, w północno-zachodniej Argentynie.
Na riderów czekała niezwykła niespodzianka, bowiem na terenie Parque del Bicentenario zorganizowano fiestę na przywitanie uczestników Rajdu. Zabawa była przednia. Dzisiaj zawodnicy wystartowali z Salty by po 424 km dojazdówki ruszyć na 373 kilometrowy piekielnie szybki odcinek specjalny z metą w Belén.
Najpierw jazda szerokim piaszczystym płaskowyżem, potem wymagająca nawigacja. Poczatek niezbyt szczęśliwy dla Brabeca. Zamiast trzymać się Meo zaczął kombinować i zjechał kilka kilometrów z trasy. Ale w miarę upływu czasu zaczęli błądzić i inni, wśród nich takie gwiazdy jak Price, Benavides i wspomniany wczesniej Meo, którzy odbili od jedynie słusznego kierunku aż o 10 km! Zapowiadały się spore zmiany w klasyfikacji, bo riderzy co i rusz gubili drogę.Toby Price na jednym z ostatnich way pointów stracił do prowadzącego 49 minut!!!!
Tego już chyba nadrobić się nie da. Doskonale radził sobie natomiast Maciek Giemza, który niewątpliwie zdał egzamin z nawigacji, czego dowodem awans do trzeciej dziesiatki. Koncówka odcinka specjalnego przyniosła kolejne niespodzianki… Fatalny w skutkach upadek na kilka kilometrów przed metą zaliczył Van Beveren, jeden z faworytów Rajdu. Próbował jechać dalej, ale po kilkuset metrach zrezygnował. Został odtransportowany helikopterem do szpitala ze złamanym obojczykiem, urazem klatki piersiowej i kręgosłupa. Triumfował Austriak Walkner ratując honor KTM, marki walczącej przecież o zwycięstwo fabryczne.
Został on także liderem Rajdu z przewagą 11 minut nad Quintanilla. A konkurencja? Barreda 38 minut straty, 49 minut Price, 56 minut Brabec, godzina Meo. Chyba nie do odrobienia. A Maciek? A Maciek 27! Fantastyczny wynik…. choć jeszcze nieoficjalny.
fot. A.S.O., KTM