Drugi dzień Mistrzostw Polski i Pucharu Polski Superenduro na „rancho” Mieszka Gotkowskiego rozpoczęła prezentacja zawodników przed licznym gronem kibiców.
A już po chwili start klasy Open (wraz z Juniorami), reprezentowanej przez najlepszych jeźdźców tej dyscypliny. Takie nazwiska jak Juszczak, Kargul czy Kaczmarczyk mówią same za siebie. Emil wygrał tylko pierwszy wyścig, niestety w drugim „niedolot” na jednej z belek spowodował, że ten świetny zawodnik wykonał potężną glebę. Koniec marzeń o zwycięstwie, a zamiast podium natychmiastowy transport do szpitala. Diagnoza – złamany koniec kości promieniowej. Ale show must go on… Nieobecność mistrza wykorzystał Grzegorz Kargul wygrywając kolejne dwa biegi. Zła passa (kontuzja, rehabilitacja) chyba wyczerpała swój limit i ten znakomity zawodnik wrócił do gry w pełni sił.

Z kolei Oskar Kaczmarczyk mimo groźnego upadku poprzedniego dnia zajął w niedzielnych rozgrywkach drugie miejsce. Emil ostatecznie był trzeci, nadal jednak prowadzi w klasyfikacji generalnej z 31 punktami przewagi nad Kargulem. Start klasy Open jak zwykle wzbudził nie tylko sporo emocji, ale także dyskusje w padoku, czy tak słaba frekwencja to sytuacja przejściowa, czy też musimy się do niej przyzwyczaić. Konkluzja była następująca: jeźdźców SE mamy sporo, tyle że interesują ich bardziej imprezy typu Red Bull Megawatt 111 niż Mistrzostwa i Puchar Polski.
Powodem tego jest zerowe wsparcie finansowe i promocyjne ze strony PZM (§9 pkt 5 Statutu PZM) i brak atrakcyjnych nagród. Organizatorzy zawodów muszą zbyt często borykać się ze związkową biurokracją, zamiast skoncentrować swoje siły na przygotowaniach. Czy naprawdę nikogo z ZG nie interesują sygnowane logo PZM Mistrzostwa? W końcu najwyższe rangą, więc może warto by ruszyć t…ek z fotela i samemu przekonać się, jak wyglądają w realu (podejrzewam, że niejedna związkowa kopara by opadła).

Impreza, jaką przygotował Mieszko Gotkowski wraz z Łódzkim Klubem Motorowym, przy wsparciu Andrzeja Andrzejaka i lokalnych sponsorów, może być tylko wzorem do naśladowania (pisaliśmy o tym w poprzedniej relacji na www). Z Elbląga i okolic przybyło kilka setek miłośników ostrego ścigania (mimo to, że trzeba było dojechać własnym środkiem transportu), przepiękna okolica, niezbyt trudny tor, konkursy dla kibiców, wszystko to sprawiało, że impreza zamieniła się w superendurowy piknik. I właśnie o to chodzi… Poza tym SE ma to do siebie, że zawodnicy walczą na krótkim dystansie i w krótkim czasie, co także podnosi walory widowiskowe. Takie, jak choćby w klasie Junior. Tu o pierwsze miejsce rywalizowało drugie pokolenie Luberdów i Gotkowskich: Andrzej i Aleksander, którzy w tej właśnie kolejności stanęli na podium. Jako trzeci dołączył do nich Robert Galas.

Wśród Kobiet najszybsza była Natalia Krakowska, w Młodzikach Adrian Beczkowski, licencję B wygrał Szymon Futro, licencję C Artur Glapa, w Mastersach absolutnym dominatorem okazał się były „kadrowicz” Mieszko Gotkowski, w klasie Amator zwyciężył Bartek Niedziółka. Na koniec dekoracja zwycięzców na niezwykłym podium, zrobionym ze skrzynek na śledzie, ustawionymi przed najprawdziwszym kutrem. Uroczystość obserwowali niemal wszyscy kibice (co jest rzadkością na rodzimych zawodach), panie z Koła Gospodyń Wiejskich, dzielni strażacy z OSP, motocykliści (szosowi) z Klubu Motocyklowego Orzeł z Elbląga i Klubu Jamaz Pasłęk, którzy przejęli rolę marshali, sędziowie, żona i tata Mieszka (reszta rodziny serwuje znakomite ryby w Smakach Morza w w Piaskach k/Krynicy Morskiej), bliżsi i dalsi znajomi, sponsorzy, super komentator, służba medyczna a także, last but not list, zaprzyjaźniony z domem Gotkowskich emerytowany ksiądz.

Na koniec chwila refleksji… Tegoroczna edycja mistrzostw początkowo miała się nie odbyć. Dzięki kilku zapaleńcom (a może desperatom) Związek zdecydował się jednak na włączenie SE do swojego kalendarza. Zaczęło się w Buczku, potem bardzo udany debiut nowego gracza w Rumianku, teraz kolejna premiera tym razem koło Ogrodnik pod Elblągiem. Przed nami finał na torze żużlowym (sic!) w Łodzi… Jak widać SE walczy o należyty status tej dyscypliny w polskim motorsporcie, dlatego zróbmy wszystko, aby w przyszłym roku spotkać się ponownie na superendurowych torach. I oby na maszynie startowej pojawiło się znacznie więcej zawodników.

Potrzebne jest jednak przede wszystkim wsparcie finansowe i medialne, bo z organizacją zawodów jak widać nie ma żadnych problemów. Dlatego w imieniu wszystkich, którym bliskie jest superenduro zwracam się do Tadka Błażusiaka, od którego przecież to wszystko się zaczęło: czekamy na Ciebie, na Twoje duchowe wsparcie, a gdyby udało Ci się znaleźć chwilę i zajrzeć na zawody w przyszłym roku, wdzięczność ludzi zakochanych w SE byłaby dozgonna.
fot. X-cross