Pożegnanie wakacji na Cross Country w Ostrowcu Świętokrzyskim

Ostatni dzień wakacji, na dodatek niedziela, super pogoda, słonecznie, upalnie, bezchmurnie. Aż się chce nad wodę, co zresztą uczyniły tysiące ludzi jak Polska długa i szeroka. Znaleźli się jednak ludzie, którzy wybrali zupełnie inny, bo męczący i „brudny” relaks.

Półtoragodzinny moto maraton po leśnych i polnych wertepach w Ostrowcu Świętokrzyskim. Niemal 130 zawodników zjawiło się na kolejnej rundzie Pucharu Polski Południowej w Cross Country. Na znanym z wyścigów MX torze ostrowieckim, tym razem zamiast popisowych whipów motocrossowców były skoki przez przeszkody w wykonaniu endurowców i cross countrowców.

Adrian Skoczeń

Dyscyplina wprawdzie jakby inna, ale i tak sami swoi. Bo crossowcy to przecież jedna wielka wspólna rodzina. Gdy tej rodzinie zapewni się elegancko przygotowany tor, zadba o jej bezpieczeństwo i powita dobrym słowem, oraz traktuje się ją z szacunkiem, właściwie nie pozostaje nic innego, jak tylko „trąbić wsiadanego” i… jazda w las na mechanicznych rumakach. Bo przecież w takiej imprezie nie chodzi o kasę czy szpan. Chodzi o dobrą, sportową, bezpieczną zabawę. I taka też idea przyświecała organizatorom – sprawdzonej ekipie ostrowieckiej ENDURORANY.

Tomek Kosiak i jego chłopaki przygotowali tzw. trasę bez szaleństw, lajtową, pod standardowego ridera. Tak by wszyscy mieli zrównoważony wysiłek i dali radę ukończyć, i by nie kusić licha, które lubi się przyplątać niektórym w najbardziej trudnych odcinkach. Nie było więc wysilonych podjazdów, błota, ani nawet wody (susza!). Ta ostatnia okazała się akurat nieodzownym elementem wyposażenia ridera, bowiem był to dzień, w którym żar lał się z nieba równo.

Przy temperaturze 33 st. C jazda w ukropie i pełnym słońcu daje naprawdę wycisk, dlatego dobrze że spora część trasy prowadziła lasem, bo tam wszyscy mieli nieco lepiej. Było to również ważne dla kibiców i członków rodzin, jacy przybyli by dopingować jadących. Mówiąc oględnie, w tym lasku dało się żyć i kibicować. Tam też zlokalizowano chyba najciekawsze odcinki. Jeden z kamieni (króciutki ale dla mniej wyćwiczonych płatający figle) i drugi z opon w 4 rzędach.

Opony były też przed wjazdem do lasku (przy mecie) i te można było na otwartej przestrzeni minąć bokiem, ale przez te w lasku trzeba już było skakać. Tak więc urozmaicenia nie brakowało, tym bardziej, że kilka gleb i „zawałów serca” w motocyklu odbyło się właśnie w tym rejonie. Zanim przejdziemy do wyników, powiedzmy o czymś, co bardzo szybko rzuciło się w oczy wprawnemu obserwatorowi. Te zawody miały bowiem pewien wyróżnik bezpieczeństwa.

Było kilku riderów z naszym logo #545 Łukasz Kolarz

Mianowicie Tomek Kosiak postanowił stworzyć mobilną ekipę zabezpieczającą. On plus pięciu chłopaków z krótkofalówkami na motocyklach nie tylko sprawdzali „tyły”, ale cały czas objeżdżali trasę pilnując, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, lub czy na trasie nie dzieje się coś niewłaściwego (np. czy nie ma skracania, bądź nie trzeba usunąć czyjegoś motocykla). Okazało się to znakomitą receptą na ewentualne niejasności i problemy zawodników. To nie dziwi, gdy się przyjrzeć jakich ludzi tam się dobiera do współpracy.

Damian Musiał

Ogarnięci, myślący, zachowujący ostrożność na trasie podczas interwencji. Każdy wie co i gdzie ma robić i o której co ma być. Tak to powinno wszędzie wyglądać! To model sprawdzony nie tylko na MXGP czy innych imprezach, więc warto o tym pomyśleć, jeśli się na możliwości i… szczere chęci. Do tych plusów dołóżmy też starania gestora i „mózgu” tego cyklu (Pucharu Polski Południowej) Michała Romańca, który jest niczym motor napędowy dla całości.

Kto słyszał jego i Tomka Kosiaka przemowę na odprawie, ten szybko zrozumiał, że tam się szanuje zawodników, myśli o nich i ich bezpieczeństwie, a nie traktuje jak mus, który trzeba odklepać, żeby się nazywało, że zawody się odbyły. To taki niuans, ale bardzo istotny dla poczucia zawodników. Człowiek nie po to przyjeżdża czasem kawał drogi i zasuwa po lesie w upale i wysiłku za własne pieniądze, by być traktowanym przez jakichś działaczy centralnych jak dojna krowa lub obcy, który niech zapłaci, robi swoje i spada do domu.

Grzegorz Kargul

Daje się szybko wyczuć, kto gdzie okazuje się bardziej a kto mniej przyjazny ludziom i ich wysiłkowi. Uczciwie przyznajemy, że odkąd tylko jeździmy na zawody do Ostrowca Św. (głównie MX) to zawsze daje się tam wyczuć i dostrzec tą przyjazną atmosferę. Nie ma sztuczności, nie ma nadmiaru rzucania paragrafami i szukania okazji, by kogoś „uwalić”. Jest dbałość o to, by zawody odbyły się zgodnie z harmonogramem, by było bezpiecznie i zgodnie z zasadami.

Jarek Kargul

Jest też zawsze kawał dobrej roboty i dlatego ten tor i trasa są zawsze ładnie przygotowane. Gdy pojawiają się pytania, kwestie sporne czy wątpliwości, jest to wyjaśniane bez konfliktów i obrażania się na zwróconą uwagę. Żadnego zadufania, arogancji i lekceważenia, które widzimy czasami niestety w innych miejscach… Takie zawody i takich organizatorów nie tylko lubimy, ale i popieramy i bardzo szanujemy. Nie ma w tym ani grama przesady czy koloryzowania.

Ekipa Endurorany

Byliśmy, widzieliśmy, słyszeliśmy, znamy też opinie innych. Właśnie dlatego nie możemy zrozumieć, dlaczego akurat tacy ludzie napotykają na rozmaite trudności „formalne” i problemy ze strony działaczy PZM. Bo napotykają. Jakby wbrew ich wszystkim staraniom i włożonemu sercu. To jest jednak inny temat, na inny artykuł. Wróćmy do samych zawodów.

Na głodnych czekało syte mięsiwo

Najpierw wystartowały klasy Junior 85, Masters, Amator S2 i Expert 2. A wśród startujących sporo znajomych nazwisk. Przede wszystkim Grzesiek i Jarek Kargul, którzy wybrali akurat Ostrowiec a nie finał MP w Romanówce. Grzesiek nie miał się za bardzo z kim mierzyć, ale śmigał sprawnie po trasie bardziej dla radości jazdy i treningu, niż dla wyniku. Już na pierwszym kółku na owej wspomnianej mini „sekcji kamiennej” była gleba na dzień dobry w wykonaniu jednego z juniorów z klasy 85cm. Potem paru tam nieźle zakręciło i zarzuciło.

Obyło się jednak bez boleśniejszych urazów i tylko jeden rider gdzieś tam dalej w lesie poobijał sobie żebra. Jednym z odcinków była też szybka prosta na odkrytej łące, gdzie manetki mogły pójść na dłużej na maxa. Wbrew pozorom nie była to jedna wielka pojeżdżawka. Walki i wyprzedzania nie brakowało, a jedna z najefektowniejszych akcji miała miejsce na ostatnich metrach przed metą, gdy dwaj „osiemdziesiątkarze (Kuba Bolek i Filip Gacek) zawzięcie walczyli o drugie miejsce na mecie. Był doping, było uznanie i była sportowa postawa.

Właśnie taka, jaką zawsze chciało by się oglądać. Jeden szanuje drugiego, niezależnie od wyniku i potrafi podziękować za dobrą walkę, za wspólny wysiłek. Pecha miał za to brat szefa imprezy – Kamil Kosiak…., Już na pierwszym kółku złapał kapcia i… było po zawodach. Jedni mieli więcej, inni mniej szczęścia tego dnia, ale nie zmienia to bardzo pozytywnego odbioru trasy jak i całej imprezy. Wyniki? Klasa Junior 85cm: 1. Adrian Skoczeń, 2. Filip Gacek, 3. Kuba Bolek. Klasa Expert S2: 1. Grzegorz Kargul (z wyraźna przewagą nad resztą!), 2. Adam Sierżant, 3. Paweł Bełz. Klasa Masters: 1. Paweł Bełz, 2. Marcin Tynowski, 3. Grzegorz Marszałek. Klasa Amator S2: 1. Wojciech Sikora, 2. Łukasz Kolarz, 3. Robert Maślanka.

Druga część zawodów rozpoczęła się od świetnego startu dobrze znanego ze Strefy Południowej MX Łukasza Piwowarczyka w klasie Expert S1. W tej i kolejnych grupach dało się zauważyć również kilka znanych nazwisk. Startowała tam też nasza rodzyneczka, Natalia Micigolska. Jedyna dziewczyna wśród gromady facetów. Najwięcej radości sprawił jednak widok innego zawodnika. Śmigający i latający po trasie jak najęty Damian Musiał, czyli pamiętany z Biskupic numer 21!

Jeszcze przecież nie tak dawno martwiący się jak wyjść na prostą po poważnej kontuzji kręgosłupa. Mija właśnie rok od feralnego wypadku na Megawacie i od zbiórki na rehabilitację, jaką też wsparliśmy w X-CROSS. To jest piękna rzecz, gdy znajomi i przyjaciele oraz ludzie dobrej woli pomogą zawodnikowi w jego nieszczęściu. I to jest miła niespodzianka dla oczu, gdy zawodnik nie tylko wraca, ale wraca tak ładnie i czysto jadąc. Cieszymy się, że Damian jest od jakiegoś czasu na zawodach i życzymy mu sukcesów, oraz wiele radości z tego co robi. Oby zła karta nigdy nie wróciła.

Świetny start Piwowarczyka

Co jeszcze warto nadmienić? Solidną jazdę Piotra Pajerskiego, ambitną jazdę młodszych w klasach Junior, gdzie wymienieni na podium trzej riderzy dali czadu. Było kilka rozczarowań, jak to na wyścigach. Kilka maszyn padło, komuś tam maszyna zdechła tuż przed końcem jazdy. Słowem cały motocyklowo-crossowy misz masz jaki bywa na zawodach. Sporo nazwisk znamy dobrze z zawodów Strefy Południowej, więc było trochę jak na MX.

Tomek Kosiak

Wyniki drugiej grupy: Junior 125cm: 1. Tymoteusz Bachleda, 2. Mateusz Mirecki, 3. Grzegorz Kowalczyk, HOBBY: 1. Mariusz Wrzoskiewicz, 2. Dominik Kozak, 3. Sebastian Pękalski, Amator S1: 1. Dominik Jastrzębski, 2. Jarosław Cedro, 3. Marcin Sideł, Expert S1: 1. Grzegorz Kargul, 2. Piotr Pajerski, 3. Konrad Lasocki

Zawody przebiegły (jak to w Ostrowcu) sprawnie, bezpiecznie, choć upał dawał się mocno we znaki jadącym. Na mecie był niejeden okrzyk radości i ulgi, że to wreszcie koniec. A w drodze powrotnej, nad jednym zalewem tłumy, nad drugim zalewem tłumy. Sami pomyślcie…jak tym 130-tu ludziom musiało się chcieć wysiłku i jak im musiało zależeć, że wybrali zupełnie inne pożegnanie z wakacjami i gorącym sierpniem. Właśnie dlatego mówimy SZACUNEK i wyrażamy uznanie za postawę. A Tomkowi Kosiakowi i ekipie ENDURORANY gratulujemy kolejnej udanej i dobrej imprezy sportowej. Tam zawsze warto przybyć! Jak ocenili zawody i trasę niektórzy uczestnicy?

Natalia Micigolska: „Impreza bardzo ok, trasa też, ale nie pode mnie, mnie pasuje inny typ trasy, ale mimo tego jestem i tak zadowolona. Mam trochę dość, ale cieszę się, że ukończyłam.”

Natalia Micigolska

Wyniki są dostępne na www.wynikizawodow.pl

fot. Alek Skoczek