Pustynny wilk Maciek Berdysz

    Trzeci dzień zmagań, dzisiaj na trasie Pisco-San Juan de Marcona (portowo-górnicze miasto w prowincji Nazca). Etap liczył 504 km, na początek do pokonania odcinek specjalny liczący 296 km, a następnie 208 km dojazdówki.

    Kolejna próba została wytyczona po wydmach, zawodnicy pojechali także wybrzeżem Pacyfiku zahaczając o kaniony i płytkie zbiorniki wodne. Już na początku odcinka specjalnego roszady, faworyci lekko spóźnieni, natomiast Sunderland jakby poczuł wiatr w żagle.

    Zaatakował na 50 kilometrze i na pierwszym way poincie uzyskał pierwszy czas. Jechał coraz szybciej, by ostatecznie wygrać. Ależ ten gość ma moc! Sporą stratę zanotował Barreda Bang Bang (28 minut!) i będzie teraz musiał bardzo mocno cisnąć licząc jednocześnie na błędy rywali. Fatalnie etap zakończyli kierowcy Yamahy: Adrien Van Beveren stracił do prowadzącego już około 13 minut, de Soultrait 12 a Caimi 11. Niebiescy mają zatem o czym myśleć i co robić przed kolejnym etapem. Polacy całkiem nieźle… Giemza pojechał równo plasując się na 32 miejscu w generalce, dobrze poczyna sobie Berdysz.

    Przypomnijmy, że Maciek to samotny wilk, startuje w grupie Original by MOTUL, która nie ma żadnej obsługi na Dakarze, sam robi roadbooki, sam chodzi na briefingi, sam naprawia motocykl do późnych godzin by o świcie znowu ruszyć na trasę. Poprawił swoją pozycję Paweł Stasiaczek, który na metę przyjechał na 68. miejscu (w generalce jest teraz 63.). Wyniki są nieoficjalne.

    fot. Monster Energy, ARC