Recepta Kaszanki na offroadowy weekend bez spiny z grillem w tle

Śnieciska to mała wieś w pobliżu Poznania. Poza starą gorzelnią wydawać by się mogło, że nic tu więcej nie ma. Pozory jednak mylą, bowiem w miniony weekend poniósł się po okolicznych kukurydzianych polach ryk offroadowych silników.

Punktem orientacyjnym dla przyjeżdżających był… samolot. Stojący przy wjeździe do jednego z gospodarstw w pełni sprawny Zlin 142 to widok szokujący. Jednak to nie koniec niespodzianek, bowiem kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłem superendurowy tor: opony, drewniane bale, kamienie, ale także typowe dla motocrossu hopy.

Z kolei po drugiej stronie drogi uwagę przykuwał otaśmowany fragment łąki. W takich właśnie okolicznościach przyrody w miniony weekend odbyła się inauguracja sezonu treningowego, której gospodarzem był Borys Leliński, znany w środowisku jako Kaszanka. Borys to człowiek renesansu: jest pilotem, fotografem, modelem i motocyklistą.

Teraz postanowił udostępnić rodzinne włości najmłodszym adeptom motorsportu (choć nie tylko im), aby mogli pod okiem trenerów stawiać swoje pierwsze kroki w offroadzie. W sobotnie południe spora grupka chętnych uczestniczyła w zajęciach poprowadzonych prze Ewę Pikosz.

Na tych, którzy nie mieli jeszcze swojego sprzętu czekały „eremefy” udostępnione przez zaprzyjaźniony z Borysem poznański salon DirtBike. Dla nich przeznaczono wspomnianą wcześniej łąkę, gdzie mogli ćwiczyć ruszanie i zakręty, niektórzy po raz pierwszy w życiu. Dwie godziny przedniej zabawy.

Kaszanka: „Zawsze marzyłem o tym, aby stworzyć dzieciakom zainteresowanym offroadem jak najlepsze warunki do realizacji swojej pasji. Takie, jakich ja nie miałem. Sam zaczynałem od motoroweru Simson, któremu obciąłem pedały, aby upodobnić go do motocykla, a potem „uterenowiłem” skuter MBK Booster (haha!) i zacząłem skakać nim po przeszkodach. Ktoś mi podpowiedział, że to obciach, żeby kupić sobie offroada.

W tamtych czasach nie bardzo miałem pojęcie o tym co to jest cross czy enduro, dlatego postanowiłem pójść na całość i wsiąść na pięćsetkę, z której szybko przesiadłem się na mniejsze pojemności. „Odwróconym stołem” jeździć się nie dało. Zszedłem na 350 w czterosuwie, aż w końcu uznałem, że przy moich już sporych umiejętnościach idealna będzie dwusuwowa 250-tka. I tak stałem się posiadaczem Husqvarny: idealna na podjazdach, super wyważona, a gdy wyglebisz łatwo z nią się pozbierać”.

I zaczęła się zabawa na maksa, bo do dzisiaj Borys tak właśnie traktuje swoją pasję. Cztery razy zaliczył ErzbergRodeo, by któregoś roku zająć znakomite 614. miejsce, a więc niewiele mu zabrakło by pojechać w finale. Startował w Megawacie, a na kultowej Charlottcie udało mu się zjechać bez upadku po słynnej śliskiej rurze. Ale bez parcia na pudło, bo dla niego sam start był już zwycięstwem.

Poznawał także ludzi związanych z motorsportem, co ceni sobie szczególnie, jak choćby przyjaźń z ludźmi z SMK Krzeszowice. Było to na Beskid Hero, gdy o drugiej w nocy szukał miejscówki na zaparkowanie swoim oryginalnym pojazdem, jakim jest niewątpliwie wyprodukowany w Indiach TATA Telco. To wtedy właśnie zwrócił na siebie uwagę riderów z SMK, którzy błyskawicznie przyjęli go do siebie. Ich przyjaźń trwa do dzisiaj. Stąd obecność Krzeszowian w Śnieciskach, gdzie zjechali silną grupą na czele z Adą Agaciak, która jako jedna z pierwszych ruszyła na tor przeszkód.

„Chciałbym, aby powstała tu taka endurowa agroturystyka, zwłaszcza, że sąsiedzi we wsi są bardzo przychylni i którym warkot w niczym nie przeszkadza. Szykujemy miejsca noclegowe, trochę przebudujemy tor SE, aby był łagodniejszy, może uda się powiększyć także naszą „oślą łączkę”.

Ma być nie tylko jazda, ale też wspólne grillowanie, rozmowy nie tylko o tym jak naprawić to czy tamto, wspólne grzebanie przy naszych moto, jednym słowem zależy mi na pełnej integracji przyjeżdżających tu ludzi. Nie chodzi mi o zlot mistrzów, ale by stworzyć przyjazne miejsce dla fanów offroadu. Trzydniowe organizowane treningi planujemy na razie raz w miesiącu, praktycznie można do nas przyjechać każdego dnia. Wystarczy się umówić na FB.”

tekst i fot. Krzysztof Hipsz