Trzy rundy Monster Energy Supercross, rozpoczynające sezon 2018 już za nami. Nadszedł więc czas na kolejną w Glendale, na Stadionie Uniwersytetu Phoenix. Potężny i jeden z głównych obiektów sportowych tego miasta jest w stanie pomieścić 72 tysiące publiczności.
To był świetny weekend, akcje z pazurem trzymały w napięciu, bo działy się rzeczy niesamowite. Kluczową rolę w Glendale odegrała sekcja whoops’ów i podwójne skoki. To właśnie tam większość startujących miała największe problemy. Jak to wszystko wyglądało?
Przypomnijmy najważniejsze momenty sobotniego wieczoru. Najlepsze czasówki w dzień kwalifikacji uzyskali dotychczasowi liderzy tabeli: Joey Savatgy (250ccm) i Jason Anderson (450ccm). Niestety nie znalazły one potwierdzenia w wynikach końcowych. W 250ccm niezły popis jazdy dał Shane McElrath. Dzień przed wyścigami mówił, że jego celem nie jest Top 5, tylko ma zamiar wygrywać. I prawie mu się udało, bo był drugi. Ciekawie zrobiło się w Heat 2, gdy kiepsko wystartował Savatgy. Jechał szósty i nagle pojawiły się kłopoty. Zaliczył glebę na whoopsach, która przypominała upadek Musquina sprzed 2 tygodni. Nie dość, że wyrzucony z siodła przeleciał przez kierownicę, to jeszcze tył motocykla „potraktował” go kołem po twarzy.
Tym samym nie był w stanie ukończyć jazdy. Za to w wyścigu ostatniej szansy miał perfekcyjny start i był pierwszy. W Main Event Savatgy zdobył holeshoota po zewnętrznej linii i trzymał prowadzenie przez jakiś czas. To było jak mocny rewanż po wcześniejszym upadku. Niestety nie nacieszył się długo, ponieważ w jednym z zakrętów po bloku na czoło wysunął się McElrath, za nim Plessinger, a Savatgy przestał się liczyć w walce o zwycięstwo. W międzyczasie Oldenberg został wypchnięty na bandzie, wypuszczając moto z rąk. Mało brakowało, by został rozjechany przez pędzącego Sextona na środku toru. Savatgy na 2 minuty przed okrążeniem finałowym popełnił błąd na zakręcie i stracił kontrolę nad pojazdem. Równocześnie wypuścił z rąk szanse na podium, z której skorzystał Cianciarullo. A pozostali? Craig tym razem wlókł się na tyłach, bo na 20 miejscu. Nicoletti po zażartej walce z Justinem Hillem był 8., a McElrath i Plessinger stoczyli zawzięty bój o zwycięstwo. Obaj szli łeb w łeb, jednak tym lepszym okazał się Plessinger, który nie tylko wygrał wyścig, ale zasiadł w fotelu lidera tabeli. Podium uzupełnili wspomniany McElrath i Cianciarullo.
W 450 również było interesująco. Nie brakowało upadków zarówno w Heat Race, jak i w finale. Bardzo dobrze radzili sobie Tomac, Roczen, Barcia i Brayton. Tomac wiedział, że nie może odpuścić wygranej, żeby nadrobić ogromne straty jakie ma w tabeli. Marvin Musquin w dalszym ciągu nie najlepiej. Musi uporać się z bólem ramienia. Widać, że jeszcze nie jest w pełnej formie, co sam przyznał w dzień po kwalifikacjach. Obiecywał jednak fanom, że zrobi wszystko co w jego mocy, by wypaść jak najlepiej. Na motocykl wsiadł krótko przed wyścigami, ale cały tydzień spędził na siłowni. W Heat 2 na pierwszym zakręcie crash. Bagget i Seely zakleszczyli się kołami i musieli odrabiać straty. Anderson poszedł jak strzała wygrywając z 6-sekundową przewagą nad goniącym go Malcolmem Stewartem. W Main Event Tomac wystrzelił jak torpeda jako pierwszy i szybko uzyskał przewagę.
Świetny start i cały wyścig od początku do końca. Za jego plecami rozgrywała się świetna rywalizacja o jak najlepszą pozycję między Peickiem, Barcią, Andersonem i Roczenem. Ścigali się ramię w ramię jak wściekli. Roczen walczył o podium, by odrobić stratę z pamiętnego dla niego Anaheim II, gdzie poszło mu nie najlepiej. W Glendale już nie popuścił i wywalczył 3 pozycję na podium. Musquin jakby nabrał dodatkowych sił, zawzięcie rywalizując z Peickiem, który też ma „charakter”. Anderson jechał 7. Popełniał sporo błędów, ale z każdej niebezpiecznej sytuacji udawało mu się uratować. Tomac, Barcia i Roczen pokazali kawał dobrej jazdy. Tomac dzielnie znosił jeszcze bolące ramię. Barcia po powrocie do Yamahy praktycznie nie schodzi z podium.
Roczen też już rozjeżdżony. Zaczyna wyrywać miejsca czołówce, trzymając trzecią pozycję w tabeli. Weston Peick zaprezentował się nieźle, ale i tym razem nie zdołał się wspiąć na szczyt swoich możliwości. Kolejność wyścigu: 1 – Tomac, 2 – Barcia, 3 – Roczen. Tomac zachęcony sukcesem sprzed tygodnia wyraźnie się rozpędza i idzie jak burza. Jeżeli znowu nie popełni jakiegoś niepotrzebnego błędu, będzie dążył do odzyskania pozycji lidera. Nie wrócił jeszcze do pełnej dyspozycji Musquin. Natomiast znakomicie poczyna sobie Barcia. Widać, że kolor niebieski mu służy. Postawa Justina jest tym bardziej godna uznania, ponieważ zaczynał jako rezerwowy. Anderson utrzymał pozycję lidera w tabeli. Czekamy na kolejne rozstrzygnięcia w Oakland (Kalifornia).
Tekst: Paulina Rekik, fot.: KTM, Husqvarna, ARC