Precyzyjny jak na Szwajcara przystało, solidny, opanowany. Team: SUZUKI WORLD MX2, # 91.
Jak się u Ciebie to wszystko zaczęło?
Miałem tak gdzieś ok.6-7 lat. Ponieważ mój tata wcześniej jeździł, również na quadzie, startował też w zawodach, to w końcu i ja wsiadłem na pięćdziesiątkę. Potem coraz dalej, coraz wyżej i… dzisiaj rozmawiamy na MŚ MXGP, haha…!
Czy tradycje rodzinne mają znaczenie?
To zależy. Bywa tak, że ojcowie patrzą na kariery dzieci przez pryzmat swoich karier i swoich sukcesów i wtedy cisną je zbyt mocno, bo chcą by było „przynajmniej nie gorzej”. I mają zbyt duże oczekiwania. Wtedy zamiast radości i spontaniczności jest głównie presja, a to może zabić prawidłowy rozwój. Z drugiej strony jest wtedy na pewno lepsze zrozumienie tego sportu i drogi jaką trzeba przejść, by do czegoś dojść. Myślę, że jednak najlepiej jest wtedy, gdy rodzice rozumieją ten sport, ale skierują młodego chłopaka do dobrego teamu, gdyż tam będzie miał zapewniony profesjonalny rozwój.
Twój kraj to głównie sporty zimowe no i tenis, za sprawą R. Federera i S. Wawrinki. A jak jest z popularnością MX?
Do Belgii czy Holandii nam daleko, mamy mało torów, ale ostatnio jest nieco lepiej za sprawą naszych sukcesów na arenie międzynarodowej: Guilloda, Arnaud Tonusa i moich. Bardzo pomogło ubiegłoroczne Grand Prix Szwajcarii we Frauenfeld. Zostało super dobrze przyjęte, a liczni widzowie byli naprawdę mile zaskoczeni dynamiką naszego sportu i samym poziomem wydarzenia. To jest fakt, Szwajcaria nie jest stworzona dla MX. Ale my to rozumiemy. I umiemy z tym żyć.
No właśnie, powrót MŚ w ub. roku po przerwie do Szwajcarii. Ryzyko czy test? Jakie były komentarze i co się mówiło przed i po tej imprezie?
Przede wszystkim zawody wzbudziły spore zainteresowanie, była nasza telewizja, mocna kampania reklamowa, wszystko to pomogło w promocji, bo jednak MŚ to jest coś. Do tego odpowiednia reklama przedsięwzięcia. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, podobnych imprez powinno być kilka w ciągu roku. Dla nas Szwajcarów MXGP było także fantastyczną okazją, aby walczyć o wygraną przed swoimi kibicami, na swoim podwórku, to jest naprawdę wspaniała rzecz. Frauenfeld zostało bardzo dobrze odebrane i zapamiętane, również jako sukces organizacyjny.
Co robisz poza jazdą w motocrossie?
Wcześniej miałem na głowie szkołę, zajmowało to dużo czasu, wymagało niełatwego pogodzenia z karierą, ale od dwóch lat jestem już w pełni profesjonalnym zawodnikiem i MX to moje życie. Co poza tym? No to się zdziwisz, bo od strony zawodowej jestem projektantem-technikiem i operatorem obrabiarek, często podróżuję i jestem całkiem zwykłym człowiekiem. Właśnie ze względu na liczne podróże i wyjazdy na GP cenię sobie każdą wolną chwilę i staram się spędzać ją w gronie swych przyjaciół. Jednak odpoczynek i regeneracja przed i po zawodach są bardzo ważne i temu poświęcamy naprawdę sporo czasu. Lubię rower, bieganie, ruch, używam też komputera.
Wyobraź sobie, że nie jesteś riderem MX. Kim byłbyś wtedy?
Dobre pytanie… myślę, że poszedłbym za swoim wykształceniem technicznym. W końcu po to się uczyłem, żeby umieć. Podoba mi się projektowanie techniczne, sam proces tworzenia czegoś z metalu, obróbka, precyzyjność, nadawanie ostatecznego kształtu produktowi, takie coś fajnego z niby niczego. Jestem w tym dość dobry. Kto wie, co będzie po zakończeniu kariery sportowej.
No właśnie, myślałeś już o tym? Co najbardziej wtedy by Ci odpowiadało? Trenerka czy np. szef mechaników?
Czasami myślę… ale o tym co by tu jeszcze zrobić, by utrzymać wysoki poziom jeszcze długo, długo (uśmiech). A tak na poważnie całkiem możliwe, że zgodnie ze swymi zamiłowaniami technicznymi zostanę szefem mechaników Suzuki? To by mi pasowało. Zobaczymy.
Skoro jesteś taki techniczny powiedz, co samodzielnie umiesz zrobić w swoim motocyklu?
Ojciec nauczył mnie wszystkiego, od mycia motoru przez wymiany części po naprawę silnika. Gdy chodziłem do szkoły, w wieku 16-18 lat kilka razy w tygodniu braliśmy się w garażu za grzebanie w motocyklu. Każde kolejne moje moto robiliśmy sami. Ta cała wiedza się przydaje, bo dzisiejsi mechanicy nie zawsze są dość dokładni, skrupulatni, nie zawsze wkładają serce do pracy. Lubię wiedzieć, że wszystko mam tak jak trzeba, że jest sprawdzone i gotowe do działania.
Przejdźmy do teamu. W rozmowie z Hunterem (Lawrence) poruszyłem kwestię atmosfery, jaka w nim panuje. Powiedział mi wtedy, że Stefan Everts wie, jak z Wami pracować…
Tak, to prawda. Stefan wytworzył atmosferę gry zespołowej, jedności drużyny, gdzie każdy jest ważną częścią a wszystko, wraz z team spirit, tworzy jeden mechanizm. I on musi działać sprawnie. Nie ma presji wyniku, czy nadmiernych oczekiwań. Stefan umie wyszukiwać młode talenty i ukształtować je. W ciągu kilku lat potrafi zrobić z ciebie zwycięzcę. Sam jest zwycięzcą, ma charakter „wygrywacza”, a nie teoretyka. Szkoli nas do wygrywania, co już zaczyna przynosić efekty. Nie jest nerwusem, to świetny fachowiec i przyjaciel – doradca. Dlatego dobrze się czujemy w teamie. On naprawdę dużo wie i widzi, siada z nami i analizujemy wszystko. Ufamy mu.
Każdy rider jest inny, ma inne atuty. Jakie Ty widzisz u siebie?
Myślę, że jestem typem ridera inteligentnego, mam szeroko otwarte oczy, myślę co robię, nie działam impulsywnie, ale staram się szybko reagować jna to co się dzieje. Jestem zawsze bardzo dobrze przygotowany fizycznie. I ta technika… znam i dobrze rozumiem mój motocykl. Wiem co będzie, jak przekręcę coś śrubokrętem ćwierć obrotu w lewo czy w prawo.
To Twój ostatni sezon w MX2. Przeprowadzka na 450cm to wyzwanie dla ridera. Jakie widzisz dla siebie trudności przy przejściu do MXGP?
Przede wszystkim styl jazdy musi inny. Nie jest to kwestia czysto kondycyjna, wytrzymałościowa. Chodzi bardziej o łatwość zaadaptowania, przystosowania się, bo przecież nagle nie będę miał więcej muskułów i nie urosnę większy. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. To dość indywidualna sprawa – tak uważam.
Moje tradycyjne pytanie – pięć głównych elementów dobrego ridera to…?
1. talent, 2. chęć, 3. pasja nie przymus. 4. pilna nauka i umiejętność czytania śladów. No i wg. mnie najważniejsze: 5. ciężka, solidna praca. Talent masz lub go nie masz, a całą resztę i tak musisz wypracować.
Twoje ulubione tory?
Naturalne niecki, coś jak St.Jean d’Angely, nie za trudne, nie za łatwe. Piaskowe mogą być, mieszkam teraz w Belgii, więc tam też to ćwiczę. Wolę jednak te twardsze, szybkie.
rozmawiał:Alek Skoczek, fot. Suzuki