Fantastyczne zawody przy znakomitej pogodzie, dopingu 11.000 kibiców i udziale gwiazd MXGP. Druga runda ADAC w austriackim Moggers to powroty wielkich, oraz niespodziewany przebieg głównych wyścigów. W rolach głównych: Jeremy Seewer, Jeffrey Herlings, Tanel Leok i… mniej udanie Max Nagl. Plus jedyny biało-czerwony z Chorzowa.
Zanim przejdziemy do największych nazwisk, przyjrzyjmy się, co się działo w niższych klasach. A tam tradycyjnie rozgorzała najpierw walka o jak najlepsze miejsce na maszynie startowej, a potem wszyscy ruszyli w bój o punkty. Klasy 85 i 125cm mają wyznaczony limit startujących w kwalifikacjach, więc wyścigu LCR (last chance) nie rozgrywają.
Co nie znaczy, że jak jest ich mniej, to rywalizacja jest mniej zacięta. O nie! Ścigają się tam przecież jedni z najlepszych na kontynencie! Nawet medaliści MŚ juniorów i ME. I tu również widać, jak wysoki jest obecnie poziom młodszych juniorów w Europie. „Osiemdziesiątki” zasuwają niesamowicie, a „setki” toczą między sobą zażartą walkę o każde miejsce, o każdy punkt. U tych pierwszych kwalifikacje wygrał Łotysz Edvards Bidzans, były mistrz świata klasy 65cm, przed Belgiem Sachą Coenenem. Wyścigi finałowe były popisem Bidzansa, który wygrał w Moggers wszystko co było do wygrania i w pełni zasłużenie odebrał główny laur zwycięzcy. Ale drugie miejsce było dziełem pewnego chłopca o delikatnej urodzie, znanego nam dobrze z finałów EMX w Loket i z coraz lepszych występów na supercrossach.
Julek Mikula z Czech z wynikiem 3-3 wywalczył drugim wyścigiem to lepsze miejsce na podium, pokonując Duńczyka Tobiasa Capraniego. To chyba najlepszy wynik czeskiego, zdolnego zawodnika, któremu mu serdecznie gratulujemy. Z kolei w klasie 125cm doszło do spodziewanej i zapowiadanej przez nas bitwy pomiędzy dwoma faworytami, Niemcem Simonem Laengenfelderem i Szwajcarem Mike Gwerderem, który wygrał kwalifikacje. Obaj podzielili się wygranymi wyścigami, ale ten drugi należał do Niemca i tym samym to on stanął na najwyższym stopniu podium. To najniższe zajął kolejny Szwajcar- Kevin Brumann (zwycięzca pucharu Yamahy 2018).
Największego pecha miał Czech Radim Kraus, który najpierw wygrał start, a zaraz potem (podobnie jak Nagl) zakończył jazdę. W drugim wyścigu ujechał ledwie kółko. W ścisłej czołówce był też Camden McLellan (RPA), który z pewnymi trudnościami adoptuje się w EMX125 (po zmianie klasy na wyższą w tym sezonie) ale wciąż jest bardzo dobrym, szybkim riderem. W setkach startuje aż pięciu czeskich zawodników. Wszystko co najlepsze w swoim kraju. Ósme miejsce zajął Węgier, Jakob Kristof. A Polaków startuje ilu? ZERO…
Pora na MX2 (YoungsterCup). Tutaj już gęsto od znanych nazwisk i gorąco od ostrej walki. Faworytów było co najmniej kilku, a miejscowi tylko czekali na sukces swoich, przede wszystkim Hofera czy Stauffera. Kwalifikacje wygrali Bastian Bogh Damm (Dania) i Cyril Genot (Belgia) co było pewnym zaskoczeniem. Ale gdy przyszło do wyścigów finałowych, okazało się, że nie oni i nawet nie Austriacy zdominowali tę rywalizację. Oto najlepszym okazał się Niemiec, Jeremy Sydow! Ten, którego w Drehnie nie było, ale chyba się wyśmienicie przygotował! Podwójne zwycięstwo odniesione w świetnym stylu sprawiło, że miejscowi musieli się pogodzić z tym, że tym razem to nie Austriak wygrywa. Ale honoru Austrii dobrze bronił Rene Hofer, który mimo ciągnących się kłopotów z kolanem jednak stanął na wysokości zadania i wywalczył 3. miejsce na pudle.
Drugim wyścigiem, w którym zajął 2. miejsce wydatnie sobie to wywalczył. Drugie miejsce podium przypadło w udziale Cyrilowi Genot, a więc on też jest w świetnej formie. Zabrakło w MX2 znakomitego Austriaka Edelbachera, ale Austria ma obecnie ten komfort, że gdy zabraknie jednego, w jego miejsce zaraz pojawia się kolejny dobry rider. Tym razem błysnął jakością Markus Rammel, który zajął niezłe 9. miejsce. Największym przegranym i pechowcem tej klasy okazał się znakomity Duńczyk, Glen Meier (dwa zera i nieukończone biegi!). Mimo kłopotów z maszyna startową w pierwszym wyścigu (opadła połowa bramek! czyżby upał?) wyścigi odbyły się jak należy, przy znakomitej pogodzie i wzorcowo wręcz przygotowanym torze.
Owe świetne przygotowanie toru podkreślali w swych wypowiedziach główni bohaterowie klasy najwyższej (Masters) Jeffrey Herlings czy Jeremy Seewer. Prócz nich na starcie pojawili się Max Nagl, Valentin Guillod, Tanel Leok, Jonathan Bengtsson czy Austriacy z MXGP – Pascal Rauchenecker i Lukas Neurauter. I cała reszta najlepszych w ADAC! W tak wyśmienitej obsadzie wiadomo było kto będzie walczył o wygraną. Kwalifikacje pokazały jednak, że albo Herlings nie jest jeszcze całkiem sobą na torze, albo… Seewer zna tor w Moggers po prostu lepiej. Szwajcar był w sobotę najszybszy (pół sek. szybszy od Holendra) i wyraźnie liczył na dwa dobre starty w niedzielnych finałach, ponieważ sam stwierdził, że na tak przygotowanym torze czuje się znakomicie.
Herlings jak wiemy rozjeżdżony nie jest zanadto (to był dopiero drugi start w sezonie) i dopiero próbuje się wkręcić na najwyższe obroty. O tym na ile jest czy nie jest już sobą mieliśmy się przekonać w finałach. A tam doszło najpierw do wielkiego nieszczęścia Maxa Nagla, który już w pierwszym zakręcie, na pełnej szybkości zderzył się z jednym z jadących i został z motocyklem wyrzucony w powietrze, lądując na dość twardej ziemi. I to był niestety koniec zawodów dla mistrza Niemiec. Bardzo nieudany, pechowy powrót po kontuzji w GP Argentyny…
Pierwszy start wygrał Seewer i jak się okazało, była to przepustka do wygranego wyścigu. Szwajcar nie dał się nikomu, a Herlings – co zabrzmi dziwnie- nie był w stanie utrzymać tempa narzuconego przez Seewera. Normalnie jest dokładnie odwrotna sytuacja, więc… widać wyraźnie, że to „jeszcze nie ten Herlings”, którego znamy. Oj, długa przerwa dała się we znaki Herlingsowi. Pierwszy bieg okazał się nieudany nie tylko dla Nagla. Odpadli przedwcześnie Bengtsson, niestety również nasz jedyny rodzynek- Tomek Wysocki, a potem faworyt miejscowych- Neurauter. Wysocki miał dobry czas kwalifikacji – był siódmy w najsilniejszej grupie (z Seewerem i Herlingsem). Wszystko zapowiadało się dobrze, aż do niedzielnego ranka. Wtedy okazało się, że Tomek uległ zatruciu, które drastycznie zredukowało jego możliwości wyścigowe, co widać było już na rozgrzewce.
Niestety, zatrucie było na tyle silne, że chorzowianin w jeździe nie był sobą i musiał po kilku kółkach wycofać się z dalszej rywalizacji. Wielka szkoda, bo punkty były na pewno do wzięcia. Pierwsza jazda zakończyła się więc następującym wynikiem: 1. Seewer, 2. Herlings (aż 20 sek. straty!), 3. Leok, 4. Ullrich, 5. Guillod, 6. Getteman. Drugi start wygrał…Herlings, ale to miał być dzień szwajcarski a nie holenderski, więc najpierw 12. okrążeń prowadził Jeffrey, ale rozpędzony Jeremy tylko czekał na okazję i ją w końcu wykorzystał, wyprzedzając mistrza świata w jego własnym stylu- dłuższymi skokami.
Tym razem strata Holendra wyniosła na mecie „tylko” a może raczej aż 7 sekund i to najlepiej dowodzi jednej, oczywistej rzeczy. Z wytrzymałością i utrzymaniem szybkości jeszcze nie jest u Holendra tak, jak by sobie tego życzył. Z drugiej strony czy można się temu dziwić, skoro Jeffrey jest „w plecy’ parę miesięcy jazdy? Co jeszcze najciekawsze, to fakt, że drugi wyścig cała pierwsza szóstka zakończyła na identycznych miejscach jak pierwszy. To się nazywa trzymać równy poziom! Reszta już tak równa nie była, a Neugebauer i Neurauter zaliczyli po jednym zerze. Zwracamy uwagę na debiutującego w najwyższej klasie Richarda Śikynę, który pojechał bardzo równo, solidnie i zdobył wysokie 8. miejsce. będąc lepszym od wielu bardziej uznanych nazwisk. Procentuje regularny udział w MŚ MX2, bardzo procentuje!
Na podium klasy Masters stanęli więc Seewer, Herlings i Leok co jest dokładnie odzwierciedleniem tego, co przez cały weekend panowie pokazali. Zarówno Herlings jak i Seewer bardzo chwalili przygotowanie toru jak i perfekcyjną organizację, przyrównując ja do MXGP. A więc „prowincjonalna” wydawało by się w MX Austria rośnie w jakość i siłę. Jak to się wszystko pięknie tam układa… Sukcesy KTM, sukcesy Austriaków na KTM i sukcesy organizacyjne. I rosnąca liczba naśladowców… takich nowych Hoferów. Do tego powracający do wysokiej formy starsi (Neurauter, Rauchenecker). Tak wygląda prawdziwy postęp! Herlings cieszył się też wyraźnie z tego, że w końcu jest w rywalizacji, czuje ten wyścigowy wir i może się ścigać, walczyć. Dla niego to jak woda na młyn. W tabeli po dwóch rundach prowadzi Leok, przed Ullrichem i Gettemanem. W MX2 liderem jest Hofer przed Genotem i Bogh Dammem.
I na koniec jedna, niestety znowu niepokojąco smutna refleksja. Analizując skład maszyny startowej w czasie II rundy widać od razu jedną interesującą rzecz. Mianowicie przybyło w ADAC Słowaków. I to na tyle wyraźnie, że trzeba o tym powiedzieć. Wcześniej tym, który reprezentował ten kraj był Richard Śikyna z teamu JD191. Później dołączył do niego Śimon Jośt (Osićka Team). A teraz? Otóż w wyścigach pojawili się kolejni, w łącznej licznie czterech. Długo długo było bardzo niewiele a teraz proszę – są kolejni! Z czego to wynika? Dał przykład Śikyna, że regularne starty w najsilniejszych rozgrywkach mogą przynosić sukcesy. Rosnąca jakość słowackiego MX najlepiej widoczna jest nie tylko w punktach Śikyny zdobywanych w MŚ, ale przede wszystkim w podejściu najlepszych riderów. Wzięli oni przykład ze swego najlepszego kolegi i próbują iść w jego ślady. Starają się o sponsorów, ale poszedł w górę przede wszystkim cały system służący MX w ich kraju. Główne rozgrywki stawiają na jakość, promują najlepszych i koncentrują pokaźną ilość sponsorów (piszemy o tym w najnowszym X-cross, w artykule „Po słowacku”). O tym wszystkim mówią, informują sportowe media zw. z motorsportem. Jest promotor, są odpowiedzialni, nastawieni na wyraźny progres ludzie.
To napędza całość i chęć do jeszcze lepszego poziomu. To wszystko ma teraz przełożenie i przynosi wymierne efekty. Pojawili się na ADAC Samuel Struk, Josef Posluch, czy Matuś Tomala i Jaroslav Katrinak. Owszem, nie wygrywają, nie są jeszcze w czołówce, ale wiedzą, że gdy będą robić to samo co zrobił Śikyna czy Jośt, będą coraz lepsi i zaczną się piąć w górę w tabeli punktowej. Słowacy wyeksportowali więc do najważniejszych rozgrywek w tej części Europy to co mają najlepszego. U nas jakby tendencja odwrotna. Do siedzenia w kraju.
Od dłuższego czasu obserwujemy i wyraźnie widzimy regularną nieobecność Polaków w ME EMX 125 czy 250, o MŚ nie wspominając. W tej chwili ADAC jest tylko niestety potwierdzeniem tej przykrej i naprawdę dziwnej, niepokojącej tendencji. Wszystkich przybywa na poważnych międzynarodowych zawodach, a nas ubywa. Nawet Węgrzy, których w MX jest tak niewielu, jednak mają kilku reprezentantów na ADAC, regularnie startują. U nas raz od wielkich dzwonów ktoś się pojawi na Dutch Masters czy w Niemczech i…to wszystko. Jedyni regularnie startujący nasi riderzy to Tomek Wysocki czy Gaba Chętnicki (który powróci na ADAC w Molln). Czy prawie 40-milionowy kraj jest w stanie wysyłać za granicę jedynie dzieci, podczas gdy ta największa siła sportowa woli w przeważającej większości jeździć w kraju? Z czego chcemy potem rekrutować kadrę na najważniejsze występy, i z czego ta kadra ma być przyzwyczajona do trudniejszej, międzynarodowej rywalizacji? No przecież nie z samych Mistrzostw Polski i jednorazowego spotkania z częścią (i to mocno okrojoną!) Europy na gdańskim MXoEN. Niech się nikt nie łudzi, że to coś więcej da. Ciągle słyszymy zapewnienia osób związanych z kadrą narodową, że „nasi zawodnicy zbierają doświadczenie”. Świetnie, tylko ileż go tak naprawdę jest i gdzie ono ma zaprocentować poza krajem? I jakie to będzie doświadczenie? Wyniesione bez kontaktu z europejską czołówką? I tak będziemy sobie zbierać i zbierać te doświadczenia i co z tym więcej? Pojedziemy z drużyną tu czy tam i co zyskamy? Sport nie polega na wiecznym zbieraniu doświadczeń (to dotyczy bardziej trenerów), ale na walce o jak najlepsze miejsca. I na dążeniu do mistrzostwa. Przecież gdyby wypuścić to co mamy najlepszego w kraju do rywalizacji w EMX125 czy 250, zostaniemy w tym momencie dosłownie zgaszeni… Jazda naszych w MP a jazda na EMX to dwie kompletnie różne bajki. Problem w tym, że niektórzy patriotyczni piewcy polskiej jakości w MX żyją w zadowoleniu i ułudzie. A powinni żyć rzeczywistością. Ta zaś jest niestety bezwzględna i wyjdzie przy najbliższej okazji. I proste pytanie: jeśli kogoś nie ma na EMX czy ADAC to jak ma wiedzieć jaki jest poziom?
fot: Jana Śveigerova Teresakova.