Słoweńsko-łotewskie Pendolino przejechało Patagonię

Grand Prix Argentyny na torze „Patagonia Race Track” jest już historią. To piękne miejsce było świadkiem dwóch dubletów, wymarzonej wręcz pogody i doskonałych warunków na torze. Sprzyjało to równej i sprawiedliwej rywalizacji.

Do głosu doszły przede wszystkim szybkie charty a nie survivalowcy. A więc całkowicie odwrotnie, niż to było w Indonezji. Wszyscy byli ciekawi na ile podobnie do ubiegłego roku pojadą najlepsi. Tor ten dobrze „leży”, bowiem nie tylko Naglowi i Gajserowi, ale także Cairolemu i Febvre. Po nieudanych kwalifikacjach zespół Husqvarny w MXGP bardzo, bardzo chciał się poprawić i odzwierciedlić swoje możliwości godziwymi wynikami.

MX2. Najlepiej wyszli z bramek Jorge Prado, Jonass i nowicjusz w MŚ Daryan Sanayei (zmienił numer z 657 na 57). Za nimi kolejny świeżak T.K.Olsen i wyjadacz Paturel. Słabiej Seewer, który musiał podreperować konto punktowe wobec spodziewanej szarży Jonassa. Na czołowej pozycji doszło rychło do zmiany i prowadzenie objął rozpędzony na maxa Paulss, który prowadzenie uciągnął bezbłędnie przez 18 kółek prościutko do samej mety. Prado próbował, szarżował, ale drugie miejsce było jego tylko przez kilka kółek, po czym „wyrzucił” go z niego najpierw Sanayei a po chwili Paturel i… tak już pozostało do końca. Prado przyjechał więc jako trzeci, a mocny i coraz lepszy Olsen czwarty. Dopiero piąty Seewer. Szwajcar coś się nam niewyraźnie gramolił, gdy jego główni rywale rwali jak najęci. Błysnął talentem i szybkością Amerykanin Sanayei, ale sezon jest długi, więc musi jeszcze wykazać się cierpliwością i regularnością. Zresztą jest to szczególny sezon jeśli chodzi o ilość takich talentów. Szturmują czołowe miejsca Prado, Olsen i Vaessen oraz jeszcze kilku zawodników, więc zapowiadają się nam chyba dwie rywalizacje: o tytuł mistrzowski i o dalsze najwyższe miejsca. Konkurencja jest więc niesamowicie wysoka i w sumie dobrze dla klasy MX2, że nie ma w niej już Herlingsa. Drugi bieg rozpoczął się od powtórki z pierwszego. Ponownie holeshot dla Prado i ponownie zaraz Jonass przejął stery wyścigu, ustawiając go według własnego scenariusza. Tak samo Prado po kilku kółkach stracił drugie miejsce, ale tym razem sprawcą okazał się Seewer, który chyba został zdopingowany w przerwie (przez Evertsa?), bo jechał znacznie lepiej i przede wszystkim szybciej. Skutek był taki, że od szóstego krążenia w czubie jechali: Jonasz, Seewer i Prado. I tak było aż do mety. Kolejną mocną szarżę przypuścił Sanayei. Chyba takie tory jak ten w Patagonii mu pasują, bo bez problemów wyrwał 4 miejsce, co jest na razie jego najlepszym wynikiem w MŚ. Tym razem drobny poślizg zaliczył Olsen, ale i tak sumarycznie wypadł ponownie dobrze, co było do przewidzenia, gdyż jest to rider stabilny, równy i pewny.

Tak więc każdy wywiózł swoje: Jonass wygrane biegi i generalkę GP, Prado swoje holeshoty i znakomite drugie miejsce łącznie, Seewer uratował podium (jako trzeci), a Paturel i Sanayei się o nie otarli, więc też czują się mocni. Słabiej niż się spodziewano wypadł Lieber. Stracił czerwoną tabliczkę na rzecz Seewera, ale ten czuje na plecach naciskającego mocno Jonassa, bo przewaga po 3 rundach wynosi śmieszne 3 punkty, a tuż tuż dalej usadowił się Paturel ze stratą ledwie 6pkt, więc mamy ciasnotę, która dobrze wróży przed dalszymi zmaganiami!

MXGP. Właściwie to przebieg wypadków można by streścić w jednym zdaniu: super Gajser, zaskakująco słaby Cairoli vs świetni Van Horebeek i Bobryszew. I ta wyjątkowa solidarność zawodników Husqvarny, którzy tak jak razem upadli po starcie w kwalifikacjach, tak samo razem przyjechali jeden przy drugim do mety wyścigu pierwszego. Ale przecież działo się sporo mimo tego, że to słoweńskie Pendolino zdominowało Patagonię. Generalnie to mieliśmy trochę powtórki z MX2, gdyż zaraz po starcie pierwszego biegu ukształtowała się kolejność pierwszych dwóch jadących i taka już pozostała. Gajser był poza zasięgiem wszystkich. Van Horebeek tak samo na czysto przejechał całe 19 kółek i zdobył najwyższe od wielu miesięcy drugie miejsce w wyścigu. Za to sporo zamieszało się na dalszych pozycjach, gdyż ciężkie boje toczyli Desalle z Febvrem i Bobryszewem. I w takim właśnie układzie minęli oni linię mety. Desalle jak zwykle w czołówce, ale drugą pozycję Van Horebeeka trzeba uznać jednak za niespodziankę. Taką samą jak porażka Cairolego, który beznadziejnie wystartował i wskutek zamieszania spadł aż na 22 miejsce! To nie był TEN Cairoli! Zupełnie nie udał się wyścig Leokowi i Tonusowi. Obaj szybko zakończyli swoje jazdy. Nie było błota, więc prawie nie było i Shauna Simpsona. Po pierwszym wyścigu tabela generalki w czubie wyglądała wyjątkowo ciasno. Prowadził Gajser, ale ledwie o jeden pkt za nim byli ex-equo Desalle i Cairoli. Tak więc drugi wyścig miał zadecydować, kto zyska a kto straci. Dlatego trzeba było już mocno się pilnować, bo komuś mogło odlecieć sporo punktów. A jak pamiętamy z wywiadu z Jeremym Van Horebeekiem, te kilkanaście punktów mniej może w końcu sezonu sporo kosztować zawodnika. Nawet podium.

Drugi start miał nieco inny przebieg, gdyż to Desalle wysunął się na prowadzenie. Ale Gajser już czuł bluesa i miał palec na przycisku „control”. Po czterech okrążeniach wszystko „wróciło do normy” i Pendolino pomknęło niezagrożone przez nikogo prosto do mety, zaliczając pierwszy i pewnie nie ostatni dublet! Chwała najlepszym proszę państwa! Długo za Timem ciągnął Van Horebeek, ale w samej końcówce jednak szybszy od belgijskiego hokeisty okazał się rosyjski taran Bobryszew. Ale i tak były to świetne zawody dla Belga, który niejako zastępuje Kevina Strijbosa na stanowisku lidera belgijskich zawodników. Kevin powoli idzie ku klasie Weteran, bo ma już swoje latka. Jest jednak ciągle solidnym punktem dla Stefana Evertsa, który ceni jego doświadczenie i umiejętności survivalowe na torze podczas ciężkich warunków. Cairoli nadal ma w ręku kilka asów, ale nikt nie wie ile podobnych wpadek jeszcze zanotuje. Możliwe, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki a ‘la 2016, gdy obaj z Gajserem bili się o tytuł i to prawie do samego końca! Póki co czerwona tabliczka lidera generalki powędrowała w słoweńskie ręce. Pytanie, jak długo w nich pozostanie i czy w ogóle ktoś mu ją odbierze? Wszystko zależy od Cairolego, Desalle i… losu. Co ten przyniesie zobaczymy już 2.04. w Meksyku. Później karawana MŚ przybędzie do Europy, gdzie zacznie się jeszcze większe ściganie.

fot. Monster Energy, KTM