Sprint Enduro w bembenikowej krainie. Kolejny sukces Ipone CC Series

W kwaterze Bembeników byliśmy rok temu. Z zawodów wyjeżdżaliśmy wówczas zafascynowani miejscem, ludźmi, atmosferą i samą imprezą. Z tym większą ciekawością wyruszyliśmy tam ponownie.

Nowy Kościół to miejscówka wyjątkowa. Wokół piękne góry, wygasłe wulkany, złoża agatów, w pobliżu złotodajna Złotoryja i znakomite tereny do offroadowego upalania. Nic więc dziwnego, że na dłużej zakotwiczyła Ipone Cross Country Series. Mało tego, wkrótce odbędą się tutaj także Mistrzostwa i Puchar Polski Enduro.

To znakomita wiadomość, gdyż dzięki tej lokalizacji enduro wraca do korzeni. No, przynajmniej częściowo, o czym w dalszej części relacji. I właśnie kolejna runda ICCS miała być taką próbą generalną przed lipcowymi mistrzostwami. Wypadła znakomicie, ale trudno się jednak dziwić, przecież rodzina Bembeników to familia zdecydowanie offroadowa.

Motocyklowa historia rodziny liczy sobie niemal 70 lat. Pierwszy za kierownicą jednośladów zasiadł Władysław. Wkrótce zaraził swoją pasją syna Tadeusza, wielokrotnego Mistrza Polski oraz reprezentanta naszego kraju na Mistrzostwach Świata Enduro. Dzisiaj rodzinę Bembeników zna chyba każdy kto interesuje się off roadem, na co wpływ miały niewątpliwie także sukcesy odnoszone przez wszystkie jeżdżące w tej rodzinie pokolenia.

Jak więc widać nie trafiło na sezonowych działaczy, ale na ludzi, dla których motocross czy enduro to prawdziwa pasja, która owocuje takimi zawodami jak Ipone. Dwa dni upalnej pogody to warunki, w których znakomicie sprawdzić można stan kondycji swojej i swojej bryki. Zwłaszcza, że wyznaczona trasa to nie uganianie się po łąkach, ale rzetelne enduro w trudnych warunkach.

Nawet na dojazdówkach nie bardzo można było odpocząć. Jednak nikt z tego powodu nie narzekał, bo nie o wygodę w tej dyscyplinie chodzi, ale o wysoki poziom adrenaliny. A tej jak kania dżdżu spragnieni byli wszyscy, którzy tu zjechali – także z Czech, Niemiec a nawet Holandii.

Sobota i niedziela praktycznie niczym się od siebie nie różniły, a mimo to blisko 170 jeźdźców spędziło dwa dni w tym magicznym miejscu. I trudno się dziwić, gdyż panuje to niezwykle rodzinna atmosfera jaką tworzą wszyscy zaangażowani w przygotowanie zawodów.

Padok, próba cross, catering, pokoje gościnne, wszystko na wyciągnięcie ręki, tak więc jak tu raz zakotwiczysz, to siedzisz niczym w ekskluzywnym spa. Tyle, że pachnie nie wonnymi olejkami a benzyną.

Dzień rozpoczynał się dość wcześnie, bo o ósmej rano. O tej godzinie startowali adepci endurowego upalania. Najmłodszy Olek Zajączkowski liczy sobie ni mniej ni więcej tylko 8 wiosen i natychmiast zyskał sympatię kibiców. Mieliśmy także dwóch braci Juliana i Miłosza Chamskich, którzy trenują pilnie pod okiem Mateo Bembenika, urokliwą i bardzo skromną Olę Kalińską, w sumie siedemnastka żądnych emocji małolatów.

Walczyli jak lwy, a najciekawsze jest to, że z kamieniami na starcie radzili sobie lepiej, niż niejeden starszy od nich zawodnik. W okolicach godziny 10 na trzygodzinny objazd wyruszali „championi”, a po 14.00 „hobbyści”, by w niedzielę na starcie pojawić się w odwrotnej kolejności.

Championi do zaliczenia mieli 5 trzykilometrowych okrążeń w limicie czasowym 35 minut każde, hobbyści także pięć kółek, ale mogli jechać 5 minut dłużej. Start pojedynczo wprost na wysypane kamienie, zakręt w lewo, w prawo, szybka prosta, hopa na trumnie i wjazd do lasu, by po pewnym czasie pojawić się na próbie na stoku.

To najbardziej widowiskowa część trasy udostępniona kibicom. Były tu i opony, i kłody, i ostre zakręty ze stromymi podjazdami, które w miarę upływu czasu i „zmęczenia materiału” coraz bardziej dawały się we znaki. Choć nie wszystkich to dotyczyło, bowiem kilka pojedynków niewątpliwie na długo pozostaną w naszej pamięci. Do końca walczyli ze sobą Grzegorz Kargul i niemiecki rider Daniel Mörbe.

Wygrał ten drugi, ale od Polaka dzieliło go zaledwie 30 sekund. Grzegorz Kargul: „Ipone miał być treningiem, ale na drugiej pętli poczułem, że jest szybko, więc dlaczego nie zacząć się ścigać. Trasa przygotowana rewelacyjnie, myślę że organizatorzy zawodów wyższej rangi mogliby przyjechać tu na szkolenie. Pierwszy dzień wygrałem, drugi był nieco słabszy i ostatecznie zająłem drugie miejsce. Wyprzedził mnie zawodnik z Niemiec, ale cięliśmy się naprawdę mocno. Duuuża satysfakcja.

Fajnie, że za kilka tygodni pojadą tu Mistrzostwa Polski. Jest super tor motocrossowy, naturalny a nie jakieś „cudo” usypane na polanie, są elementy superendurowe, ale ja dołożyłbym coś jeszcze z hard enduro i byłoby extra. Sam nie wiem, czy pojadę w MP, bo jestem w trakcie przesiadki na nowe moto. Ten sezon mam trochę zwariowany, szykowałem się na Erzberg, jednak go odwołali, więc tak do końca nie wiem na czym się skoncentruję. Na razie zacząłem trenować trial (na GasGas-ie 300TXT) dla polepszenia techniki jazdy. Zmieniam także endurówkę i pojadę Betą 350”.

Ale Sprint Enduro w Nowym Kościele był sprawdzianem nie tylko dla Grześka Kargula. Na starcie pojawili się także inni uczestnicy MP i PP: Bartek Jończyk, Bartek Kotula czy Wojtek Latała – drugi po dwóch mistrzowskich rundach w E1, który wygrał także w swojej klasie u Bembeników.

To jego jazda spodobała się kibicom, a prowadzący zawody „niezniszczalny, niezatapialny” Andrzej Rencz stwierdził: „Oooo, to zdecydowanie pretendent do zwycięstwa w tym sezonie. Poradził sobie świetnie podczas Ipone, imprezy na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym i sportowym. To dobrze rokuje dla MP, bo należy spodziewać się ostrej konkurencji, zwłaszcza że do Polski wybierają się wyposzczeni Niemcy i Czesi, gdzie są nadal poważne ograniczenia w organizacji zawodów.

Konfiguracja trasy jest bardzo wymagająca i trzeba będzie włożyć sporo wysiłku, żeby utrzymać dobre tempo. Nareszcie, bo w ostatnich latach enduro trochę się zdegenerowało. Kiedyś byliśmy bardzo poważnymi graczami w tej dyscyplinie, mieliśmy takie miejsca jak Szczyrk, Nowy Kościół, Nowy Targ, Zawoja, Wisła. Już dojazdówki wymagały poświęcenia, bo na nich także rozgrywała się walka o dobre miejsca.

Przypomnę, że kiedyś było znacznie więcej prób niż teraz – były próby zrywu, hamowania, szybkości górskiej, terenowej, teraz mamy tylko enduro i cross. Trudno. Wracając do Ipone… trasa była całkowicie przejezdna w każdej sytuacji, nigdzie nie robiły się zatwardzenia, gdy jakiś zawodnik stawał w poprzek ścieżki… Tak więc w lipcu należy spodziewać się znakomitej imprezy”.

Na koniec, ale last but not least sponsorzy, opieka medyczna i… Patrycja Komko. Sama nie mogła wystartować z powodu kontuzji, to jednak przez wiele godzin w upale szefowała na starcie trzymając w ryzach rwących się do walki riderów. Opiekę medyczną sprawował Jaco Med, świetna ekipa bardzo sympatycznych i pogodnych ludzi, których można spotkać na wielu imprezach sportów ekstremalnych. Dwa dni ostrej pojeżdżawki i tylko drobne interwencje. Oby tak dalej. No i darczyńcy, bez których trudno byłoby dopchnąć do mety offroadowy wózek: Pałac Krotoszyce, Kayo, Mobile Construction, Hobby Dog, MX Pasja Łukasz Bembenik, Moto Szkoła Bembenik.

Zapytani, dlaczego nie ma nas na Mistrzostwach Europy MX w Gdańsku odpowiadamy: dla nas Europa jest tutaj!!!!!!

fot. Krzysztof Hipsz