Sukces kultowego Kociewskiego. Wszyscy już czekają na powtórkę za rok

Prezes Obywatelskiej Inicjatywy Offroadowej na dwa tygodnie przed imprezą był gotów odwołać zawody. Liczba zgłoszeń była zatrważają niska a przecież przygotowanie takiej imprezy jak Rajd to bardzo poważne przedsięwzięcie logistyczne.

Julian Stocki: Jest różnica, czy riderów będzie 50-ciu czy 150-ciu: ile przygotować zestawów startowych, ile tojtojek, z jakim należy liczyć się kosztami, i na ile „popłyniemy” w ostatecznym rozrachunku. Na szczęście na kilkanaście dni przed Rajdem coś drgnęło, lista zaczęła robić się coraz dłuższa by w końcu osiągnąć planowaną liczbę 150, a nawet ją przekraczając. Dla organizatora to prawdziwy rollercoster.

Pierwszy look… Sobotni poranek, miejscowość Wyrwa koło Świecia. Takiego padoku nie chyba chybia nigdzie indziej niż właśnie tam. Olbrzymi teren mogący pomieścić kilkaset pojazdów zaczął się wypełniać jeszcze w nocy. Przypomnijmy że podpadokowe hekatry i część terenów na trasie tradycyjnie udostępnia Bartek Czapka. Rano był już komplet. Błyskawiczna odprawa w biurze zawodów przy dwóch stanowiskach, przekazanie uczestnikom pakietów startowych w nich t-shirt, woda mineralna, smycz, talon na najpyszniejszą grochówkę na świecie z polowej kuchni i okolicznościowy numer startowy.

Kociewski, jak widać znowu na bogato. Wszystko rozgrywało się jak w zegarku: na czas jest służba medyczna, strażacy, odprawa zawodników. A tuż przed godzina dziesiąta ukazała się pełnowymiarowa tęcza.  W tym miejscu podziękowanie dziewczynom z office’u za uśmiech, kompetencję, cierpliwość a przede wszystko za bardzo , bardzo sprawne działanie.

Na pół godziny przed startem odprawa zawodników, która w przeciwieństwie do wielu imprez sygnowanych przez PZM zgromadziła znakomitą większość uczestników: ze sceny padło kilka ważnych bieżących informacji z trasy, przypomnienie o podstawowych zasadach regulaminowych i punktualnie o godzinie 10:50 pierwszy zawodnik ruszył w bój. Do pokonania próba cross, najeżona pozornie łatwymi przeszkodami jednak dla wielu riderów okazała się być odcinkiem bardzo wymagającym a dla gromadzącej się coraz większej liczby kibiców niezwykle widowiskowa, zwłaszcza przejazd przed dwa wraki cinquecento.

Tegoroczne zmiany wprowadzone przez Sławka Ratkowskiego i Jacka Marchlewskiego, którzy regularnie objeżdżali teren rajdu, okazały się strzałem w dziesiątkę. Modyfikacje uwzględniły potrzeby zarówno bardziej doświadczonych, jak i mniej zaawansowanych uczestników, co sprawiło, że każdy mógł czerpać przyjemność z rywalizacji.

Rajd nie mógłby odbyć się bez wsparcia licznych służb i wolontariuszy. Na trasie i wokół bazy zawodów działała policja, która skutecznie regulowała ruch na wjeździe, a przejazd przez drogę powiatową był zabezpieczany przez Straż Miejską. Strażacy z OSP Przechowo i OSP Ratownik czuwali nad bezpieczeństwem zawodników, a ekipa ratowników medycznych z AGAMED Bydgoszcz była gotowa do interwencji w razie potrzeby. Wolontariusze w pomarańczowych kamizelkach, działający jako Obsługa Techniczna, mieli niebagatelny wkład w przygotowanie trasy i sprawny przebieg wydarzenia.

Po opuszczeniu próby cross, czekały na uczestników kolejne wymagające „niespodzianki” jak choćby odcinek leśny z kładką przerzuconą przez bagienko, czy znana od lat próba superenduro. Ta ostatnia jeszcze kilka lat temu wzbudzała wiele kontrowersji ze za trudna, że niebezpieczna, że ręce betonuje, ale to już historia, Kondycja większości jeźdźców jest zdecydowanie lepsza niż jakiś czas temu, więc zamiast męk jak na Golgocie jest fan i radość z jazdy.

Jedno życie toczyło się na 25-kilometrowej trasie, drugie w padoku. Stoisko Gruczniaka, regionalnego browaru kusiło kilkunastoma gatunkami złocistego napoju, a ze stojącej obok kuchni polowej serwowano prawdziwa wojskową grochówkę z…. kiszoną kapustą. Nie wierzyłem, że może to być takie pyszne, dopóki nie spróbowałem.

Czas bardzo szybko mijał, dzięki pomocy prezesa Juliana Stockiego i jego Jeepa, prawdziwego klasyka którego składał przez kilka lat, zaliczyliśmy wszystkie newralgiczne miejsca dzięki czemu mój serwis foto znacznie się wzbogacił. Czas jednak było wracać, bowiem wracali z ostatniej rudy także ridersi.

Walka o miejsca na podium, trzeba przyznać, okazała się bardzo zacięta ale było warto, bo nagrody czekały zacne: opony, narzędzia, oleje Motul oraz vouchery o wartości 600 zł od firmy EnduroCustom. To jednak nie wszystko! Na koniec rozdano masę nagród, które zostały rozlosowane wśród wszystkich uczestników, w tym m.in. wieżę Sharp.

XIV Kociewski Rajd Enduro zakończył się pełnym sukcesem. Pięć godzin intensywnej rywalizacji w trudnym terenie wymagało od zawodników nie tylko umiejętności technicznych, ale i hartu ducha. Każdy, kto stanął na starcie, już wygrał, pokonując własne ograniczenia i ciesząc się wspólną pasją. Na szczególne uznanie zasługują wszyscy uczestnicy, którzy mimo trudności bezpiecznie dojechali do mety.

 

WYNIKI XIV Kociewskiego Rajdu Enduro

TEKST I FOTO KRZYSZTOF HIPSZ