Poniższy tekst powstał na kilka dni przed rozegraną III rundą MP i PP Superenduro Husqvarna Poznań w Rumianku. Od rana docierają do nas głosy pełne entuzjazmu i chwalące organizatorów. Czy nastąpi przełom w polskim SE?
Oto mail od Artura Glapy jaki otrzymaliśmy w ubiegłym tygodniu… Witam Panie Krzysztofie. Piszę w nietypowej sprawie. Jak wszyscy wiemy superenduro w Polsce jest w kiepskiej kondycji. Na szczęście mamy zawodników typu Emil Juszczak, Grzesiek Kargul, Oskar Kaczmarczyk, którzy jeżdżą na najwyższym światowym poziomie. Próbujemy podnieść z kolan superenduro. W tym roku Ewa Pikosz jako motoklub Wielkopolski organizuje rundę Superenduro w Tarnowie Podgórnym – nowy obiekt baaaaardzo udany. My jako grupa Enduro Skoki Wlkp w porozumieniu z Ewą w miejscowości Roszkowo też budujemy w pełni legalne miejsce do przyszłorocznych zawodów. Pan Gotkowski – mistrz Masters też robi nowy tor w Elblągu i w sierpniu będą zawody. Czy Pan jako media mógłby wziąć pod swoje skrzydła superenduro? Bo robi Pan mega robotę i wiem, że z Pana pomocą superenduro znowu może robić w Polsce show. Problemem jest frekwencja zawodników, ale jeśli nie zrobimy z tym nic, to superenduro umrze śmiercią naturalną jak milion innych rzeczy w Polsce. Tyle w mailu, za który bardzo dziekuję. Pod skrzydła weźmiemy, ale czy to wystarczy? Przypomnijmy… Rok 2013, Mistrzostwa Polski w Sobieńczycach, klasa Junior – 21 zawodników! Rok 2017, Bytom, Mistrzostwa Polski, klasa Junior – 3 zawodników! Superenduro made in Poland gna w dół po równi pochyłej. Jak to się stało, że jeszcze kilka lat temu napędzani przez Tadka Błażusiaka, cieszyliśmy się z superendurowego boomu, a dzisiaj? Ani zawodników, ani publiczności, ani nagród… A przecież SE to dyscyplina, która mogłaby przyciągnąć tłumy. Kompaktowy tor, szybcy riderzy, widowiskowa jazda, jednym słowem wszystko, aby odnieść sukces. A sukcesu nie ma… Dlatego jakiś czas temu zapytaliśmy kilku zawodników „ale co chodzi…?”
Ewa Pikosz: Myślę, że wielu zawodników boi się o sprzęt, który łatwo uszkodzić na kamieniach czy belkach. Jest to jednak złudne, bo wystarczy kilka osłon na silnik, ramę i dyfuzor i będzie bezpieczniej. Na pewno brakuje instruktorów, którzy potrafią nauczyć jak bezpiecznie jeździć po przeszkodach i ludzie nie czują się na siłach, by podjąć takie wyzwanie. Jak wskrzesić Superenduro? Po pierwsze i najważniejsze – nie ma sportu bez kibiców. Tak widowiskowa dyscyplina jaką jest SE powinna znaleźć szersze grono odbiorców. Nie liczę na to, że kibice za zawodnikami przejadą pół Polski, ale śmiało można postawić na większe promowanie imprez w lokalnych społecznościach. Fajnie wychodzi w Malechowie, gdzie rundę Enduro połączono z festynem. Zapewnia to przyzwoitą ilość kibiców, a jednocześnie widzowie przekonują się, że motocykle offroadowe to nie tylko ludzie ganiający po lesie, ale też ciekawy sport – jest więc i misja społeczna. Nie ma co się łudzić, że będzie relacja w TV, ale mała video relacja w internecie jest już bardziej realna do zorganizowania. Myślę, że magnesem dla kibiców byłoby zorganizowanie rundy na jakiejś arenie lub stadionie. Oczywiście to już dużo większe przedsięwzięcie, ale jeśli znajdzie się sponsor, który na to postawi, może dać niezłego kopa tej dyscyplinie. Jest jeszcze jeden sposób na szersze zainteresowanie: ściągnąć Tadka jako ojca Super enduro w Polsce, by uatrakcyjnił którąś z rund swoją obecnością. No i przede wszystkim więcej szkoleń, spotkań i wspólnych treningów wśród samych zawodników.
Adrian Andrzejak: Moim zdaniem chodzi o nagrody… Na jednej z rund dostaliśmy puchar za 20zł, 700 gram proszku do prania (kolor) i pustą butelkę do izotonika. Nie ma nagród, nie ma zawodników, a jak nie ma zawodników, to i nie ma nagród. Coś drgnęło, gdy pojawił się australijski Penrite (za co mu chwała) sponsorujący każdą z rund, ale patrząc na to, jakie nagrody mają chłopaki w motocrossie i możliwość rozwoju dzięki Orlenowi, to stanowczo za mało. A poza tym gdzie są polskie firmy!
Paweł Szymkowski: Co sprawia, że superenduro umiera? Myślę, że to pytanie ma szerszy zasięg i powinno brzmieć: co sprawia, że wszystkie zawody rangi MP umierają? Nie chciałbym nikogo oskarżać, ale nie wszyscy o tym wiedzą, że pieniądze od związku na organizację zawodów tej rangi są marne, więc po co starać się, biegać po sponsorach i robić reklamę komuś, kto nie do końca na to zasłużył? Jak już stawać na głowie, to na swój koszt, dlatego większość zawodów tzw. „amatorskich” są bardziej PRO, niż zawody rangi MP. Trasy lepsze, nagrody i klimat. Wiem również, że pieniądze nie spadają z drzewa (to w obronie Związku), ale czemu nie usiąść z zawodnikami/organizatorami chociaż dwa razy do roku i posłuchać, pomyśleć, obgadać co można by zmienić, by było lepiej? Przecież jeszcze kilka lat temu sporty motorowe kwitły! Jeśli nic się z tym nie zrobi wszystko padnie, a jak nie padnie, to będzie wyglądało jak aktualnie wygląda w MP Superenduro: po kilku zawodników w Open i w Juniorach. Dlatego przede wszystkim trzeba zainwestować pieniądze w reklamę/promocję SE! To jest MEGA ważne! Druga rzecz to pomóc organizatorom w przygotowaniu zawodów, w szczególności finansowo. A to leży po stronie PZM.
Marcin Spirowski: Superenduro umiera i niestety tego nic raczej nie zmieni. Ja to zrozumiałem już cztery lata temu i zrezygnowałem z organizacji rund MP. Moim zdaniem za mało mamy zawodników jeżdżących w tej dyscyplinie, jest za bardzo wyspecjalizowana: mało jeżdżenia, wysokie koszty sprzętowe itd., niestety nie wróżę dobrze tej formule w naszym kraju.
Tyle zawodnicy, perspektywa jaką roztoczyli wydaje się być ponura, a jednak casus Rumianka wydaje się być światełkiem w tunelu. Czy tak jest rzeczywiście? Zapraszamy do dyskusji…
fot. Magdalena Kalińska, X-cross