Tego jeszcze nie grali, strażak przerywa wyścig w Grodkowie podczas MSPP

Grodków, niewielkie miasteczko w powiecie brzeskim z blisko dziewięcioma tysiącami mieszkańców na pokładzie. A imprezę jaką zaserwowali w miniony weekend wszyscy będą zapewne bardzo długo pamiętać. To nie powinny być Mistrzostwa Strefy Polski Południowej a co najmniej Mistrzostwa Polski.

Już sama lokalizacja toru, niemal w centrum miasta była zaskakująca. Położony w głębokiej niszy tworzył niezapomniany widok. W stu procentach kompaktowy pozwalał niemal z każdego miejsca obserwować wszystko co na nim się działo. Nic więc dziwnego, że setki kibiców stworzyło wokół coś na kształt ślubnego wianka. Park maszyn przypominał raczej pole golfowe z krótko przyciętą trawą na której wytyczono kredą boksy dla zawodników. Kiedy przyjechaliśmy trwały już treningi.

Na wielu hopach po dwóch marshali, co było widokiem niezwykłym. Wszystko ogrodzone, stanowisko komentatora Andrzeja Rencza idealne plus tylko dla niego dedykowany „punkt cateringowy”, świetne nagłośnienie z którego leciała rockowa muza a nie disco polo. Pełna profeska. Trudno jednak się jednak temu wszystkiemu dziwić, skoro historia motocrossu w Grodkowie sięga swoim początkiem jeszcze lat 50.

Andrzej Rencz

Działo się tu naprawdę sporo. Ba! To tu właśnie, przed laty, podczas zawodów swoją przyszłą żonę poznał wspomniany wcześniej Andrzej Rencz a z którego to związku narodził się się dzisiejszy sędzia główny zawodów Wojtek Rencz. Kiedyś na maszynie stawały tutaj dwa rzędy riderów, teraz frekwencja zdecydowanie zmalała i podejrzewamy, że kibiców było kilkanaście razy więcej niż zawodników. No ale to już temat na inny artykuł. Dlatego wracamy na tor.

Andrzej Seremet

Andrzej Seremet, prezes AutoMotoKlubu Grodków: „Bardzo wiele zawdzięczamy władzom samorządowym, które bez względu na opcję polityczną dbają o motocross od lat. Sami też staramy się jeździć po różnych zawodach, podpatrujemy aby ciekawsze rozwiązania przenieść na własny grunt. I dzisiaj nie mamy się czego wstydzić. Życzliwi są nam także mieszkańcy, przecież po drugiej stronie ulicy stoją domy, nikt jednak nie marudzi. Ale i my staramy się jak najrzadziej naruszać ich prywatność i spokój. Z nikim nie dżemy kotów, stąd także tak wiele nagród od sponsorów, również finansowych. Nagrodzimy wszystkich startujących sześćdziesiątkarzy i dziewczyny.

Początek zawodów to rzecz jasna najmłodsi riderzy. Niestety tylko sześciu, a bezapelacyjnym zwycięzcą okazał się Bartosz Parka. Potem w bój ruszyła klasa MX85 połączona z klasą Kobiet. Tu także sześciu zawodników i tylko dwie zawodniczki. Tu mieliśmy dwóch whipujących liderów, którzy toczyli pojedynek na najwyższym poziomie: Filip Seniuk i Szymon Masarczyk. Dynamiczni, zadziorni, jadący „na całość”. Piękny widok. Jeśli chodzi o dziewczyny, no cóż…Niestety na maszynie startowej pojawiły się jedynie Marta Frączek i Anna Oleśniewicz (szósta w klasyfikacji generalnej MPMX Kobiet).

Marta Frączek/Anna Oleśniewicz

Marta Frączek: „Jeździć na moto zaczęłam w 2016 roku. Sama trenowałam, powoli zdobywałam doświadczenie. Najpierw było cross country, ale gdy pierwszy raz pojawiłam się na imprezie MX od razu wiedziałam, że to jest to. Do tej pory udało mi się zdobyć tytuł mistrza „strefy południowej”, startuję także w Pucharze Polski (14.). Już trzeci sezon jeżdżę na motocyklu Honda 250 w czterosuwie. Dlaczego Honda? Bo ja lubię skręcać a Honda robi to perfekcyjnie. Poza tym to była miłość od pierwszego wejrzenia z wzajemnością. W przyszłym roku chciałabym spróbować swoich sił w Mistrzostwach Polski. Ostatnio byłam w Serokach na PP. Kontakt z topowymi dziewczynami to najlepsza szkoła jazdy. I choć wykonałam parę gleb jestem bardzo zadowolona. Tak więc kierunek MP! Dlatego apeluję: dziewczyny jeśli w Waszej krwi płynie choćby odrobina etyliny, wsiadajcie na motocykle! To daje taki fun. Kocham ten sport, bo daje możliwość bycia z innymi, stajesz się częścią wielkiej imprezy, małym trybikiem ale jakże potrzebnym. Poza tym są wodoodporne kosmetyki więc zawsze pozostaniecie sobą”.

Kolejni uczestnicy MSPP to klasy MX B i MX C. Głównym bohaterem tej drugiej był Bernard Stasiewicz. „Zaczynałem od 65-tki, potem coraz większe pojemności, ale nigdy nie miałem parcia na podium. Chodziło o dobrą zabawę, poza tym było tyle innych obowiązków, że nie miałbym czasu na systematyczne treningi, no i jeszcze brak kasy. A tak mam zabawę jak choćby dzisiaj. Pierwszy wyścig pechowy, blok na pierwszym zakręcie, spora strata do czołówki. Ale krok po kroczku, determinacja zrobiły swoje i wyścig był wygrany. Jeżdżę na motocyklu Yamaha z 2018 roku w czterosuwie, który dostarcza mi wiele radości z jazdy.

Sponsorów nie ma, wszystko robię sam dzięki fachowej pomocy Sebastiana Dąbrowskiego. U niego poznałem motocykle od A do Z i chyba nauczyłem się je naprawiać (śmiech). Dzięki temu zarabiam na swoje starty ale nie tyle, że startować w Mistrzostwach Polski. Mieszkam w Lubinie skąd jest wszędzie daleko”. Tradycyjnie nie zawiedli liczebnie Mastersi z czego płynie niepokojący wniosek, że polski światek MX nam się wyraźnie starzeje a średnia wieku niepokojąco rośne.

Na szczęście mamy takie gwiazdy jak Seweryn Gazda, który nie miał sobie równych w klasie MX Junior. Niestety w wyścigu w którym razem pojechali Juniorzy i Open doszło do zaskakującej sytuacji. Otóż podczas pierwszego przejazdu wypadkowi uległ jeden z zawodników. Musieli interweniować ratownicy. Zachowano wszelkie regulaminowe środki ostrożności aby ratownicy robili swoje, a zawodnicy mogli kontynuować wyścig. Nagle jeden ze strażaków zablokował tor i zadecydował: przerywamy zawody machając czerwona flagą. No tego jeszcze u nas nie grali. Na szczęście więcej niespodzianek nie było. Ogólne wrażenia niezapomniane i obyśmy spotkali się w Grodkowie za rok na Mistrzostwach Polski MX.