Testy X-cross – Tubliss klei jak szalony zawsze i wszędzie

W enduro dużo się dzieje. I nie mam akurat na myśli rywalizacji w różnych seriach wyścigowych. Chodzi o bardzo dynamiczny rozwój samej dyscypliny i produkcji motocykli coraz bardziej extreme.

Wprowadzane są także rozwiązania, które pozwalają poprawić osiągi motocykla, maksymalnie zabezpieczyć go przed uszkodzeniami lub jazdę w trudnym terenie czynią bardziej efektywną. Jednym z nich jest cieszący się coraz większym uznaniem w środowisku bezdętkowy system Tubliss, będący obecnie topowym patentem w temacie poprawy trakcji. Dlaczego? Postanowiliśmy zbadać temat osobiście.

CO TO JEST TUBLISS?

Tubliss to owoc wieloletnich poszukiwań patentu, który zapewniłby zabójczą trakcję i pozwolił tym samym riderowi na łatwiejsze pokonywanie podjazdów, trawersów, potoków i innych przeszkód, na jakie natrafimy w trudnym terenie. Sama konstrukcja tego bezdętkowego systemu jest stosunkowo prosta. Główny element rozwiązania to charakterystyczna, czerwona „dętka”, bądź jak ktoś woli „wkładka”, która zastępuje klasyczną dętkę. Do tego dwa wentyle w feldze – czerwony i niebieski. Wkładka jednak w przeciwieństwie do klasycznej dętki bardzo ściśle przylega do felgi i przyjmuje aż 6,8atm. Patent w swoim założeniu chroni felgę, ale przede wszystkim pozwala na skuteczny podział przestrzeni między oponą a felgą.

Tak więc czerwona wkładka do około 7atm, a pozostała przestrzeń… jest już do naszej dyspozycji i daje możliwość regulacji ciśnienia, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Pompujemy ją poprzez niebieski wentyl. Dzięki temu zyskujemy możliwość regulowania ciśnienia w oponie oraz jazdę na bardzo niskich wartościach, zapewniających tak pożądaną trakcję. Fakt, że możemy jeździć na ciśnieniu poniżej 0,7atm, a w najgorszym wypadku jechać bezpiecznie nawet na „zerze”, mówi chyba sam za siebie.

CO ZMIENIA TUBLISS?

Totalnie wszystko. Zacznę jednak od może dość nieoczywistej kwestii, ale sądzę, że trapi ona wiele osób zastanawiających się nad tym rozwiązaniem. Mowa o zmianie sposobu myślenia względem tego patentu. Zanim rozpocząłem testy, to o Tubliss słyszałem naprawdę sporo dobrego. Mimo to osobiście wzbraniałem się przed wejściem w to rozwiązanie do tylnego koła z jednej bardzo prostej przyczyny. Tublissa można przebić (w zasadzie oponę), a jako że jestem zwolennikiem trwałych i bezobsługowych rozwiązań, to ten powód skutecznie odpychał mnie od charakterystycznego czerwonego wkładu. Softowy, nawiercany mousse i spokój, a przy tym trakcja na zadowalającym poziomie.

W efekcie przez taki właśnie tok myślenia, w swojej grupie jako jeden z nielicznych korzystałem z mousse. Teraz z perspektywy czasu wiem, że technologicznie pozostałem w tyle, tracąc przy tym naprawdę sporo. Wciąż jednak dominowało to myślenie – przebicie opony w terenie np. w jakimś kamienistym potoku nie wydaje się zadaniem bardzo trudnym, a naprawa wręcz odwrotnie – może być problematyczna. Tak więc przebite koło = koniec jazdy i powrót do domu. Ale nic z tych rzeczy. W przypadku przebicia bezdętkowego Tubllisa naprawie podlega jedynie opona, a sama jej naprawa nie zajmuje więcej niż max 10-15min. Osoby wprawione ogarniają temat w kilka minut. W przypadku przebicia wystarczy zlokalizować dziurę w oponie i załatać ją za pomocą uniwersalnego zestawu naprawczego. I po problemie. W najgorszym wypadku, np. podczas zawodów, gdzie nie ma zbytnio czasu na tego typu naprawy, z Tubliss można i tak bez obaw o felgę kontynuować jazdę na zerowym ciśnieniu. O felgę troszczy się wówczas czerwona wkładka Tubliss, która jednoczenie zapewnia niezmienne trzymanie opony na swoim miejscu.

WPŁYW NA JAZDĘ?

W skrócie – kosmiczny! Regulacja ciśnienia w oponie bez obawy o przebicie dętki pozwala wycisnąć z opony tyle, ile żadne inne rozwiązanie do tej pory. Zbyt niskie ciśnienie w klasycznej dętce to zwiększone szanse na jej przebicie. Mousse to problem przebicia z głowy, ale nawet w najbardziej miękkiej opcji nie uzyskamy ciśnienia na poziomie 0,2atm. Dodatkowo kupując moussa już na wstępie musimy określić, jaką twardość wybieramy, przez co zabita zostaje możliwość szybkiej adaptacji do określonych warunków terenowych. Kupiłeś zbyt twardego moussa, a na trasie dominowały kamienie i nie miałeś satysfakcjonującej trakcji? Cóż, źle trafiłeś i… może następnym razem trafisz lepiej. Poza tym mousse z czasem zmienia swoje właściwości, a te najlepsze uzyskuje zazwyczaj po jakimś czasie użytkowania. Jest więc dość wymagający.

Tubliss ogólnie rzecz ujmując łączy najlepsze cechy obu opisanych rozwiązań, a więc pozwala na regulację ciśnienia w dowolnym momencie (tak jak dętka) oraz jest systemem bezdętkowym, czyli tak jak mousse. Pozwala zatem osiągnąć lepszą trakcję niż w przypadku dętki, a w razie przebicia opony wciąż chroni felgę, czego nie można z kolei powiedzieć o dętce. Pęknięta dętka = ryzyko uszkodzenia obręczy. Wymiana dętki w terenie niby też jest możliwa, ale trzeba mieć ze sobą zapasową, sporo wprawy i sporo… czasu.

Wracając jednak do samych wrażeń płynących z jazdy. Testy rozpocząłem dość asekuracyjnie, stosując ciśnienie będące mniej więcej odpowiednikiem tego, jakie serwował mi dotychczasowy mousse i odczucia z jazdy były mniej więcej podobne. O pełnym styku bieżnika z podłożem jeszcze nie było mowy. No ale testy, to testy, tak więc po kilku godzinach jazdy przyszła pora na znalezienie małego patyczka, który idealnie wkomponowałby się w wentyl i… nastąpiło spuszczenie pokaźnej ilości powietrza. I zaczęło się! Widok opony, która niemal całą swoją powierzchnią rozłożyła się na gruncie, łapiąc z nim kontakt wszystkimi kostkami robił wrażenie. To było coś, co do tej pory kojarzyło mi się jedynie z czymś bardzo niewdzięcznym, jak z koniecznością zakończenia jazdy i powrotem do domu – złapana guma i brak powietrza. Widok bardzo podobny. W przypadku Tubliss zabawa miała się jednak dopiero zacząć. W połączeniu z oponą X-Grip SuperEnduro-R w wariancie Soft już samo spojrzenie na ten zestaw zainstalowany na 18-calowej obręczy wystarczało, by zdać sobie sprawę z tego, że czeka nas trakcja, jakiej jeszcze ani ja, ani Katie M. nie zaznaliśmy.

Jazda z Tublissem na tylnym kole stała się dla mnie zdecydowanie łatwiejsza. Odczułem to podczas pokonywania swojej leśnej pętli treningowej, na której nie brakuje takich smaczków jak podjazdy, z nastawieniem na te wolniejsze – bardziej do wolnego trawersowania niż te o charakterze „maneta-opór”. Wykorzystanie pełnego potencjału bieżnika opony pozwala na płynniejszą jazdę. Koło zdecydowanie mocniej klei, dzięki czemu łatwiej o skuteczny start nawet na stromym zboczu, przez co nasze zasoby siłowe możemy efektywniej wykorzystać w terenie. Testując Tubliss starałem się jeździć po trasach które znam i które regularnie pokonuję, by jak najobiektywniej dokonać porównania tego, jak sobie radzę na danych sekcjach z nowością na tylnym kole.

Nie da się przy tym ukryć, że z Tubliss względem wcześniejszych rozwiązań jest po prostu łatwiej. Doskonale można to zaobserwować na takich elementach jak podjazdy, czy korzenie drzew, a w zasadzie dokonując startu spod takiego korzenia. Znacie tę sytuację. Rzeźbicie sobie jakiś podjazd, aż nagle natrafiacie na korzeń, który łapie koło i zaczyna się palenie gumy. Dociążenie tyłu i kilka strzałów z klamy na ogół załatwia sprawę, jednak w przypadku jazdy na Tublissie z minimalnym ciśnieniem możemy nawet z małym gazem wdrapać się na owy korzeń, który dosłownie zostaje pochłonięty przez szeroko rozlewającą się porcję gumy. Innym środowiskiem, w którym daje się odczuć potęgę Tublissa są pełne kamieni potoki. No guma klei w nich po prostu jak szalona. Jeżdżąc z Tublisem zauważyłem, że w mojej jeździe spadła też ilość tępych „buksowań” na przeszkodzie, a wzrosła ilość płynnie pokonanych sekcji. Wydostanie się z tarapatów jest prostsze, a jazda niskimi obrotami i powolne, ale konsekwentne wdrapywanie się na szczyt to czysta przyjemność. W Tubliss piękne jest również to, że jeżeli np. ze względu na drastyczną zmianę pogody lub terenu, zawsze możemy dostosować do tej zmiany naszą oponę, a w zasadzie jej ciśnienie. Jedyne czego potrzebujemy wówczas w naszym off-roadowym bagażu osobistym to pompka. Ja zainwestowałem w mini-pompkę rowerową. Nieco ponad 3 dyszki, minimalny wpływ na wagę i przestrzeń bagażową, a możliwości? Ogromne!

CZY GUMA LUBI PĘKNĄĆ?

Moja największa obawa, o której wspomniałem na wstępie, czyli możliwość przebicia Tublissa w dotychczasowym okresie testowym, czyli w przeciągu jakichś 2,5 miesiąca ani razu nie wystąpiła. Zawsze jednak w ekwipunku miałem ze sobą zestaw do łatania opon – taki uniwersalny za kilka dyszek z Allegro.

Jeżeli więc nastąpi taka konieczność, to się zaradzi! Tubliss jednak wciąż ewoluuje, a w zasadzie riderska pomysłowość nie zna granic. Na zawodach coraz częściej można spotkać się z dopieszczeniem systemu Tubliss w postaci dopełnienia go klasycznym moussem. Patent polega na pocięciu jakiegoś używanego moussa i wyłożeniu nim opony od środka, co dodatkowo wzmacnia oponę i zmniejsza ryzyko jej przebicia, a jednocześnie wciąż umożliwia regulację ciśnienia.

PODSUMOWANIE

Tubliss to jedno z tych endurowych rozwiązań, które – tak, muszę to przyznać – stawiam teraz w ścisłym TOP3 rzeczy, bez których w teren już nie wyruszę, bo po prostu ułatwia on jazdę i zdecydowanie pozwala na więcej. To bez wątpienia jedno z najlepszych dostępnych obecnie na rynku rozwiązań w dziedzinie poprawy trakcji, która pozwala wycisnąć z opony chyba wszystko, co ta może zaoferować. Jazda na niskim ciśnieniu to jeden z atutów, dzięki czemu nawet ruszanie na wzniesieniu, bez rozpędu, w zdecydowanej większości przypadków kończy się efektywnym startem. Drugim bez wątpienia jest możliwość dostosowywania ciśnienia do aktualnie panujących warunków. Nigdy nie było to łatwiejsze, tak szybkie i tak skuteczne. Trzecim czynnikiem, o którym warto jest również wspomnieć mówiąc o Tubliss jest waga. Dla osób walczących zaciekle ze schodzeniem z masy, to zdecydowanie ważna informacja. Wyrzucając mousse z koła i instalując Tubliss tracimy przynajmniej 1-1,5kg. Ponadto nawet z przydartą już gumą, z Tubliss wciąż możemy liczyć na wyższą przyczepność niż w przypadku takiego samego przydarcia opony, ale z zastosowanym moussem w tylnej obręczy. Wszystko za sprawą możliwości jazdy na minimalnym ciśnieniu, co daje zwiększoną powierzchnię kontaktu z podłożem. Żaden mousse nie może się z tym równać. Tubliss został po prostu stworzony do tego, by „kleić” jak szalony zawsze i wszędzie i… wychodzi mu to naprawdę dobrze!

Zestaw Tubliss na testy dostarczyła nam firma Olek Motocykle.

zdjęcia: Ola Kręcichwost, Łukasz Kręcichwost