W Bieszczadach, niczym brunatny niedźwiedź, grasuje od pewnego czasu Qurak. Znalazł tu znakomite miejsce, aby realizować swoje pasje trenerskie.
Coachingiem interesował się już jakiś czas temu, ale nieustający głód rywalizacji w zawodach przeszkadzał mu w uprawianiu trenerki. Zorganizował nawet kilka obozów, ale a to szwankowała logistyka, a to sypał się sprzęt, a to ludziom nie starczało wytrwałości, więc na jakiś czas dał sobie spokój.
W tym roku postanowił jednak spróbować raz jeszcze i zorganizować camp dla początkujących młodych riderów. Jak pomyślał tak zrobił… Zebrał grupkę 12 dzieciaków od 6 do 14 lat i zaprosił ich w Bieszczady. Dlaczego właśnie tam? Bo ma dostęp do prywatnych terenów ciągnących się po przysłowiowy horyzont, a że jest po sianokosach, to po ostrzyżonych łąkach pomyka się szybko i bezpiecznie.
Do bazy Quraka zlokalizowanej w gościńcu Dębowa Gazdówka zajechaliśmy drugiego dnia trwania campu. Chcieliśmy osobiście przekonać się jak sobie daje radę wielokrotny mistrz Polski i Europy. Przyznajemy – znakomicie! Po pierwsze ma świetny kontakt ze swoimi podopiecznymi, po drugie nikogo nie faworyzuje, za niesubordynację „karze” pompkami każdego, kto na nie zasłużył (rekordzista jednego dnia zaliczył ich 400!, między innymi za niezapięty kask i jazdę „pod prąd”).
Harmonogram dnia jest napięty. Pobudka o 7 rano, godzinę później wspólne śniadanie, przygotowanie sprzętu do wyjazdu i wyjazd na połoniny. Tam cztery godziny pojeżdżawki, powrót na obiad i albo znowu jazda w terenie, albo zajęcia przy sprzęcie. Aha, i jeszcze jedno, obowiązuje bezwzględny zakaz używania komórek, które rekwirowane na czas obozu wydawane są raz dziennie na pół godziny. Krótka rozmowa z tatą lub mamą i wystarczy.
Pierwszej nocy okazało się, że przyszli mistrzowie klikali do późna w nocy, a następnego dnia kilku z nich było wręcz nieprzytomnych z niewyspania. W dniu, w którym odwiedziliśmy ONEeleven Moto CAMP 2020 adepci offroadowego upalania przed południem uczyli się zmiany opon, wymiany oleju, uzupełniali paliwo w swoich maszynach, przeglądali kaski i buzery czy wszystko jest OK.
Potem obiad i wspólnie wyruszyliśmy kilka kilometrów w stronę Leska, strawersowaliśmy stromy podjazd, by po chwili znaleźć się na wykoszonej bieszczadzkiej łące. Qurak wraz z kilkoma podopiecznymi opalikowali trasę, na której zaczęto treningi. Tego dnia elementami do przetrenowania był slalom między pachołkami i przebijanie biegów bez odjęcia gazu. Potem przejazd z pomiarem czasu.
Po dwóch godzinach, dla urozmaicenia, przerzut na wyżej położoną połoninkę. Widoki wspaniałe, chęć dzieciaków do jazdy ogromna. Skąd oni wzięli tyle pary! W tym miejscu dygresja… Dla Quraka liczy się dusza wojownika, ale także, a może przede wszystkim włączony tryb myślenia. I te dwie cechy stara się u swoich podopiecznych wykształcić. Oczywiście u jednych rozwijają się one wolniej, u innych szybciej. Jak na przykład u Marcinka.
To jego drugie zgrupowanie. W zeszłym roku wziął udział w campie organizowanym na torze Rega MX Team, teraz z ONEeleven. W międzyczasie zrobił tak ogromne postępy, że Łukasz rozpoczął z tym zdolniachą indywidualne treningi, bo ciśnie swoją 60-tką potężnie. Przy okazji nasunęło nam się pytanie: czy w tydzień można nauczyć się jeździć?
Odpowiedź: na pewno nie, ale można przyzwyczaić do pewnych zachowań na moto, wyrobić offroadową wrażliwość, ale przede wszystkim uświadomić sobie czy „ten sport jest na pewno dla mnie”. Wracamy na połoniny… Kolejne godziny treningów to jazda na stojąco, trzymanie motocykla kolanami, prawidłowe trzymanie palców na klamkach, trzymanie łokci, żeby nie jeździć jak skuterowcy po mieście z pizzą.
Ważna jest także samodyscyplina, której także Qurak stara się nauczyć. Dlatego jego podopieczni sami przygotowują się do wyjazdu na trening, sami szykują ciuchy, przygotowują napoje. Wiedzą, że warto się starać, bo trójka najlepszych pojedzie na następny camp gratis.
„To mój pierwszy camp z tak młodymi ludźmi. Przyznam, że z nimi pracuje się zupełnie inaczej niż ze starszymi, trzeba przede wszystkim okiełznać ich nieprawdopodobny temperament i czasami brak wyobraźni. Dlatego od samego początku obowiązuje ostry reżim i bezwzględne respektowanie regulaminu. Nie jest to łatwe, jednak gdy widzisz jakie robią postępy czujesz satysfakcję. Owszem, nie wszyscy są stworzeni do motocykla, ale lepiej przekonać się o tym wcześniej niż tracić kasę przez kolejne lata. To taka uwaga do rodziców, którzy mają ambicje dochowania się w rodzinie mistrza”.
Rozmowa z Łukaszem Kurowskim o trenerce, zawodach i PZM we wrześniowym X-cross.
fot. Krzysztof Hipsz