Trzej królowie MŚ SE: Billy Bolt, Dominik Olszowy i… Tadeusz Błażusiak

Atlas Arena w minioną sobotę omal nie wzniosła się w powietrze. Poziom adrenaliny sięgnął zenitu zarówno u zawodników, jak i u kilku tysięcy widzów. Takiego widowiska w tym roku jeszcze nie mieliśmy. Wspaniały come back super enduro do miejsca, gdzie przed dziesięciu laty wszystko się zaczęło.

Rok temu zawody SE zostały odwołane z powodu pandemii, teraz także wszyscy z niepokojem patrzyli na covidowe statystyki. Na szczęście tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie i pierwsza runda Mistrzostw Świata Super Enduro za nami.

Pogoda tego wieczoru była fatalna. Padał deszcz ze śniegiem, temperatura oscylowała w pobliżu zera, a jednak zdyscyplinowani kibice cierpliwie czekali w długich kolejkach, aby po złożeniu specjalnych formularzy dotyczących stanu zdrowia wejść do środka. Ale przecież wiedzieli co robią, na miejscu czekała ich prawdziwa uczta, jakiej na żadnych dotychczasowych zawodach nikt nie zaserwował: kilku Mistrzów Świata FIM SuperEnduro rywalizujących z mocną, międzynarodową obsadą o pierwsze w punkty w sezonie.

Tak spektakularnej listy startowej klasy Prestige podczas FIM SuperEnduro World Championship jeszcze nie było! A na niej Tadek Błażusiak, Billy Bolt, Cody Webb, Colton Haker, Manuel Lettenbichler, Jonny Walker, Pol Tarres i pozostali… oto bohaterowie sobotniego wieczoru. Ale nie tylko oni.

W MŚ SE Juniorów mieliśmy zobaczyć m.in. Dominika Olszowego, a w Mistrzostwach Europy Oskara Kaczmarczyka i Grzegorza Kargula. ALE czy o godzinie 18 ktoś się spodziewał, że wspaniałego widowiska dostarczą nam nie tylko jeźdźcy klasy Prestige, ale także Juniorzy i „europejczycy”?

Wszyscy osiągnęli najwyższy level, co świadczy dobitnie o jednym: mimo że superenduro zostało sflekowane przez PZM, jest naszą koronną dyscypliną w motorsporcie. Mistrzowskie tytuły Błażusiaka, rozpoznawalnego na całym świecie, wysoka renoma zawodów w ramach MŚ organizowanych w Polsce, wspaniała publiczność – oto wizytówka SE.

I jeszcze jedno, co wyróżnia polskie superenduro: jest zdecydowanie progresywne, o czym świadczy pokaz licznej grupy Kidsów w klasach 65 i 85ccm, wspaniały sukces Dominika Olszowego, niekwestionowanego i jakże godnego następcy swego mistrza Taddy’ego oraz podium Oskara Kaczmarczyka w ME.

Nim strzeliły pod dach łódzkiej hali ogniste płomienie rozpoczynające imprezę, krótki rekonesans w kuluarach. W parku maszyn ruch, sporo kibiców, Przy stoiskach także kolejki, zwłaszcza tam, gdzie po raz pierwszy zaprezentowano kolekcję 111.1 Series sygnowaną przez Błażusiaka. Sporo znajomych twarzy z całej Polski.

Żadna z dyscyplin off road nie gromadzi tylu fanów co SE. Ale oni doskonale wiedzą co robią, bo kilka godzin fantastycznej rywalizacji jest po prostu bezcenne. Chyba nigdzie indziej nie ma tylu znaków zapytania, niczego nie da się przewidzieć, nie istnieją wcześniej pisane scenariusze, nie ma „stałych fragmentów gry”, bo czasami wystarczy sekunda, aby wszystko wywróciło się do góry nogami.

Zacznijmy od ME, gdzie pojechało kilku naszych reprezentantów. Najbardziej pechowym okazał się Grzegorz Kargul, który stracił swoją maszynę tuż po starcie, gdy sczepił się z jednym z rywali. Tygodnie przygotowań, nowa Husqvarna i wszystko wzięło w łeb. Wystarczyła rzeczona sekunda.

Zresztą wspomniany zakręt okazał się pechowy dla kilku innych jeźdźców, podobnie jak sekcja gigantycznych otoczaków, na której Taddy wykonał pad na glebę, czy Matrix, także sprawiający sporo kłopotów nawet najlepszym. Nikomu nie szło jak po maśle, na przykład Olszowemu. A jednak wygrał, trzy razy zdobył maksymalną ilość punktów, choć momentami było dramatycznie.

Zwłaszcza w pierwszym przejeździe, gdy raz był pierwszy, raz drugi, potem trzeci, by znowu powrócić na pierwsze miejsce. Aplauz widowni, zrywający się z miejsc kibice dodawały Polakowi skrzydeł. Fantastyczne przeżycie. Niewątpliwie na firmamencie SE pojawiła się nowa gwiazda. Dominik od pewnego czasu przebywa w Hiszpanii, gdzie trenuje m.in. pod okiem Błażusiaka i efekty tej współpracy już są widoczne.

Ale „dramatycznie” zaczęło się już podczas Super Pole klasy Prestige, gdy zawodnicy jadąc solo walczyli o jak najlepszy czas przejazdu. Tu największym pechowcem okazał się Jonny Walker, który upadł tak niefortunnie, że zrezygnował z dalszej jazdy. Na belkach w wyniku błędu wywrócił się także Błażusiak, który po zakończeniu wyścigu wrócił na pechowe miejsce, by dokładnie mu się przyjrzeć.

Chwila zastanowienia i chyba już wiedział, co zrobił źle. Potem był pierwszy wyścig, spóźniony start, ale do podobnych sytuacji Polak jest przyzwyczajony. On wie co zrobić, by przebić się przez całą stawkę. Tak było i tym razem, bo skończył jako trzeci. Dobry początek. Wygrał Billy Bolt, jadący jak po sznurku pokazał kto rządzi w SE w tym sezonie. Ale podium ma trzy stopnie, więc chętnych na nie było kilku.

Drugi wyścig zawsze jest wielką niewiadomą, bowiem zawodnicy starują w odwrotnej kolejności, czyli pierwszy jako ostatni i tak dalej. Taddy zaliczył znowu wywrotkę, jednak nie miało to żadnego wpływu na jego ogromną wolę walki. Znowu niczym taran zaczął przeć przed siebie wyprzedzając rywali, wśród których znalazł się sam Cody Webb. Ileż Polak ma w sobie siły i motywacji mimo zbliżającej się czterdziestki.

Niestety ostatecznie Tadek zajął na tyle odległe miejsce (7.), że podium chyba znalazło się poza jego zasięgiem. Trzeci przejazd to początkowo pojedynek dwóch Anglików Walkera i Bolta, jednak Billy szybko rozprawił się z konkurentem i ruszył przed siebie przez nikogo nie zagrożony. Taddy i Webb zaliczyli kolejne przewrotki, znowu Polak rozpoczął pogoń, jednak wynik był już chyba przesądzony.

Nowotarżanin skończył zawody na piątym miejscu. Jednak to co nastąpiło tuż przed dekoracją zwycięzców przeszło najśmielsze oczekiwania chyba wszystkich. Choć pokonany, Błażusiak podziękował publiczności za doping nisko się przed nią kłaniając, a ta nagrodziła go mega owacją. Jak by to Tadek był zwycięzcą.

P.S. Na koniec pytanie do organizatorów: dlaczego Polska została wykluczona z grona odbiorców transmisji realizowanej przez superenduro.tv?

fot. Krzysztof Hipsz