Trzynastka szczęśliwa dla kolejnej edycji Kociewskiego Rajdu Enduro

Pięć klas (PRO, Młodzik, Junior, Senior, Masters), 127 zawodników, wypasione nagrody, imponujące zestawy startowe, pozasportowe atrakcje dla kibiców (m.in. jazdy testowe najnowszym Defenderem) i trasa jak zwykle przygotowana na europejskim poziomie. XIII Kociewski Rajd Enduro po raz kolejny może być wzorem do naśladowania dla niejednego organizatora imprez sygnowanych przez PZM.

Przedostatnia sobota września, miejscowość Wyrwa w pobliżu Świecia. Imponujący parking dla fanów mocnych off roadowych wrażeń, padok jak zwykle bardziej przypominający pole golfowe niż niejedną zakrzaczoną miejscówkę zawodów często mistrzowskiej rangi.

Zamiast disco polo rockowa muza, wypasione stoiska z Gruczniakiem i pyszną zdrową szamką koła gospodyń wiejskich Piskarki, a w gotowości 20 druhów z OSP Przechowo i Sulnówko oraz 40 marshali. Ich zadaniem było nie tylko pilnowanie bezpieczeństwa, ale także natychmiastowe wyrównywanie zaorywanych zakrętów czy dbałość, aby zrzucona belka natychmiast wracała na swoje miejsce.

XIII edycja Rajdu wcale nie oznaczało, że po raz trzynasty zawodnicy jechali to samo. Przede wszystkim zmieniono kierunek jazdy na próbie super enduro, po drugie zdecydowanie bardziej atrakcyjna okazała się próba cross. Usytuowana w bezpośrednim sąsiedztwie padoku i parkingów zgromadziła najwięcej kibiców zwłaszcza, że znalazło się na niej sporo nowych elementów. A te, zmyślnie zaprojektowane okazały się dla wielu twardym orzechem do zgryzienia mimo swego często niewinnego wyglądu, jak choćby wypełniony drzewnymi balami kontener.

Od wczesnych godzin rannych trwała rejestracja zawodników, z których część spędziła tu nawet noc. Wszyscy zostali obdarowani specjalnymi zestawami, w których znalazły się wypasione kanapki, czekoladowy baton, woda mineralna i pamiątkowy t-shirt – wszystko w ramach wpisowego. Bo na Kociewskim nie ma lipy w przeciwieństwie do pewnych zawodów rangi ogólnopolskiej, na których zawodnikom wręczono próbki pasty do zębów.

To samo tyczy się nagród, których było naprawdę bardzo dużo i których łączna wartość to circa kilkanaście tysięcy. W tym absolutny hit, najnowsze modele endurówek Soft i Supersoft, które właśnie na rynek wypuściła firma Maxxis (fundatorem części był dystrybutor AR Motors, który chyba na stałe zakotwiczył na Kociewskim).

Trasa jednego okrążenia liczyła ok.15km, trzeba było pokonać ją pięć razy, aby zostać sklasyfikowanym. Ale jeśli ktoś miał ochotę jechać dalej, nie było problemu, byleby skończyć przed godziną 16.00. Start o dziesiątej. Najpierw do pokonania próba cross, pozornie dość łatwa, jednak wielu riderom napsuła sporo krwi, wymagała bowiem przede wszystkim perfekcyjnej techniki. A potem dalej w las. Tam tradycyjnie czekał na wszystkich hardkorowy odcinek najeżony belkami, głazami i oponami.

Tym razem jednak organizator zdecydował, że nie będzie robił z tego odcinka Golgoty, choć sprawność, spryt, inteligencja i sprawny sprzęt nadal pozostawały w cenie. To drugi punkt, w którym gromadziło się najwięcej publiczności, dla której przygotowano nie tylko małą gastronomię, stoły i ławy… Przez cały czas to co działo się na trasie komentował wprawiony w swoim fachu Krzysiek Skiera (na starcie rej wodził Wiktor Gajda). Drugi stały fragment gry to „błotko”, czyli kilkadziesiąt metrów po śliskich balach zanurzonych w bagnisku.

Tym razem poza sprytem liczyły się mocne ręce, które w miarę upływu czasu zaczynały się betonować. Ale i tu, dzięki niewielkiej pomocy marshali znakomita większość poradziła sobie bez problemu. Zresztą o wzajemną pomoc apelowano podczas odprawy przedstartowej, co wszyscy wzięli sobie do serca: „Ma być fun, a nie walka o przetrwanie”. I tak było rzeczywiście, czego dowodem często powtarzające się scenki wzajemnej samopomocy.

Zgodnie z przewidywaniami znalazło się kilkunastu wytrwałych, którzy do końca wykorzystali możliwość jazdy. Bo jak powiedział jeden z nich: „na maszynę siadam rzadko, więc byłbym frajerem, gdybym nie wykorzystał szansy na jazdę w takich mega warunkach”.

Na koniec głęboki ukłon w stronę lokalnego Samorządu, który bez względu na to kto sprawował władzę zawsze był „przy zawodach”. Prezes Obywatelskiego Stowarzyszenia Offroadowego Julian Stocki: „13 lat temu nasi koledzy wpadli na pomysł, aby zrobić odjazdową imprezę off roadową zwłaszcza, że ówczesny burmistrz Tadeusz Pogoda od razu był bardzo pozytywnie nastawiony do tego przedsięwzięcia. I pojechali, dokładając do pierwszej imprezy. A potem było już tylko lepiej. Kiedy burmistrz odchodził na emeryturę po ponad dwudziestoletniej kadencji, przekazał sponsorską pałeczkę swojemu następcy Krzysztofowi Kułakowskiemu, także motocyklistę, więc dobra passa współpracy z Samorządem trwa do dzisiaj”.

tekst/foto X-cross, WYNIKI MOTORESULTS