Udana inauguracja sezonu Strefy Południowej w Dębskiej Woli

W niedzielę 24 marca organizatorom I rundy sezonu Strefy Południowej sprzyjało dosłownie wszystko. Znakomita pogoda, odczuwalne ciepło wczesnej wiosny, zaskakująco dobra frekwencja, oraz widoczny apetyt na ściganie chmary zawodników stęsknionych rywalizacji.

Był też gość specjalny z najwyższej półki, goście z dalekiej Północy, oraz – co najbardziej cieszy- liczna dywizja nowych zawodników, którzy właśnie do Dębskiej Woli przyjechali na swój egzamin licencyjny. Powiedzenie, że „na strefie jak w rodzinie” nie tylko że nie wyblakło. Ono nabrało jeszcze większego kolorytu.

MX2C

To dlatego, że prócz stałych bywalców i wielu dobrych znajomości a nawet przyjaźni, doszli też w sporej liczbie nowi, debiutujący i dopiero poznający padokowe życie oraz smak zawodów. Rodzina motocrossowa rozrasta się. O to właśnie w tym chodzi, bo strefy opierają się na głównie na takich właśnie więziach między ludźmi, na wzajemnym zaufaniu i licznym gronie znajomych, którzy współpracują, wymieniają doświadczenia i wiedzę, a nieraz sobie też pomagają. Im więcej takich przyjaźni i zachęt oraz przykładu jak można aktywnie spędzać czas na wyjeździe i jeszcze zadbać o kondycję fizyczną na świeżym powietrzu- tym strefa silniejsza i liczniejsza.

Bo ludzie postronni widzą, że zawodnicy to nie jacyś wariaci na motorach, którzy robią wszystko, żeby się połamać, lecz prawdziwi pasjonaci, z wiedzą techniczną i sportową żyłką. Poza tym ważną rzeczą jest tu otwartość, przeciwieństwo hermentyczności środowiska. Każdy kto przyjdzie na padok może przyjrzeć się z bliska motocyklom, spytać o reguły tego sportu i zobaczyć jak wygląda ten światek z bliska. Wszak ciekawość do motocykli przejawia większość chłopców i dzieci. Po zasięgnięciu kilku opinii i przyjrzeniu się nowym riderom widać jak zmienia się postrzeganie motocykla crossowego w naszym społeczeństwie. Powoli bo powoli, ale systematycznie.

Grzegorz Kita Dróżdż

Co szczególnie cieszy, to fakt, że przychodzą coraz częściej ludzie młodzi, dzieciaki, który widzą w tym coś ciekawszego niż ślęczenie z nosem w smartfonie albo granie na komputerze. Rodzice widząc innych aktywnych w tym sporcie lub dyscyplinach pokrewnych, decydują się na zakup motocykla przychodzą do klubu, znajdują trenera i.. cała zabawa w uprawianie motocrossu rozpoczyna się. I to jest w tym wszystkim najlepsze, bo przecież w strefach chodzi przede wszystkim o dobrą, zdrową sportowa zabawę a nie wyłącznie o prawdziwe zawodowstwo.

Klasa MINI

Widok dzieciaków i większych chłopców przezywających swoje pierwsze zawody, krzątających się wokół swoich maszyn ze szczotkami do czyszczenia, uczących się dbać o sprzęt i nabierających wiedzy bardzo cieszy. Młodzi mają wciągające zajęcie, zdobywają praktyczne umiejętności. To się wszystko przyda! Tak samo jak kształtowanie sportowych postaw i hartu ducha, wytrwałości i cierpliwości, które są tak ważne w życiu.

Piszę o tym nie bez powodu. Gdy rano usłyszałem od organizatora zawodów (Michał Rybus), że do egzaminu na licencję przystąpiło niemal 30-tu chętnych, sądziłem, że mi się coś przesłyszało, i że pewnie to trzydziestu z licencją stanie na starcie klasy OPEN. A tu proszę.. tylu nowych! Piękna sprawa. Nowi przychodzą, podpatrują zawodników, uczą się, chcą się ścigać, trenować. Na przykład taka nowa grupka, skupiona wokół Motocross Klubu w Czerwionce. Tyle nowych twarzy w krótkim czasie to rzadko spotykana rzecz. Bo przecież to nie jest sport ani tani, ani lekki. Nie dla płaczliwych i słabych. Skoro aż tylu chłopców chce być sportowymi twardzielami zamiast skończyć jako gracze komputerowi z pokrzywionymi kręgosłupami, to znakomicie. Może nie jest jeszcze tak źle z młodzieżą w naszym społeczeństwie? Niezależnie od tego jak potoczą się ich motocrossowe losy i czy skończy się na krótszym lub dłuższym „funie”, czy wyjdzie z tego coś więcej, cieszymy się bardzo z tego przypływu nowych i witamy ich z uśmiechem w motocrossowej rodzinie.

A teraz pora na najciekawsze rzeczy z samych zawodów. Zabrakło paru głównych rozgrywających. Darek Rapacz mistrz Polski i Kamil Maślanka- wicemistrz -pauzują, lecząc urazy. Szkoda, bo to obecnie przecież dwa wyznaczniki jakości w młodszych klasach. Nie startował też Krzysiek Urban (złamany palec). Za to niespodziankę wysokiego kalibru zrobił wszystkim Tomek…Wysocki. Pojawił się w ramach treningu, żeby wreszcie „coś wystartować” po zimie.

Za tydzień weźmie udział już w swych pierwszych poważnych zawodach (Mistrzostwa Czech w Loket), więc taka rozgrzewka, na szybkim i twardym torze na pewno mu się przyda. Drugą sportową niespodzianką był zauważalny na torze i słyszalny między kibicami „powrót Nogosia”, czyli sympatycznego Maćka Nogowskiego, który zatęsknił po 2 latach za ściganiem i wrócił z mocnym hukiem! O kolejne niespodzianki postarali się już w trakcie wyścigów inni riderzy. Było co obejrzeć! Przybyli kibice (całe rodziny!) ustawili się tradycyjnie na punkcie widokowym na wzgórzu, z którego widać większość toru i stamtąd obserwowali zarówno starty jak i kilka newralgicznych odcinków i skoków. A widok był przedni, bowiem znakomicie dopisała pogoda, fundując wyśmienite, naturalne oświetlenie toru i ścigających się. Dalekie widoki, na zamek w Chęcinach i pasma okalające Góry Świętokrzyskie to zasługa świetnej przejrzystości powietrza. Tak więc wszystko grało, pasowało i nic tylko cieszyć się z takiej imprezy! Dwa lata temu w tym miejscu zanotowano wpadkę z wodą, i „obłokami Magellana”, ale organizatorzy z BKM Racing wzięli sobie do serca to niepowodzenie i dopilnowali już jesienią, by było lepiej.

Maciej Nogos Nogowski

Tym razem też poszło dobrze, więc pomimo specyfiki miejsca i warunków, udało się te inauguracyjne zawody sprawnie przeprowadzić i zmieścić idealnie w ciągu dnia (mimo naprawdę wczesnej pory, przed zmianą czasu!). To godne podkreślenia, że zamiast się obrażać jak niektórzy inni organizatorzy, ci ludzie po prostu postanowili poprawić co można i jeszcze nas mile przyjęli. Jeśli się chce, zawsze da się dobrze współpracować i zachowywać przyjazne relacje. To jednak w największej mierze zależy od tego, co kto nosi w sobie, jaki poziom kultury i myślenia sobą reprezentuje, oraz czy nadmiar arogancji oraz pychy komuś nie przesłania zdrowego rozsądku…

Zresztą gmina Morawica i sam klub BKM to miejsca znane z przyjaznego klimatu do motocyklowego offroadu. Niejedna impreza wysokiej rangi miała tam miejsce i niejedna tam jeszcze będzie. Już za 2 tygodnie odbędą się tam rajdy terenowe, w których udział zapowiedziało sporo załóg i motocyklistów. Niedawne otwarcie sezonu wśród okolicznych riderów cross country i enduro zgromadziło ok. 140 jeźdźców i zaskoczeni taką liczną gromadą organizatorzy postanowili zmienić ten wiosenny trening na nieoficjalne zawody. Przybył na nie nawet Maciek Giemza, uczestnik Dakaru i nowa wizytówka młodszego pokolenia polskich motocyklistów offroadowych.

Wróćmy do wyścigów. Stres, nerwowość, liczne ostatnie rady rodziców towarzyszyły startom klasy 65cm (ale również i MINI). W niej wystartowało aż piętnastu małych wojowników! To wynik jakiego jeszcze Dębska Wola nie widziała i to nawet na mistrzostwach kraju! I pomyśleć, że jeszcze 3 lata temu w tej klasie na starcie pojawiało się po ledwie 2-4 zawodników… Tor jak dla takich małych jeźdźców był szybki i wymagający, ale co niektórzy byli tak niewyżyci i pragnący adrenaliny, że jeszcze skakali tam, gdzie inni i to o wiele starsi woleli pojechać po ziemi. Paru małych ścigantów nawet po mecie jeszcze „rwało manetkę” i widać było, że im wciąż mało! Małe bzyczki pomykały i śmigały, a nakręceni adrenaliną nie mniejszą od swoich pociech rodzice napędzali ich do działania i nie odpuszczania gazu.

Kuba Kowalski

Emocji było co niemiara! Przyglądając się motocyklom tych dzielnych dzieciaków widać było, że i u nich przybywa oklein i znaków firm sponsorujących. A więc jest progres! Robi się to coraz bardziej zaawansowane i dojrzałe. I tak powinno być! Zwyciężył Michał Psiuk, przed Olafem Olkiem (obaj KM Cross Lublin) i Szymonem Chludzińskim z AMK Grodków. Startowali też dwaj bracia Płodzikowie (Wiktor i Wojtek) oraz coraz szybszy Szymon Masarczyk (był czwarty). W klasie 85cm doszło do konfrontacji silnych gości z odległej Północy z Sewerynem Gazdą. Jakub Kowalski oraz Artur Gałuszka (obaj Poltarex Człuchów) dali mocny popis dobrej jazdy. Wyróżniał się zwłaszcza Jakub, dla którego ta wizyta jest częścią planu przygotowań na zasadniczy sezon MP. Jak wspomniał jego tata postanowili sprawdzić jak wypadnie na tym szybkim, twardym torze, który im się spodobał. Wygrał Kuba, przed Sewerynem, który jechał na motocyklu ale i niestety na tabletkach. Trzeci był Gałuszka. Miło że goście z daleka ożywili i uatrakcyjnili tę rywalizację. Jeśli ktoś przybył aż z Gdyni by wziąć udział w tych wyścigach, to…szacunek i uznanie.

Górny/Szczepanek

U pań pod nieobecność dominatorki, Wanessy Rapacz teraz temat pociągną inne dziewczyny. Najlepiej poradziła sobie z torem Wiktoria Wicińska (Lublin), potem Marta Frączek (Grodków) i Zuza Rusin (Osielec). Natomiast prawdziwa jazda rozpoczęła się gdy na maszynę startową wjechali liczni przedstawiciele klas Masters i MX1C. Największe jednostki poszły mocnym ogniem a na czele od początku trwała zawzięta rywalizacja. Zderzyły się bowiem pokolenia starych wyjadaczy z dorosłymi, pełnymi wigoru i adrenaliny, wyrośniętymi chłopakami. Wieloletnie doświadczenie kontra pasja jazdy i młodsza, ambitna siła. Tu zawsze musi iskrzyć!

Sarna/Dróżdż

Wielu starszych pogodził rutyniarz, który ma za sobą nie tylko wieloletnią karierę, ale i przebogate doświadczenie. Janusz Śpiewok, bo o nim tu mowa, chyba powrócił do całkiem dobrej formy, gdyż skasował rywalizację w klasie Masters dla siebie, objeżdżając przy okazji niejednego młodszego od siebie z drugiej grupy. Podium uzupełnił ten, który startuje prawie wszędzie gdzie się coś dzieje, czyli Tomek Dróżdż (Częstochowa). Trzeci był Andrzej Seremet z Grodkowa. Wśród MX1C doszło do bardzo interesującego pojedynku pomiędzy kolejnym gościem z Północy- Pawłem Adamczykiem (KM Chojna) a znanym i szybkim reprezentantem ziemi świętokrzyskiej, czyli Piotrkiem Sarną, który też zatęsknił za wyścigami i nie wziął rozbratu z motocyklem. Pierwszy wyścig padł łupem Piotrka, ale w drugim przybysz z Chojnej kontrolował sytuację i nie dał sobie odebrać końcowego zwycięstwa. Ładna, stabilna i równa jazda. Na podium weszli więc Adamczyk, Sarna i trzeci Artem Ekkert, który startuje też w CC.

MX2C

Kolejną grupą, która zapełniła maszynę startową była ta zawsze liczna dywizja MX2C. Tu nie dość, że zawsze znajdzie się paru niewyżytych, to na dodatek startuje tam regularnie paru „bardzo pozytywnych, uśmiechniętych wariatów”, którzy gnają niczym na złamanie karku, dając przednie widowisko. Widok trzydziestu trzech spragnionych wyścigów crossowców wchodzących w pierwszy zakręt, cieszył serca i gwarantował, że zaraz zacznie się dzika jazda. I tu właśnie doszło do znakomitej walki pomiędzy Grzegorzem „Kitą” Dróżdżem a tym, który tak niespodziewanie powrócił, czyli Maćkiem Nogowskim. Maciek to już chłopisko wyrośnięte jakby grało w koszykówkę, ale na ćwiartce pomykało znakomicie! „Kita” jednak jak jedzie, to jedzie jak rasowy dzikus, idzie niemal na całość, więc nie było tu żadnego zmiłuj. Stoszesnastka „Kity” przyjechała jako pierwsza, drugi był „Nogus” Nogowski, a trzeci gość z Ukrainy, Kyrylo Tarasevycz. Drugi wyścig okazał się dramaturgią, bo Dróżdż znowu jechał bardzo dobrze, ale ponownie przywlókł się do niego pech, który lubi go prześladować na pierwszych rundach strefy.

Nowa gwardia ze Śląska

Rok temu padł mu silnik w Ostrowcu, wcześniej były kontuzje kolan, a teraz… złapał kapcia. I to podobno juz czwartego w tym sezonie. Koledzy współczuli, ale rywalizacja trwała dalej. „Kita” dojechał, żeby przynajmniej przywieźć jakieś lepsze punkty, ale widać było, że był bezradny i rozczarowany. Wygrał więc Nogowski, biorąc puchar za całe zawody, przed Tarasevyczem i Arielem Grońskim.

Ostatnią grupą byli tradycyjnie „zawodowcy”, czyli ci najszybsi oraz juniorzy. Tam oczywiście dominował jadący treningowo Tomek Wysocki, ale najlepszy koncert walki dali trzej ściganci reprezentujący odmienny styl, ale podobną agresję w jeździe. Michał Śpiewok kontra Piotr Szczepanek, znający podkieleckie tory jak własną kieszeń i młody Klaudiusz Górny. Pod nieobecność Darka Rapacza (kontuzjowany) Klaudiusz mógł się wykazać i powalczyć o główne trofeum, choć on zawsze chce wygrywać z młodym Rapaczem. Ten duch sportowej walki jest u tych chłopaków naprawdę mocny i to widać na torze. To że jadą dwie klasy nikomu nie przeszkadza. Oni potrafią się postawić tym na większych maszynach. Wyścigi wyglądały tak, że Wysocki odjechał a za jego plecami trwała walka w najlepsze o 2 miejsce. Górny opierał się jakiś czas Szczepankowi, ale musiał jednak dać za wygraną. Ale młody Śpiewok jak nam doniesiono, dosiadał KTM 350 i to dawało oczywiście więcej mocy, którą starał się wykorzystać. Walka ze Szczepankiem zakończyła się najpierw lepiej dla Michała, ale na drugi wyścig to kielczanin włączył wyższy bieg i popisowo zdobył 2. miejsce na pudle. Śpiewok zadowolić się musiał trzecią lokatą. To był kawał dobrej jazdy chłopaki! Wśród Juniorów oczywiście dominował Górny, przed kolejny powracającym, czyli Wiktorem Małeckim oraz Kubą Gutowskim, który też się rozkręca coraz bardziej.

Open

Chciało by się rzec- więcej takich zawodów! Świetna pogoda, szybki tor i dobra jazda w wykonaniu tak wielu riderów. I pomyśleć, że jesienią, w tym samym miejscu, startowało zaledwie 70-ciu zawodników. Przyjemnie było być z Wami drodzy riderzy i cieszyć oczy taką jazdą. Dębska Wola ma to jedno szczęście, że prócz świetnej lokalizacji, prawie zawsze jest tam dobra pogoda. Dodajmy jeszcze, że nowa droga dojazdowa została wyraźnie i dobrze oznakowana, więc nie było żadnych kłopotów z trafieniem na tor. Otwarcie Strefy Południowej było więc nad wyraz udane i oby tak samo pozytywnie i licznie było w kolejnych rundach. A druga już niebawem, bo 7 kwietnia w „żelaznych piachach” Ostrowca Świętokrzyskiego. Zapraszamy wszystkich, bo tam zawsze jest świetnie i mnóstwo się dzieje!

fot: Alek Skoczek