Ta impreza zapowiada się naprawdę wyjątkowo. Tym razem nie pokopalniane hałdy, nie nieczynne wyrobiska, ale… wygasłe wulkany!
Tak tak, i wcale nie trzeba jechać na Ognisty Pierścień Pacyfiku, bowiem wystarczy wybrać się do Nowego Kościoła i wyruszyć na Szlak Wygasłych Wulkanów. Jak powiedział nam Mateusz Bembenik – z okien jego domu widać m.in. stożek byłego wulkanu Jeziorna. W takich to właśnie okolicznościach przyrody odbyła się IV runda Ipone Cross Country Extreme w formule Sprint Enduro.
Sobotnia podróż z Warszawy do Nowego Kościoła zapowiadała ostry hardkor. Całą drogę lało, a po przyjeździe na miejsce wysiadając z samochodu wpadliśmy w błoto na maksa oblepiające buty. Jednak następnego dnia rano przywitało nas piękne słońce i szron na stokach. Drugi miły akcent to konstatacja, że start, padok i próba cross extreme jest oddalona od naszej kwatery… 30 metrów! Prawdziwy luksus. Bo jak się okazało baza zawodów to jednocześnie siedziba rodziny Bembeników, gospodarzy Ipone.
Tu m.in. organizowane są treningi, tu zjeżdżają riderzy nie tylko z Polski, ale także z Niemiec czy Holandii, tu toczy się prawdziwe off roadowe życie przez 24 godziny. Do dyspozycji są tor do motocrossu, enduro test, super enduro test, pensjonat, warsztat, pobliski sklep motocyklowy i serwis, myjnia motocyklowa.
W tym miejscu parę słów o gospodarzach. Motocyklowa historia rodziny Bembeników ma niemalże 70 lat. Pierwszy za kierownicą jednośladów zasiadł Władysław. Wkrótce zaraził swoją pasją syna Tadeusza, wielokrotnego Mistrza Polski oraz reprezentanta naszego kraju na Mistrzostwach Świata Enduro: „Moim pierwszym motocyklem była WSK Sarna produkowana w Świdniku. Motocykle w tamtych czasach bardzo różniły się od tych współczesnych. Sam przerabiałem fabryczne maszyny do celów sportowych, udoskonalałem je (Puch, Promot, WSK 175, WSK 250, JAWA 350). Na zawody jeździliśmy pociągiem, a po ich zakończeniu zakładałem dużą zębatkę na przód i wracałem na kołach do domu z drugiego końca Polski”.
Bartłomiej Bembenik, najstarszy syn Tadeusza, wspólnie z Wojciechem Renczem w 1997 roku założyli pierwszą w Polsce moto-szkołę. W tym samym roku Tadeusz i Bartłomiej zorganizowali pierwszy „Rajd Bembeników”. Od tego momentu wszystko nabrało tempa. Drugi syn, 8-letni Mateusz dostał w prezencie swój pierwszy motocykl Yamaha PW 80, by pod okiem taty i starszego brata codziennie poznawać tajniki jazdy na motocyklu.
Lata przeplatane sukcesami i porażkami to również czas zbierania nowych doświadczeń, co zaowocowało zdobyciem pierwszego tytułu Motocrossowego Vice Mistrza Polski w klasie 80ccm w 2003 roku. Dwa lata później, jako członek Kadry Narodowej Enduro, Mateo zdobył srebro na Mistrzostwach Świata Enduro na Słowacji. W tym czasie Łukasz Bembenik – najmłodszy z synowskiej stawki – otrzymał KTM-a 85ccm i trenował pod okiem bardziej doświadczonego kuzyna.
Kolejne lata to pasmo sukcesów obydwu braci. Łukasz został Mistrzem Polski w Motocrossie, a Mateusz dominował w Rajdach Enduro. Jak więc widać nie trafiło na sezonowych działaczy, ale na ludzi, dla których off road to prawdziwa pasja, która dzisiaj owocuje takimi zawodami jak Ipone.
A te były naprawdę wzorcowe. Przestronny padok, ogrodzony start i depo, armia marshalli na trasie, wyspecjalizowana grupa ratowników, sprawny chronometraż casomeric.cz z Czech, gastronomiczne zaplecze, no i trasa, która powstała w oparciu o ogromne doświadczenie wszystkich klubowiczów ze Sport Moto Klubu Krzeniów dowodzonego przez Mateo Bembenika. Po tej dość długiej dygresji wracamy na zawody.
Założenie było następujące: aby dostosować się do aktualnie panujących koronawirusowych warunków uczestników podzielono na dwie 90-osobowe grupy. Pierwsza wystartowała o godzinie 10-tej, druga tura ruszyła na trasę po powrocie ostatniego zawodnika na padok z grupy pierwszej. Zanim jednak pierwszy rajder wyruszył, aby zmierzyć się z „przeciwnościami losu”, krótki rekonesans po łączce, gdzie rozłożyli się ze swoim sprzętem uczestnicy Ipone.
Wśród nich wiele znanych twarzy, m.in. Jarek Kargul, Maciek Brawata, oczywiście nie mogło zabraknąć pierwszej damy enduro Patrycji Komko. Zgłosili się także miłośnicy ekstremalnego upalania z Niemiec. Gdy zniknął szron, a wokół pierwszej próby zgromadziła się spora ilość kibiców nadszedł czas igrzysk. Zawodnicy startowali pojedynczo zaczynając od wymagającego cross extreme.
Kamienie, belki, kilka widowiskowych hopek i bardzo śliskie zjazdy i podjazdy. Było co oglądać. Zwłaszcza pierwszą turę, bo błoto jeszcze zalegało wszędzie, choć słoneczko robiło wszystko, aby wysuszyć śliską maź. Bardzo sprawna była obsługa odcinka reagująca błyskawicznie w sytuacjach awaryjnych, pomagająca wyglebionym pechowcom. Tak też było na próbie Enduro, gdzie wybraliśmy się w towarzystwie seniora rodu Bembeników Tadeusza.
Przeszliśmy niemal cały odcinek, co z bagażem w postaci dwóch ciężkich aparatów nie było łatwe. Dlatego wcale się nie zdziwiłem, kiedy wykonałem efektownego orła ratując przede wszystkim sprzęt, choć skutki zderzenia z twardym podłożem odczuwalem przez kilka dni. Ale warto było… Zaczęlismy od startu z kontrolą czasu, potem była prosta i wjazd do lasu. A tam ciężka jazda wśród drzew, ale na tyle szeroka, że można było wyprzedzać konkurencję. No i fantastyczna postawa Tadka, który mimo swojej 70-tki poruszał się niczym kozica kontrolując przy tym, czy taśma nigdzie nie zerwana. Co to znaczy miłość do off roadu.
A skoro o lesie mowa… Jest prywatny, tak jak cały teren, na którym rozgrywano zawody, tak więc wszelkie zezwolenia, sterta papierów, zgód i akceptacji nie była potrzebna. To także ważne, bo jest więcej czasu na przygotowanie samej imprezy. Potwierdza się zatem teza, że podobne zawody najlepiej wychodzą tam, gdzie lokalna społeczność trzyma sztamę zgodnie z zasadą: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Gdy drugi rzut szykował się do startu, krótka przerwa. Spróbowaliśmy znakomitego gulaszu, porozmawialiśmy z Mateuszem Bembenikiem, prezesem klubu o planach na przyszły sezon (zapowiadają się interesująco, planowany jest cały cykl rozgrywek pod okiem Bembeników), oraz chwila relaksu, by podziwiać panoramę Gór Kaczawskich (Sudety). Okolica naprawdę mega!
Wczesnym popołudniem na starcie pojawiła się Grupa 2. Warunki w jakich walczyli o punkty były zdecydowanie lepsze niż wówczas, gdy ścigali się ich poprzednicy. Było bardziej sucho i zdecydowanie mniej błota oblepiało motocykle i gogle. Wystaczyło tylko skoncentrować się na prawidłowym pokonywaniu przeszkód, by bez problemów dotrzeć do mety. Konkluzja na koniec? Musimy tu wrócić!
Powiedzieli
Patrycja Komko
Już po raz czwarty w tym roku ścigałam się w klasie Kobiet w ramach Ipone. Trasa super przygotowana, przypomniały mi się dawne czasy z rywalizacji w Czechach. Od dzisiaj moją nową ulubioną miejscówką do ścigania i trenowania jest MX & Enduro Park Bembenik. Wyścig może nie był zbyt długi, ale trudy trasy i opady deszczu zrobiły swoje, mój Szerkacz ponownie pokazał bicki i wciągał mnie wszędzie.
Jarek Kargul
W czasie gdy Grzegorz powoli wjeżdża się w motor po kontuzji ja walczę dalej. Swój start oceniam na 4 z plusem. Kilka niepotrzebnych paciaków, złe decyzje podczas wyprzedzania wolniejszych zawodników, co zaowocowało sporą stratą czasu, ale i tak udało się wskoczyć na najniższy stopień podium. Do jedynki zabrakło tylko 16 sekund, czyli jeden paciak, ale walczymy dalej. Ciężko było w lesie, jeśli ktoś pojechał na „musach” (a byli tacy). Tublis dawał spoko radę. Zawody extra, wydłużyłbym tylko dojazdówki, bo jazda po pętli była dla mnie za krótka. Miałem wielki apetyt, a tu już trzeba było kończyć.
Wyniki
W klasie Champion pierwszy był Wojtek Latała, drugi Radosław Mrozik, a trzeci Dawid Nastula, w E1 odpowiednio Dariusz Żytkiewicz, Michał Gaweł, Tomasz Chodzicki, w E2 Michał Czuczak, Cyprian Spurek, Szymon Dusznik, w E3 Mark Tielems, Damian Kusak, Grzegorz Dużalski, w Ladies Patrycja Komko, Aneta Cichy, w Master 45+ Marek Twardawa, Robert Soćko, Jarek Kargul.