Zawody w Bartoszycach miały się odbyć kilka tygodni temu. Na dwa dni przed imprezą tor został zalany tak, że organizatorzy nie byli w stanie doprowadzić go do stanu używalności. Gruba kasa włożona w przygotowania poszła dosłownie w błoto. Ale że na twardzieli trafiło ci nie poddali się, i mimo to postanowili po raz drugi podejść do tematu.
Największe ryzyko to frekwencja zwłaszcza, że w tym samym rozgrywano „strefę centralną”, co mogło mieć wpływ na liczbę zawodników, ale nie musiało. I nie miało, bowiem na liście zgłoszeń pojawiło się 146 nazwisk! Brawo, widać ludzie docenili Wasz trud, drodzy „Wirażowcy” a poza tym nie ukrywajmy, że Wasze zawody zaczynają obrastać w legendę. Ich poziom rośnie z roku na rok więc spodziewajmy się, że może w przyszłym sezonie przymierzycie się do Pucharu Polski? Mam nadzieję, że obecny na zawodach Marian Zupa przychyli się do mojej sugestii.
Co przemawia za takim właśnie rozwojem wypadków? Wszystko! Zacznę od samej organizacji, która okazała się wręcz wzorcowa. Już w sobotę cały obiekt był gotowy do niedzielnej akcji, a na zjeżdżających do Bartoszyc riderów czekały nie tylko catering zorganizowany prze klub Wiraż, ale także duża scena na której w rockowej atmosferze witała wszystkich kapela Lipek Cober Band. Tego samego dnia doszło do spotkania władz samorządowych w osobach burmistrza Wiesława Kuracha i wójta Andrzeja Dycha z organizatorami strefy.
Jednym z efektów tej polowej narady była obietnica samorządowców, że za rok klub Wiraż zorganizuje zawody na wydzierżawionych przez klub od miasta i gminy 10 hektarach co jednocześnie pozwoli stworzyć profesjonalną infrastrukturę toru, i co znacznie obniży dotychczasowe koszty, być może do zera.
Ale to było ledwie preludium, bowiem clou programu nastąpiło rzecz jasna w niedzielę. Tym razem pogoda nie sprawiła żadnego psikusa, nitka toru nienaganna i dopieszczana w trakcie imprezy, obszerny padok pozwalał każdemu z przybyłych swobodnie rozstawić swoje graty. Z minuty na minutę przybywało też kibiców na których czekało wiele atrakcji, w tym przeloty Cesną pilotowaną przez jakże barwną postać jaka jest niewątpliwie Janek Bodnar.
Na maszynie startowej mieli się pojawić topowi zawodnicy ligi krajowej, m.in. Karol Kędzierski, Maciek Zdunek, Kuba Barczewski, Kuba Kowalski, Wiktor Sobiech czy Janek Rompkowski. Zapowiadała się walka na noże i tak było rzeczywiście. Niewątpliwą atrakcją był przyjazd zawodników z Łotwy, reprezentujących MX Magnum.
Ich obecność miała być zapowiedzią łotewskiej inwazji na Mistrzostwa Polski MX 2024, w których ma wziąć udział ponad 20 zawodników. Kilku z ich to uczestnicy m.in. Mistrzostw Świata MX i ADAC, gdzie zajmowali bardzo wysokie pozycje. O szczegółach jednak następnym razem, a będą naprawdę zaskakujące zwłaszcza jeśli chodzi o mega wsparcie, jakie otrzymują ze swojego klubu.
Tymczasem na maszynie startowej pojawili się najmłodsi czyli klasa MX65. Pierwszy wyścig wskazał jednoznacznie dominatorów, którzy dyktowali tempo reszcie stawki. Byli nimi Antoni Strzelecki, Kacper Plaskiewicz i Alexander Kurz, wszyscy z MX Lipno. Wydawało się, że cała trójka również rozdzieli między siebie miejsca po drugim biegu, niestety już na pierwszym okrążeniu odpadł Alex, którego zastąpił Bartosz Subda i w takim właśnie składzie i kolejności pojawili się na podium. Sensacyjny przebieg miał z kolei wspólny wyścig klas MX85 i MX Kobiet.
Dlaczego sensacyjny? Bo najszybszymi na torze okazały się dziewczyny: Oliwia Wiśniewska i Łotyszka Paula Bertaciute. To one dyktowały tempo całej stawce walcząc o najwyższy stopień podium, z którego zwycięsko wyszła Paula dzięki pierwszej pozycji w drugim przejeździe. Oliwia była druga zachowując pierwsze miejsce w klasyfikacji sezonu, a trzecia Zuzia Grzybowska. W osiemdziesiątkach nie do pokonania okazał się Janek Hinc. Wiem jak pracowity jest to chłopak, i wiem że wygrana w pełni mu się należała. Pojechał znakomicie w drugim biegu i ostatecznie zdobył największą liczbę punktów. Tak szczęśliwego na podium jeszcze go nie widziałem. Brawo Janek.
W klasie Junior trzej muszkieterowie: Maksymilian Pawełczak, Artur Gałuszka i Piotr Kajrys w takiej właśnie kolejności meldowali się na mecie obydwu przejazdów. Startując razem z klasą Open pokazali, że żadnych kompleksów wobec starszych kolegów nie mają. A tam działy się rzeczy wielkie. Pretendentów do podium było kilku jednak klasą dla siebie było dwóch panów: Kuba Barczewski i Maciek Zdunek. To oni cięli się najzajadlej… Kuba szybszy w pierwszym wyścigu Maciek w drugim.
Ale może nie to jest najważniejsze. Największą sensacją było to że Zdunek, zawodnik ponad czterdziestoletni, startujący przecież także w klasie Masters uzyskał najszybszy czas przejazdu jednego okrążenia spośród wszystkich uczestników bartoszyckiej „strefy”. Jak ten facet to robi?
Niemal pełną obsadę maszyny startowej odnotowały klasy MX1B/MX2B i Masters/Masters50+. W MX1B zwyciężył Tomasz Żulewski, w MX2B Bartosz Urbański, w klasie Masters Marcin Polnar a w MX Masters 50+ Artur Siwiński. Niestety najmniej liczną grupą okazali się Amatorzy, z których najszybciej do mety dotarł dwukrotnie niezrzeszony Artur Iskra.
Finał to tradycyjnie rozdanie pucharów, bardzo cennych i atrakcyjnych nagród rzeczowych a wśród nabywców specjalnych biletów rozlosowano wartościowe upominki spośród których najwięcej chętnych czekało na nowiutką, piękną kanapę!
Na pożegnanie wiceprezes klubu Wiraż Darek Szutowicz ściskając mi prawicę powiedział: „:Krzysiek, tylko nie cukruj. Pisz jak było…”. Nie cukrowałem, opisałem to co widziałem a na potwierdzenie mojej pozytywnej oceny zacytuję wpis Marka Gutmańskiego na naszym FB: „No panowie czapki z głów, niedługo jesteśmy z synem w motocrossie bo od połowy poprzedniego sezonu, wcześniej na pitbike’ach ale na tak zorganizowanych zawodach jeszcze nie byliśmy. Aż zazdrość trochę brała, że tylu „dorosłych chłopców” zjednoczyło się i zrobiło kawał dobrej roboty. Na pewno wpadniemy za rok i to koniecznie dzień wcześniej, pozdro!”.
WYNIKI MOTORESULTS SĄ TUTAJ tekst i fot: Krzysztof Hipsz