Wbrew przeciwnościom polski MX czuje się nieźle – PP Oborniki 2020

Czy PZM będzie wstyd? Część środowiska motocrossowego zbulwersowała wiadomość, że decyzją panów z Kazimierzowskiej wysokość nagród ma zostać w tym sezonie obniżona o połowę.

Dobry wujek zamiast samemu wyłożyć na stół kasę (mają ją choćby dzięki stacjom kontroli pojazdów), pozwolił łaskawie zapłacić mniej z klubowego portfela. I oto w Obornikach doszło do sytuacji niezwykłej, niespotykanej i wyjątkowej. W trakcie imprezy na stół w biurze zawodów ktoś położył tysiąc złotych ze słowami „wchodzę do gry”. Pieniądze miał otrzymać zwycięzca klasy Open.

Szok, bo darczyńcą nie był prezes PZM, ani minister sportu, nie był to nawet delegat GKSM, którego znacznie bardziej rajcuje nowa zabawka w postaci ratunkowego quada (czy takie są jego obowiązki regulaminowe?) niż nagrody dla zawodników. Ofiarodawcą okazała się firma SPS Leszno produkująca wózki widłowe.

Brawo, brawo, brawo!!!!! Może ich śladem pójdą kolejni hojni biznesmeni? Zwłaszcza, że jeśli nadal będą produkowane tak znakomite zawody jak te w Obornikach, to naprawdę warto w nie zainwestować. Zwłaszcza, że gdyby nie lokalni samorządowcy i ogromny wysiłek Motoklubu, to ścigania by nie było.

Za dwa tysiące, jakie przeznaczył PZM na Puchar (płatne w dwóch transzach: 80% przed zawodami i 20% po) nawet tojtojek się nie postawi. Na szczęście MX od lat cieszy się ogromną popularnością w mieście, klub działa bardzo prężnie, zawody tu organizowane mają bardzo dobrą renomę, dlatego hossa trwa od ładnych paru lat.

Autorem owej dobrej aury wokół jest także burmistrz Tomasz Szrama, którego w rozmowie dla X-cross (opublikujemy ją we wrześniowym wydaniu magazynu) reprezentował sekretarz gminy Krzysztof Nowacki, miłośnik offroadu, zapalony biegacz. Do Obornik zjechaliśmy we wczesnych godzinach porannych w rocznicową sobotę Bitwy Warszawskiej.

Wzdłuż Drogi Leśnej stały już zaparkowane samochody kibiców, padok pękał w szwach, co chwila rozlegało się gromkie: dzień dobry X-cross!!! Jak za dawnych, bezkoronawirusowych lat. W oczy rzucił się olbrzymi namiot Yamaha SpeedStar Yamaha Racing Team i nieco mniejszy, ale równie profi, Karola Kruszyńskiego. Zewsząd dochodził zapach gotowanego makaronu a z niecki, gdzie mieści się tor dolatywał warkot motocykli.

Trwały właśnie treningi i kwalifikacje. Pierwszy dzień zmagań to zawody m.in. w klasach MX65, w klasie Kobiet i MX Junior. Zacznijmy od pań, bo tym razem maszyna została obsadzona aż przez 15 riderek.

Byliśmy ciekawi kilku kwestii: czy Joasia Miller mimo serii kontuzji nadal jeździ najszybciej w Polsce, czy potwierdzą się bardzo pozytywnie opinie Mirka Kowalskiego o swojej podopiecznej Julce Jarmołkowicz, no i kto będzie tą trzecią, która stanie na pudle? Asia potwierdziła nam, że pojedzie raczej zachowawczo, bo jednak zdrówko jest najważniejsze. I pojechała.

Na ile procent nie wiemy, ale po raz kolejny nie dała szans konkurentkom. Druga na mecie zameldowała się Jarmołkowicz udowadniając, że progres to nie wymysł, a efekt pracy włożonej przez ostatnie miesiące. Na najniższym stopniu podium stanęła Oliwia Wiśniewska. Sześćdziesiątkarze jak zwykle oczarowali publiczność, a czołówka stawki jechała jak starzy offroadowi wyjadacze.

Mało tego, cięli się niczym goście z MXGP, zwłaszcza Zaremba (1) z Psiukiem (2). To był pojedynek na śmierć i życie i gdyby nie charakterystyczne „cienkie” bzykanie motocykli tej małej klasy mogłoby się mieć wrażenie, że koledzy pomykają co najmniej „ćwiartkami”. Mega widowisko i otucha w sercu, że oto nadchodzą następcy aktualnych mistrzów. W końcu przyszedł czas na Juniorów.

Klasa najliczniej obsadzona (28 zawodników), a wśród nich takie nazwiska jak Bandos (1), Zdunek (2), Śniady czy Bukowicz (3). Pojawił się także Wiktor Sobiech, pechowiec minionego sezonu, leczący przez wiele miesięcy bolesne kontuzje. Ale praca z trenerem Danielem Szweminem przyniosła efekty, bowiem Wiktor w tak licznej i doborowej stawce był 7. Trzymamy mocno kciuki, bo to prawdziwy twardziel.

Niejeden na jego miejscu dawno już przesiadłby się na rower, ale nie ten gość. To wojownik. No i Kuba Kowalski, startujący głównie w klasie MX 85, teraz pojechał w Juniorach. Był co prawda 9., ale holeshota zwinął chłopakom sprzed nosa. Słońce wreszcie przestało grzać jak w piecu, powiał lekki wietrzyk.

Część zawodników ruszyła do domów, a ich miejsce zajmowali nowo przybyli, którzy następnego dnia mieli na maszynie odpalać swoje maszyny. My także ruszyliśmy na miejsce postoju. Tym razem był to Marcus, z klimatyzowanymi pokojami, przemiłą obsługą i stekami najlepszymi w Polsce. Takiego kulinarnego majstersztyku dawno nie konsumowaliśmy. Warto spróbować.

Wspólnie z nami degustowała ekipa Motoresults oraz w bezpiecznej odległości kierowca quadowego bombowca. Sen był błogi w ciszy i spokoju. Marcus spełnił nasze oczekiwania w stu procentach. Niedzielny poranek zapowiadał upał gigant. Tym razem na niebie nie było ani jednej chmurki, na szczęście cały czas wiał lekki wietrzyk.

Biuro zawodów działało od wczesnych, nawet baaardzo wczesnych godzin, strażacy przygotowywali swoje wozy bojowe, bowiem zaplanowano regularne zraszanie toru częściej niż w sobotę. Spowodowało to niestety małe opóźnienie, ale lepiej poczekać, niż wylądować w szpitalu. Tego dnia mieliśmy dwa hity: klasę 85 i Open.

Zacięte boje toczyły się także u Mastersów, gdzie rządzili Matuszczak (2) z Wizgierem (1). Natomiast w „osiemdziesiątkach”… Hmmm cóż, sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, tu czekały nas największe zaskoczenia. Po pierwsze nie wygrał tej rundy zdecydowany faworyt Seweryn Gazda. Pierwszy bieg był jego, niestety w drugim wycofał się w trakcie jazdy.

Sytuację wykorzystał Bartosz Jaworski (2,1), bardzo wysoko uplasował się Mikołaj Stasiak (2), trzeci był Mieszko Polnar. Podczas drugiego biegu doszło do poważnie wyglądającej kolizji tuż po starcie, wyścig przerwano, poszkodowanego zawodnika zabrała karetka. Podsumowując… W tej klasie będzie się dużo działo, pretendentów do pudła jest kilku i każdy z nich ma szansę na podium.

Działo się też w klasie królewskiej. Do Open wpisowe wniosło 27 jeźdźców, ale tę partię rozegrała wielka czwórka: Wysocki, Więckowski, Kruszyński, Barczewski. Tomek nie dał sobie w kaszę dmuchać i dość szybko odprawił konkurencję, Maciek Więckowski, offroadowy omnibus z Lublina w ostateczności zajął miejsce 2., trzecie Kruszyński.

Tomek Wysocki: „W pierwszym wyścigu popełniłem błąd na starcie, ale udało mi się wyprzedzić chłopaków, wyjść na prowadzenie i zwyciężyć z bezpieczną przewagą. W drugim skupiłem się bardziej na maszynie startowej, zgarnąłem holeshota i zwyciężyłem również w drugim wyścigu, co dało mi zwycięstwo w klasie MX Open”. Bardzo dobrze, zresztą ku swemu zaskoczeniu, spisał się Konrad Dąbrowski specjalista od enduro.

Na pierwszym zakręcie wysadzony z siodła został Maciek Zdunek, który jednak nadrobił stratę i z końca stawki wylądował na miejscu 7. (w generalce był 5.). Gorzej niestety poszło Karolowi Kędzierskiemu… Gleba w pierwszym wyścigu spowodowała, że w drugim Carlos nie pojawił się na maszynie startowej. Ot i cała obornicka historyja.

fot. Krzysztof Hipsz