Weremień, stolica polskiego CC. Kolejna runda PPP za nami

Prawie dwustu jeźdźców, setki kibiców, mega nagrody i kasa do podziału dla najlepszych. Progres Pucharu Polski Południowej CC w Weremieniu powala z nóg. To znakomita miejscówka na Mistrzostwa Europy: trasy jakich nie ma nigdzie indziej (Bieszczady są tylko jedne), na europejskim poziomie infrastruktura, w pełni profesjonalna organizacja i ogromne wsparcie miejscowych władz na czele z burmistrzem Adamem Snarskim. No i człowiek-orkiestra Marek Zaniewicz (Bieszczady Off Road Team) z przyjaciółmi.

Podroż do Weremienia to z naszej kwatery prawie 400 kilometrów. Czas przejazdu ponad 5 godzin. Na trasie trochę europejskiej dwupasmówki, ale szczęście nie trwało długo, bo zaczęła się powtórka z historii, czyli drogi w peerelowskim stylu. Koleiny, poprzeczne garby, miękkie pobocze i dziesiątki znaków drogowych ostrzegających przed zwierzyną leśną ustawione nawet na… moście.

Gdy zapadł zmrok pojawiły się mgły i to była już prawdziwa Golgota. Zamiast o 23 byliśmy na miejscu godzinę po północy. Właściciele gościnnej agroturystyki „Nad Stawem” byli jednak wyrozumiali. Poranek przepiękny, agroturystyczne śniadanie z agroturystyczną jajecznicą także. Najedzeni, po przejechaniu kilkuset metrów znaleźliśmy się w ukochanej przez nas oazie cross country, w jaką latem zmienia się ośrodek LeskoSki. Zimą narty i wyciągi, latem ostre upalanie po bieszczadzkich łąkach i lasach.

Mimo wczesnej pory przed biurem spora kolejka, restauracyjny grill rozpalony, otwarty nawet mobilny punkt szczepień antycovidowych. Strażacy gotowi, służba medyczna na posterunku, jednym słowem impreza pod pełną parą. Organizatorzy też. Zwijającego się jak w ukropie Marka Zaniewicza udało nam się przechwycić na kilka minut.

Dowiedzieliśmy się, że „na nagrody przeznaczono 18 tysięcy złotych, że główni sponsorzy to Paweł Kowalski, Waldemar Królikowski, Tomasz Babicz i Krzysztof Łodej. Trasa liczy około 8km, czas okrążenia po suchym około 8 minut, po mokrym 9,5 minuty. Obsługa zawodów to 10 osób plus 12 strażaków i 2 „medycznych” z karetką górską. Teren zawodów to grunt prywatny stacji narciarskiej Lesko SKI, prywatne tereny okolicznych mieszkańców i drogi i tereny leśne gminy Lesko.

Przez trzy weekendy trwało łączenie pętli, cztery ostatnie dni to intensywna praca w terenie do późnych godzin nocnych. Tyle na razie. Uciekam”. Na liście zgłoszeń zapisana setka, ale lokalesi na ogół decydują się na start w ostatniej chwili. Tak było i tym razem, bo dobiło ich do listy niemal stu. Dobry wynik. Wśród startujących nasi dobrzy znajomi: Łukasz Piwowarczyk, Dawid Babicz, Kuba Wesołowski, Bogdan Niemiec, Damian Musiał i wielu, wielu innych.

Pojawił się także Łukasz Kurowski i dwie zakręcone na punkcie CC dziewczyny: Wiktora Tumulec i Kamila Sadowska. Listę zawodników uzupełniły dzieciaki na najmniejszych crossowych sprzętach (50 i 65ccm), dla których zorganizowano specjalny wyścig po łące. Zrobił furorę. Ale oczywiście clou niedzieli stanowiły zmagania nieco starszych upalaczy. Trasa tegorocznej edycji PPP CC została odwrócona w stosunku do ubiegłorocznej.

Nie zmieniło to jednak faktu, że łatwo nie było, zwłaszcza na odcinkach leśnych, gdzie zalegało błoto, strome podjazdy i zjazdy oraz kamienisty potok. To one decydowały o ostatecznym wyniku. Nie wszędzie mogli dotrzeć kibice, jednak znaleźli takie miejsce, gdzie zameldowało się ich rzeczywiście sporo. Jak choćby na leśnej skarpie w pobliżu ośrodka. Mieli co oglądać zwłaszcza, że zawodnicy mieli do wyboru trzy możliwości, aby pokonać bardzo trudny podjazd.

Takiego widowiska nie dostarczyłby koncert nawet największych gwiazd. Bo delikwent grzązł w błotnym rozlewisku, albo zsuwał się z wąskiego podjazdu, albo lądował w pułapce korzeni drzew. Ale doping, oklaski a często aktywna pomoc kibiców podnosiły poziom adrenaliny, dzięki czemu niemożliwe stawało się możliwe. To tam właśnie spotkaliśmy dwie bardzo popularne (również w mediach) warszawskie policjantki – bliźniaczki Gabrielę i Dominikę Putyra, zaproszone specjalnie na bieszczadzkie zawody. Taki smaczek.

Głębszy oddech riderzy mogli zaczerpnąć podczas jazdy po łąkach, aby po kilku minutach znowu zmierzyć się z dziką naturą. Dość silny opad deszczu nieco pomieszał szyki uczestnikom startującym w ostatnim rzucie. Łukasz Piwowarczyk (OKSM EnduroRana): „Organizator przygotował fajne zawody, trasa bardzo endurowa z elementami hard, 80% przebiegało po lesie, co w Polsce jest rzadkością.

Przed drugim biegiem na kółku zapoznawczym polał deszczyk i już wiedziałem, że będzie ciężko z trakcją. No i nie myliłem się, haha. Lecz z kółka na kółko było coraz lepiej, i cało i zdrowo przekroczyłem linię mety na 8. pozycji w klasie Expert! Teraz przerwa i widzimy się na kolejnej rundzie MX w Przybyszowym! Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają!”.

Półtoragodzinna jazda odcisnęła swoje piętno na uczestnikach imprezy niezbyt mocno. Widać kondycyjnie byli zdecydowanie lepiej przygotowani niż w ubiegłym roku, kiedy to po przekroczeniu linii mety niejeden padał na glebę bez sił. Do końca jechały także dziewczyny, co prawda tylko dwie, ale miejmy nadzieję, że następnym razem obsada klasy Kobiety będzie bardziej liczna.

Zwyciężczyni w swojej klasie Wiktoria Tumulec (TK Motors Team): „Zawody w Lesku to dla mnie ogromne wyzwanie, ponieważ to był mój pierwszy raz na takim terenie. Nigdy dotąd w Bieszczadach motocyklem nawet nie jeździłam. Nie byłam pewna czy powinnam startować, ponieważ wiele osób sugerowało mi, abym odpuściła, ale zaryzykowałam. Bardzo dziękuję mojemu wujkowi, że zawiózł mnie na wyścig, rodzicom za pomoc i dofinansowanie oraz mojemu chłopakowi za transport motocykla.

Odnośnie motocykla – jedynie go trochę obniżyłam, praktycznie wszystko zostało seryjne. Trasa była wymagająca, bardzo dużo ostrych, ciasnych zakrętów, kilka stromych zjazdów i podjazdów, na całej długości mnóstwo kolein, kamieni, korzeni. Błoto też nie ułatwiało jazdy, opony błyskawicznie się obklejały i utrudniały sterowanie motocyklem. Trasa dobrze wytyczona i oznaczona. Organizacja na najwyższym poziomie. Myślę, że jeśli będzie możliwość wystartuję tu ponownie”.

Jak należało się spodziewać największe emocje towarzyszyły wyścigom klas najmocniejszych, w których pojawiło się kilku topowych riderów. Zwycięstwo mogło paść łupem tylko jednego zawodnika Łukasza Kurowskiego. O pozostałe miejsca na podium toczyła się zażarta walka do końca.

Trzecie zdobył Dawid Babicz (KS Rega MX team): „Trasa super, bardzo urozmaicona, bez przesadnych długich prostych i niebezpiecznych odcinków. Zdecydowanie najbardziej w pamięci utkwił mi zjazd do łąki na stoku z ogromną ilością dziur. Mogłem jechać na tyle szybko, na ile odwaga mi pozwoliła, bo tylny zawias od DMS Racing oraz przedni od Wysocki Suspension sprawdziły się na medal. Startowałem na treningowym KTM i może dlatego czułem brak mocy na szybszych odcinkach. Tłumik jak i kolanko Akrapovic, opony na przodzie Michelin Enduro 90/90, a tył Metzeler 6 Days 140/80. Obydwie odwrócone, gdyż były lekko podjechane po treningach”.

Ostatni obrazek to dziesiątki kibiców oklaskujących dekorowanych zwycięzców. Kolejny rzadki widok na rodzimych imprezach. Ale w Weremieniu wszystko było wyjątkowe.

fot. Krzysztof Hipsz