Wspaniałe pożegnanie z finałami EMX 65 i 85cm w Loket i punkty Stasiaka

Pierwszy dzień podczas czeskiego Grand Prix upłynął pod znakiem ciemnych chmur wiszących nad torem od południa i prawdziwej huśtawki w aż kilku klasach.

Aura bardziej straszyła niż zmoczyła i dzięki temu tor nie był ani zbyt śliski ani za mokry. Ale faworyci zarówno w klasie MX2 jak i w EMX 300, 65 i 85cm musieli albo przełknąć gorzką pigułkę niepowodzenia, albo odrabiać spore straty. My bacznie obserwowaliśmy poczynania trójki polskich zawodników: Wysockiego, Stasiaka i Kajrysa.

EMX 300

Jako pierwsi wyjechali na tor po punkty dwutaktowcy z klasy EMX300. Oglądając te wyścigi nieustannie zadaję sobie pytanie, dlaczego nie ma w nich Polaków? Czy jesteśmy za biedni, za wygodni, czy wychodzimy z założenia, że to „mało ważna” rywalizacja, która nie daje odpowiedniego prestiżu? Przyglądając się jak to wygląda już po raz któryś (średnio co 2 lata) w czeskim Grand Prix, nasuwa się oczywisty wniosek, że jednak da się. Da się wystawić swoich zawodników, da się przeżyć piękne emocje i da się spowodować, by publiczność chętnie przyszła dopingować swoich reprezentantów.

Tacy znani z Mistrzostw Czech riderzy jak Marek Sukup, Vaclav Kovar czy Petr Bartoś na co dzień ścigają się w MX1 na czterosuwie, ale też będąc zmuszeni liczyć się z kosztami (300EUR to przecież nie 1000EUR) skwapliwie korzystają z możliwości pokazania się przed własną publicznością. I to w coraz większej liczbie. Nie ma tam jednak przypadku. Wcześniej, na rundach MMĆR występ swoich najlepszych zawodników jest ogłaszany, zawodnicy sami zapraszają i zachęcają do wsparcia z trybun, bo przecież właśnie tak to powinno wyglądać. Po pierwszym wyścigu EMX300 widok był następujący: wygrał Niemiec Dennis Ullrich (mistrz ADAC 2017), przed Mike Krasem. Ale miejsca 4-7 zajęli właśnie czescy gospodarze. Był powód do zadowolenia? Jasne że był! Warto było zaplanować i wystartować. Gdzie jak nie u siebie warto wziąć udział w tym największym dorocznym święcie MX w tej części Europy? Niedziela jeszcze bardziej utwierdziła Czechów w tych przekonaniach, gdyż znakomity i szybki Vaclav Kovar pokazał, że można liczyć się i w krajowej rywalizacji w MX1, jak i w międzynarodowej rywalizacji o ME.

Rider ten (z brodą a’la Bin Laden) zdobył swoje kolejne, trzecie już podium w Grand Prix, gdyż wywalczył świetne trzecie miejsce (wygrał Kras przed Ullrichem). Ładnie też pokazał się Marek Sukup (dwukrotnie czwarty i tuż za podium). Czeska czwórka i w wyścigach i w generalce lokowała się w TOP 10, pokazując, że warto było. Dali oni swoim kibicom wiele radości, a sami na pewno mają teraz dodatkowego „kopa”, bo przecież oglądało ich wiele tysięcy z różnych krajów. Nie każdy chce i może aspirować od razu do MŚ, bo to zdecydowanie najwyższa i najdroższa półka. Ale klasa EMX300 jest świetną alternatywą dla tych, którzy mają już umiejętności i doświadczenie, a chcą się zaprezentować widzom i sponsorom w jak największej imprezie. Szkoda, że nikt z Polaków nie chce w niej startować.

MX2

W wyścigu kwalifikacyjnym MX2 doszło do niemałej niespodzianki, gdy po starcie zaskoczeni widzowie zobaczyli błąd Jonassa i dalekie miejsce Jorge Prado. Łotysza zawinęło (tył) przy linii holeshota i… natychmiast pozostał w tyle za dodającą gazu całą grupą. Super Duo rozpoczęło gorzej niż źle, ale za to liczni czescy ale i słowaccy kibice mieli powody do radości, gdyż ich pupile (Richard Śikyna, Martin Krć, Kuba Teresak i Petr Polak) wystartowali wręcz znakomicie! Jeszcze większym zaskoczeniem było trzeci miejsce po starcie powracającego po urazie Stephena Rubiniego. Francuz, który jest miłośnikiem koni i przyrody zasuwał jakby mu się paliło pod kołami. Dopiero w końcówce stracił swoje 3. miejsce na rzecz Watsona i Sterrego. A kto wypadł najlepiej? Łamacz dominacji dwójki z KTM- czyli Thomas Covington. Prowadził od startu do mety i ponownie pokazał, że chce być na topie. Drugi był młodziutki Jago Geerts. Prado dopiero 10-ty, a Jonass…16-ty! Coś tam chyba nie trybi jak należy…

Nieźle wypadli dobrze nam znani z ADAC czy MMĆR Martin Krć i zwłaszcza Richard Śikyna. Mieli nadspodziewanie dobre starty (obaj w pierwszej dziesiątce!) i choć Krć potem zaliczył glebę i zajął odległe miejsce, to Śikyna pozostawił bardzo dobre wrażenie i ciekawe było, czy utrzyma taką dyspozycję w niedzielę.

Tomek Wysocki

Wyścig kwalifikacyjny MXGP był również niespodzianką, głównie dla nas, bo oto Wysocki po starcie jechał wysoko jak nigdy. Zajmował miejsce w drugiej 10-tce, wyprzedził Leoka i długo utrzymywał się na 18 pozycji. Dopiero w końcówce „oddał” mu Leok i wyprzedził Tomka jeszcze Tixier. Zapachniało punktami. Brylowała Wielka Trójka: Cairoli, Herlings, Gajser.

EMX 65

Nasi dwaj mali rycerze Mikołaj herbu Stasiak i Piotr herbu Kajrys musieli stawić czoła dwóm groźnym przeciwnikom: stresowi (był to ich debiut w EMX) i pełnej maszynie startowej – trzydziestu ośmiu rywalom z całej Europy. Zapytany przed wyścigami finałowymi o realne szanse trener kadry młodych juniorów Marcin Wójcik orzekł, że będzie dobrze, jak któryś z naszych zdobędzie jakieś punkty. Bo przecież dla obydwu była to pierwsza konfrontacja na tak wysokim szczeblu, dlatego nie należało oczekiwać znaczącego wyniku. Poza tym strefa North East też do najmocniejszych nie należy. Łatwo się mówi o punktach – trudniej się je zdobywa. Kluczowy był w Loket start. Pierwszy bieg klasy 65cm rozpoczął się od prowadzenia mniej znanego w naszej części Europy Brando Rispoliego z Włoch. Ten uroczy chłopczyk został zwycięzcą swojej strefy eliminacyjnej (South West) mimo, że nie uczestniczył w ostatniej rundzie eliminacji. Wcześniej zdobył dwa dublety i na finał przyjechał w roli jednego z faworytów, ale wszyscy spodziewali się, że jednak to przedstawiciele najsilniejszej strefy (North West) będą faworytami. I wyścig z biegiem czasu jakby to potwierdzał, gdyż Rispoli na skutek błędu w połowie biegu spadł aż na 8. pozycję, a na prowadzenie wyszedł Damien Knuiman, a więc jeden z przewidywanych kandydatów do podium.

EMX65

Młody Holender jechał bezbłędnie i wygrał pierwszy finał! Drugi był niespodziewanie Słoweniec, podopieczny Bogomira Gajsera- Jaka Peklaj. Zawodnik ten również nie startował w ostatniej rundzie strefy, ale w dwóch poprzednich zawodach zajmował świetne, drugie miejsca (4 wyścigi na 2. miejscu) jadąc bardzo równo, za Rispolim. Tak więc nie było tu przypadku. Tak samo z Knuimanem, bo ten w strefie był trzecim najlepszym. W dodatku Knuiman miał za sobą bardzo dobre zaplecze w postaci zdobytego w Loket w ub. roku wicemistrzostwa Europy. Przyjechał więc jako „otrzaskany””w tej rywalizacji rider. Trzeci na mecie był Duńczyk Madsen, który zakwalifikował się dopiero z 9. miejsca w strefie. A dwaj biało-czerwoni? Piotrek i Mikołaj nie rozpoczęli niestety za dobrze, bo ok. 30 miejsca, ale najpierw Mikołaj musiał zwolnić po niezłym starcie z powodu leżącego przed nim ridera. Chwilę potem jechali jeden za drugim, ale potem ich role rozdzieliły się. Stasiak zaczął piąć się w górę i wyprzedzać rywali, a Piotrek niestety tracił. Ostatecznie Miko zdobył 25. miejsce, Piotrek 34. Rispoli za wszelka cenę chciał nadrobić stratę i ostatecznie wyrwał jeszcze 5. miejsce. Miało to swoje skutki…

Brando Rispoli

Niedzielny finał odbywał się w kompletnie innych warunkach, ponieważ w nocy mieliśmy obfity deszcz, który tak pięknie nawodnił tor. Małe kółka motorków z najniższej klasy szybko ubrały się w zacne błotko, zaś sami mali wojownicy mieli spore kłopoty – zwłaszcza na stromych podjazdach i zjazdach, których przecież w Loket nie brakuje. Jedynym plusem było rozjeżdżenie toru przez klasy najwyższe, na porannym warm up-ie. Widok przed drugimi finałami EMX przypominał profesjonalne zaplecze wyścigowe: zapasowe koła ze świeżutkimi oponami (by je zmienić a nie czyścić i by rider miał jak najlepszą przyczepność po starcie) oraz pokrowce termiczne na oponach. Tak pracuje i działa Europa. Start drugiego biegu świetnie rozpoczął… Rispoli! W duecie ze swym rodakiem Gasparim. Zapowiadał się więc „włoski wyścig” tym bardziej, że nienajlepiej wystartowali przedstawiciele strefy północno-zachodniej. Dramat przeżył Jaka Peklaj, który został zablokowany i zastopowany na pierwszym zakręcie i nie umiał odpalić motocykla. Odpadł więc z miejsca jeden z faworytów do podium. Słabe starty miała jedyna dziewczyna, świetnie przecież jeżdżąca Lotte Van Drunen. A jak ruszyli nasi dwaj reprezentanci? Po raz drugi nie był to start udany (przy czym Piotrek sporo lepiej wystartował), w dodatku u Mikołaja pojawiły się problemy z hamulcem przednim. Wprawdzie pod koniec pierwszego okrążenia obydwaj Polacy byli o parę oczek wyżej niż w sobotnim wyścigu, ale nadal było daleko od strefy punktowanej. Dalej była powtórka z soboty- obaj najpierw jechali razem, ale potem Miko rozpoczął wspinaczkę w górę stawki, zaś Piotrek tracił pozycje. Miko chyba poczuł sportową złość ze sporą domieszką ambicji, bo bardzo chciał zdobyć choćby upragniony punkt. Wierzył, że stać go na wynik w najlepszej 20-tce. I ta pogoń przyniosła sukces! Około połowy wyścigu uporał się z czterema rywalami, na sam koniec wyprzedził jeszcze Rosjanina Rybakova i…zainkasował swoje pierwsze 2 punkty za 19-te miejsce w finałach EMX! Piotrek Kajrys był ostatecznie 35. i zapewne taki wynik go nie satysfakcjonuje. Zwycięzcą drugiego wyścigu został więc nieoczekiwanie Włoch Brando Rispoli, przed rodakiem Gasparim i Duńczykiem Madsenem.

Czwarty był Jan Janout, najlepszy z Czechów, który przygotowywał się inaczej niż reszta- mianowicie, startował nie w swojej, lecz w Południowo-Zachodniej strefie, właśnie z Rispolim, Włochami i Hiszpanami. Na mecie była najpierw niepewność (kto zostanie mistrzem???!) a chwilę potem radość, bo cała obsada podium zmieściła się w zaledwie jednym punkcie różnicy! Rispolemu opłaciła się walka do upadłego w sobotę. Zwyciężył finał o ten jeden jedyny punkt przed Madsenem, zaś Knuiman sobotnią wiktorią i 6. miejscem zapewnił sobie drugie z rzędu podium w ME klasy 65cm i tym razem 3. miejsce. Srebro poszło w ręce najrówniej jadącego Madsena (dwukrotnie 3 miejsce). Za sceną, przed dekoracją dzieciaki dały upust wszystkim emocjom, jakie się w nich kumulowały. Były łzy radości, były okrzyki radości. Rodzice przeszczęśliwi, też odetchnęli z ulgą. Parę matek jeszcze przed wyścigami przeżegnało się, jedna w pit lane modliła się z ukrycia za swoje dziecko… Było tam mnóstwo emocji i nerwów, ale poza jednym, zniesionym na noszach zawodnikiem nic złego się nie stało nikomu. Największym pechowcem był z pewnością Jaka Peklaj, bo drugim wyścigiem pogrzebał wszelkie szanse na podium. A zatem Miko Stasiak zrealizował założenia i powiedzmy „plan minimum”. Jego wynik jest mniej więcej odbiciem jakości jaką prezentuje w MP, ale jednocześnie jest to odbicie jakości ze „średniej” polskiego MX z krajowych zawodów na tle Europy.

Piotrek Kajrys

Piotrek wypadł nieco słabiej, ale na pewno dałby radę zmieścić się spokojnie parę oczek wyżej. Nieuchronne jest porównanie z Maksem Chwalikiem, ale przed dwoma laty, gdy też dopiero zaczynał i poszło mu nawet gorzej, też musiał przejść chrzest bojowy z najlepszymi. Pamiętacie co było już rok później? Po wykonaniu solidnej pracy z dobrym trenerem i zaangażowaniu całej rodziny okazało się, że można już było nawet walczyć o podium! Oby i następcy Maksa poszli podobną drogą, bo póki co możemy coś zwojować w Europie wyłącznie w tych najmniejszych klasach. Jak podsumowali występ Miko Stasiak i jego mama? Miko: Po pierwszym wyścigu był lekki niedosyt. Tor mi się podobał, dobrze się na nim czułem. Pierwszy wyścig był od razu po zjechaniu zawodników MXGP, którzy swą jazdą zmienili bardzo ślady na torze. W sumie stan toru bardzo się nie pogorszył, dla mnie było nawet lepiej niż w kwalifikacjach. Pierwszy raz startowałem z kratki, ale start w pierwszym biegu był bardzo udany. Problem pojawił się chwilę później, jak musiałem ostro przyhamować i zatrzymać jazdę z powodu wywrotki innego zawodnika. Po chwili zrobił się kocioł na stromym podjeździe. Myślałem, że będę musiał zjechać na dół, ale zredukowałem bieg do jedynki i udało mi się ruszyć z miejsca. Potem starałem się podganiać, ale nie udało mi się dogonić zawodników, z którymi miałem szansę wygrać. Jechało mi się dobrze, ale nie byłem zadowolony z wyniku. Na drugi dzień czułem się pewniej, planowałem, że spróbuję skoczyć jeden skok, jeśli udałoby mi się dobrze najechać. Niestety zaliczyłem bardzo słaby start i wtedy myślałem już tylko, aby przeciskać się jak najszybciej do przodu. Miałem zblokowany częściowo hamulec i bałem się zaryzykować większe skoki. Bardzo się wkurzyłem i chciałem jak najwięcej zawodników pokonać w pierwszym zakręcie, udało mi się w pierwszym okrążeniu wyprzedzić kilku, z 33 miejsca wskoczyłem na 26. Dodało mi to jakiejś mocy i nie poddawałem się, tylko jechałem coraz szybciej i w zakrętach wyprzedzałem kolejnych. Jechało mi się bardzo dobrze, hamulec działał i okazało się, że dojechałem jako dziewiętnasty. Byłem zadowolony z wyścigu, ale wiem, że zawsze mogło być lepiej. 

Mikołaj Stasiak

Paulina Stasiak: Mama tradycyjnie nie oglądała drugiego wyścigu „na żywo”. Śledziłam jedynie wyniki online i szczerze się zmartwiłam, że ten start tak słabo poszedł i był w samej końcówce. Cieszyłam się jednak z każdym kolejnym okrążeniem, bo Miko ładnie wspinał się coraz wyżej i każde okrążenie to czas lepszy o kilka sekund. Przyjemnie było to oglądać, a relację dopełnili goście z Polski, którzy opowiedzieli mi, jak dzielnie Miko sprężał się na torze. Najważniejsze, że się nie poddał i spróbował zawalczyć, jak widać, opłaciło się próbować do końca. I dla mnie najważniejsze – dojechał cały i zdrowy, i nawet z lekkim uśmiechem. Wspaniała przygoda i cenne doświadczenie, impreza ta uświadomiła nam jednak, że jeszcze sporo pracy i wysiłku (nie tylko zawodnika…) trzeba włożyć, żeby zahaczyć się o pierwszą dziesiątkę najlepszych riderów. Ale Miko ma postanowienie, żeby jeszcze kiedyś zakwalifikować się na zawody tej rangi. A my rodzice, w miarę możliwości, będziemy go w tym postanowieniu wspierać.

EMX 85cm

Tutaj również mieliśmy ostry bój do ostatniego tchu. Faworyci tym razem pochodzili głównie z Holandii i Belgii i to pomiędzy nimi spodziewano się podziału medali. Był jednak ktoś, kto popsuł im tę rywalizacje i… wywiózł złoto! To Camden Mc Lellan, dobrze Wam znany z naszych łamów, za sprawą X-crossowych relacji z zawodów ADAC. Reprezentujący RPA, ale startujący z licencją niemiecką młody rider pokazał, że jest nie tylko równorzędnym rywalem dla znakomitej dwójki Kayów z Holandii, ale potrafi udźwignąć presję i rozegrać najważniejsze wyścig od A do Z na swoją korzyść. Drugą personą, która też ma podobne cechy, a w dodatku idzie w ślady słynnego ojca był Liam Everts. Uczeń póki co doskonale naśladuje ojca.

Kay Karssemakers

Wyścigi miały dramatyczny przebieg. Oto w pierwszym przejeździe niesłychanej rzeczy dokonał Kay de Wolf, który miał fatalny start i pod koniec pierwszego kółka był dopiero pod koniec trzeciej dziesiątki. Zaprawiony w najtrudniejszych bojach Holender udowodnił jednak swoją najwyższą wartość, poprzez znakomity popis jazdy. Wyścig najlepiej rozpoczął Kay ale Karssemakers, jednak popełnił błędy (przyznał później, że to stres i chęć jak najlepszego wyniku) i spadł niespodziewanie aż w okolice 10. miejsca! Prowadził ku zaskoczeniu wszystkich Hiszpan Sanchez Garcia. Wspaniale jednak radził sobie Mc Lellan. Wprawdzie i on nieudanie wystartował (ok. 10 miejsca) ale później było tak wspaniale, że lepiej się nie dało i faktycznie – Camden niespodziewanie wygrał sobotni wyścig! „Przejażdżka” z 8. miejsca na pierwsze zajęła mu raptem 6 okrążeń. Genialna jazda! A co tam z dwoma Kayami? Ano musieli zadowolić się gorszymi miejscami i…tradycyjnie przyjechali jeden za drugim (Karssemakers był 5. a de Wolf 6.). Niespodzianka stała się więc faktem, zaś holenderskie wakaty na czołowych miejscach obsadzili: najrówniej jadący cały wyścig młody Everts i zaskoczenie- Hiszpan Sanchez Garcia.

Everts&Everts

Niedziela miała dać odpowiedź na pytanie kto tu komu dołoży i odegra się za sobotę, biorąc podium. Obaj Holendrzy o tym samym imieniu zapowiadali „zemstę”, ale wiedzieli, że mają już nie jednego (Everts), ale dwóch groźnych rywali (doszedł Mc Lellan). Rywalizujący zawzięcie pomiędzy sobą Kayowie musieli więc jeszcze patrzeć na paru innych, by nie stracić swojej szansy. Ta czujność wraz z ich jakością przyniosła świetny efekt po starcie w niedzielny ranek, gdy tuż przed godz. 10:00 wyskoczyli z bramek startowych. Prowadzenie błyskawicznie objął de Wolf, drugi był ku zdziwieniu wielu Włoch Lata, ale już trzeci jechał Karssemakers. Prawdopodobieństwo, że to będzie holenderski wyścig było bardzo duże, bo Lata szybko spadł o kilka miejsc i na czele jechał super duet pomarańczowych Kayów. De Wolf szybko odjeżdżał, uskrzydlony prowadzeniem, myśląc głównie o tym, który przyjedzie Mc Lellan, bo strata z soboty była przecież spora. I właśnie na nieszczęście de Wolfa już na 3. kółku na trzecim miejscu był Mc Lellan. Mało tego – na domiar złego dla obu Holendrów- wkrótce potem chłopak z RPA wyprzedził jeszcze Karssemakersa i tak pociągnął aż do mety. Wygrał więc de Wolf, ale nieudana sobota zaważyła na tym, że tym najrówniejszym okazał się świetny Mc Lellan i to on został mistrzem Europy! Kwestia 3. miejsca okazała się jeszcze bardziej zawiła, bo w trakcie wyścigu włączył się do rywalizacji o nie Liam Everts. Ależ tam się zmieniało! Po starcie syn legendy był dopiero w okolicy 10 miejsca i wydawało się, że jest „po zawodach”. Nic bardziej mylnego… Stefan Everts nie takie rzeczy przechodził i na pewno musiał nauczyć syna, by nigdy, pod żadnym pozorem nie odpuszczał, ani nie przegrywał w głowie wyścigu. Dopóki jazda trwa- wszystko może się jeszcze wydarzyć. I tak się stało!

Sukcesywnie do przodu, świetnie technicznie i z opanowaną głową młody Everts gubił rywali aż na 2 kółka przed końcem doszedł do jadącej na 4. miejscu czeskiej nadziei na sukcesy w EMX- Radka Vetrovskiego. Radek robił co umiał, ale na Evertsa okazało się to za mało i w efekcie Liam dojechał jako czwarty. A wobec słabej holenderskiej soboty – został trzecim riderem Europy w klasie 85cm! Mistrzem został zasłużenie Mc Lellan, srebro wyszarpał znakomitym drugim biegiem de Wolf, a niepocieszony Karssemakers musiał zadowolić się „bramborowym pucharem”, czyli 4. miejscem, jak to mawiają Czesi. Było to o tyle smutniejsze dla sympatycznego Kaya, że jak pamiętamy – w roku ubiegłym tytułów nie przyznano w tej klasie, wobec śmiertelnego wypadku w trakcie pierwszego biegu, w którym zginął Mołdawianin. Druga szansa na medal znowu więc przepadła. Nie zmienia to jednak faktu, że Holendrzy stanowią główną siłę w Europie w tej klasie (w TOP 10 było ich trzech).

Finały EMX 65 i 85cm żegnają się z Loket. Przyszłoroczna edycja odbędzie się na kompletnie innym, całkiem płaskim torze w szwajcarskim Frauenfeld. O okolicznościach z tym związanych i o tym co powiedział w tej kwestii Stefan Everts, a także o przebiegu wyścigów MX2 i MXGP przeczytacie w najbliższym wydaniu magazynu X-cross.

fot. Alek Skoczek