Wybuchowy SuperSprint Enduro w Pionkach. Takich imprez chcemy!

Tego w Polsce chyba jeszcze nie było: endurosprint niemal w centrum miasta. Jednak nie jakieś uliczne kryterium, ale najprawdziwsza kilkukilometrowa endurowa pętla. Takie możliwości w Pionkach odkryli klubowicze z kozienickiego KKM, którzy wyzwań się nie boją. Przekonaliśmy się o tym parokrotnie uczestnicząc w imprezach przez nich organizowanych.

Tym razem jednak wyzwanie było znacznie poważniejsze, bowiem dzięki przychylności miejscowych władz do dyspozycji oddano im część terenów po nieistniejących zakładach Pronit, położonych na obrzeżach miasta.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w rzeczonej fabryce przez wiele lat produkowano m.in. materiały wybuchowe w tym nitroglicerynę. Dzisiaj to kompletna ruina, dziesiątki zdewastowanych budynków rozsianych na obszarze około 50 hektarów, 30 kilometrów pokrytych rdzą torów kolejowych, tunele do testowych detonacji, a wszystko w gęstym lesie kryjącym być może jeszcze niejedną tajemnicę. Wystarczyło pokonać kilkanaście metrów, aby znaleźć się w świecie przypominającym scenografię z niejednego filmu science fiction.

W takich właśnie okolicznościach przyrody odbyła się II Runda Mistrzostw Okręgu Warszawskiego w Supersprincie Enduro. Jak to się stało, że wybór padł na Pronit? Szlaki przetarli… biegacze, dla których zorganizowano tam właśnie charytatywny bieg terenowy. Gdy usłyszał o tym prezes Piotrek Faustman natychmiast w jego głowie zrodził się pomysł zorganizowania zawodów enduro.

Wystarczyła krótka wizyta w Urzędzie Gminy, by zgodę uzyskać i wziąć się do roboty. Nikt jednak się nie spodziewał, że czeka ich przygoda żywcem wzięta z kambodżańskiej dżungli. Karczowanie, wycinki, oznaczanie odblaskową farbą niebezpiecznych kamieni czy korzeni trwały kilkanaście dni, by móc wytyczyć bezpieczną i przejezdną trasę.

A że wkroczyli na teren niemal dziewiczy, nieraz błądzili, bo stracić orientację było dość łatwo. Tak powstała trasa wymagająca, z całą masą zakrętów, dość wąska prowadząca wśród takich chaszczy, że jazdy na skróty lepiej nie ryzykować. Po drodze do pokonania wąwozy, strome zjazdy i podjazdy i ruiny hal produkcyjnych. Czasem ślisko, czasem grząsko, a czasem piaszczyście – do wyboru, do koloru.

I w końcu nadszedł oczekiwany niedzielny poranek. Co prawda wszyscy z niepokojem czytali kolejne komunikaty pogodowe, na szczęście szalejące w kraju ulewy ominęły Pionki i nic nie zakłóciło przebiegu zawodów. Pojawiła się blisko setka jeźdźców od najmłodszych startujących w klasie Junior 65 przez Juniorów 85, Juniorów, Licencję, Hobby E1/E2/E3, a na Mastersach skończywszy.

Wśród nich tacy topowi riderzy jak Dawid Łyżwa czy Maksymilian Ciosek. A że padok zlokalizowano przy deptaku prowadzącym nad jezioro, nic więc dziwnego, że wędrujący na plażę mieszkańcy miasta z zainteresowaniem przyglądali się przygotowaniom do startu. Wiele osób wręcz zrezygnowało ze swoich wcześniejszych planów, by przyjrzeć się zmaganiom startujących już bezpośrednio na trasie. Trzeba przyznać, że był to znakomity zabieg marketingowy.

Zgodnie z harmonogramem o godzinie 10.30 wystartowała pierwsza grupa zawodników. Krótka dojazdówka do pierwszego punktu pomiaru czasu, by przez dwie godziny walczyć ze sobą, z rywalami, z terenem i czasami z własnym moto. Przejazd wymagał maksymalnej koncentracji, dobrej techniki i gotowości na nagłe zmiany podłoża. W wielu miejscach można było spotkać grupki kibiców głośno dopingujących nie tylko swoich faworytów.

Niesamowite wrażenie robił przejazd przez krótkie, ale poprowadzone pod kątem tunele. Najpierw rozlegał się zwielokrotniony echem ryk silnika, potem pojawiał się snop światła z reflektora, by w końcu ukazał się sam jeździec. Jedynie „elektryk” pojawił się jak duch. Materiał filmowy niewyjęty. Z kolei wąwóz nie był może „hardkorowy”, ale wymagał opanowania balansu ciałem, zdecydowania i… dobrej prędkości. O tym, że komuś coś poszło nie tak świadczyło błoto oblepiające motocykl i kask ridera. Na szczęście nie było ich zbyt wielu.

Kolejny plus imprezy to prawdziwie rodzinna atmosfera, bez spiny na wyniki. Oczywiście wjazd na podium ma znaczenie, ale nie bez znaczenia jest i to, że wszyscy szczęśliwie dotarli do mety. Mam nadzieję, że miejscowy samorząd pozwoli powtórzyć zawody za rok. Warto! (tekst i foto: Krzysztof Hipsz)

Wyniki: http://www.wynikizawodow.pl