Wyścigi sidecarów na światowym poziomie, a na europejskim quadów.

Zawiodła tylko pogoda… Czwarta „gdańska” edycja Mistrzostw Świata Sidecar i Mistrzostwa Europy Quadcross okazała się sukcesem pod każdym względem ale była także przyczynkiem do kilku refleksji o czym w dalszej części.

Tor w Gdańsku znają chyba wszyscy bo miejsce, gdzie rozgrywane są najważniejsze zawody krajowe, ale także międzynarodowe. Tu właśnie oglądaliśmy m.in. zmagania najlepszych zawodników MXoEN i już czterokrotnie sidecarów co jest o tyle ciekawe, że sami w tej dyscyplinie nie mamy żadnego reprezentanta, choć w latach 50-tych wyścigi motocykli z wózkami były dość popularne.

To chyba najlepszy dowód, że FIM po raz kolejny docenił nasze możliwości organizacyjne. Zadanie dla Gdańskiego Auto Moto Klubu o tyle trudne, że w przeciwieństwie na przykład do MXGP nie mogą liczyć na sponsoring choćby ze strony producentów motocykli. Sprzęty na jakich jeżdżą sidecarowcy to głównie „samodziały” składane w prywatnych garażach i warsztatach, opony także są specyficzne. A jednak udało się imprezę zorganizować przy znaczącym wsparciu Ministerstwa Sportu i Turystyki, władz samorządowych i kilkunastu firm za co ogromne dzięki. Zapyta ktoś: a po co nam sidecary skoro nikt u nas na nich się nie ściga…

Moim zdaniem powody są dwa: po pierwsze rywalizacja tych pojazdów na torze to wspaniałe, zapierające dech w piersiach widowisko, po drugie sprawdzian naszych, polskich możliwości organizacyjnych i logistycznych co być  może, kto wie, otworzy nam furtkę do organizacji MXGP? Zwłaszcza, że podobno przymiarki do Mistrzostw Świata w Motocrossie made in Poland już się rozpoczęły. Obecni na zawodach ważni notable z FIM bacznie wszystkiemu się przyglądali i w prywatnej rozmowie wyrażali się z uznaniem dla całego polskiego staffu.

Marian Zupa (prezes GAMK): „Gdy po raz pierwszy w roku 2009 zorganizowaliśmy Mistrzostwa Świata Sidecarów  co prawda kibiców nie było zbyt wielu ale ci co przyszli, na nadmiar emocji nie narzekali, bo takich ekwilibrystycznych popisów dawno nie doświadczyli. Nic dziwnego, że dwa lata później zawody oglądało już około 10 000 widzów. Fama poszła w świat zwłaszcza, że sidecary w Europie od dawna cieszą się ogromną popularnością.

A dlaczego u nas? FIM zauważył, ze wielokrotnie sprawdziliśmy się w realizacji imprez międzynarodowych, zaufał nam i zapewne także zaryzykował. Efekt? Sidecary jeżdżą na naszym torze w tym roku po raz czwarty. Ważna była tez opinia zawodników którzy uznali, ze nasz obiekt jest dla nich najlepszy na naszym kontynencie. Przyznam też, że zawody rangi światowej robi się łatwiej niż nasze, krajowe choćby ze względu na dyscyplinę riderów i osób im towarzyszących. Na torze są tylko zawodnicy, pozostali stoją za siatką dopingując swoich podopiecznych.

Niby drobiazg, ale jakże ważny. Po drugie zdyscyplinowani kibice przyjeżdżający z wielu krajów. Jest ich dzisiaj setki, na parkingu stoi kilkadziesiąt kamperów z flagami Łotwy, Niemiec, Belgi, Holandii a nawet Wlk. Brytanii. Świetnie się bawią, gdy grają hymn zdejmują czapki z głów, wszyscy są wobec siebie mili a słowo dzień dobry słychać na każdym kroku. To robi atmosferę”.

Bo atmosfera była rzeczywiście wręcz szampańska, co jest także zasługą Sebastiana Wójcika, który okazał się nie tylko dynamicznie komentującym dwujęzycznym spikerem, ale także niezłym showmanem. A skoro o różnych smaczkach mowa… Wśród darczyńców znalazła się Tradycja Smaku Manufaktura Kiszonek E&M Lutkiewicz. Ich ogórki małosolne zrobiły prawdziwą furorę zwłaszcza wśród naszych zagranicznych gości. Osobiście też polecam, szukajcie ich w internecie.

PRZYGOTOWANIA

Prawie wszystkie teamy zameldowały się w padoku w piątek. Wśród nich Killian i Evan Prunier, aktualnie zajmujący trzecie miejsce w klasyfikacji Mistrzostw, którzy nigdy wcześniej nie byli w Gdańsku. „Wielokrotnie słyszeliśmy o zawodach w Polsce, i były to same pozytywne opinie. Mamy za sobą spacer po torze i wygląda na to, ze będzie dobre ściganie”. Podobne zdanie wyraził lider ME Quadcross Anglik Harry „Hazza” Walker: „Jestem ciekaw konfrontacji z polskimi zawodnikami, podobno mam się bać Romana Gwiazdy, który co prawda nie startuje regularnie w ME, ale może być groźny”.

Do pierwszej konfrontacji doszło w sobotę, podczas kwalifikacji. Oczywiście wzrok wszystkich był skierowany na bliźniaków Danielsa i Bruno Lielbardisów z Łotwy. Startowali w grupie A i choć początek nie był po ich myśli, dość szybko zdobyli przewagę uzyskując najlepszy czas przejazdu. W grupie B kwalifikacje zdominował tandem Hermans/van den Bogaart z Holandii. W rywalizacji quadów faworytem był wspomniany wcześniej Brytyjczyk Harry Walker z ogromnymi szansami na mistrzowski tytuł, o ile wygra gdańskie zawody. Teraz jednak to jego rodak Mark Mclernon okazał się najszybszy. A zatem zapowiadała się walka na noże zwłaszcza, że różnice czasowe pomiędzy zawodnikami były minimalne.

QUADY

I nadeszła niedziela, pochmurna i wietrzna. Mało tego, prognozy zapowiadały deszcze, a mokrego toru sidecary bardzo nie lubią. Zaczęło się od uroczystej prezentacji uczestników zawodów przy ogromnym aplauzie kilku setek kibiców i grzmiących wuwuzelach. Niestety nie wszyscy Polacy pojawili się na scenie, czego nie bardzo rozumiem. W grupie 21 startujących znaleźli się także nasi reprezentanci: Gwiazda, Jamroży, Mieszkowski, Koryło i Wożniak.

Poza Gwiazdą niestety nie odegrali oni większej roli w zawodach, ale dobrze że pojechali. Kolejne doświadczenie… Oczy wszystkich były zwrócone w kierunku Walkera, który jednak może mówić o ogromnym pechu, bowiem po opadnięciu maszyny na starcie przez chwilę zmagał się ze swoim sprzętem w końcu by w ruszyć w pogoń. I sztuka się udała, doszedł czołówki jednak szybszy był znakomicie jadący Patrick Turrini. Po drugim przejeździe w generalce Walker zajął  2. pozycję ustępując McLernonowi i to między nimi rozegra się w La Calla walka o tytuł Mistrza Europy. Bardzo dobry wynik uzyskał ostatecznie Roman Gwiazda (4.) do końca walcząc z Turrinim o miejsce na pudle (a było bardzo blisko).

BEZPIECZEŃSTWO

Ponieważ kilka dni temu X-cross opublikował wypowiedź Jeffreya Herlingsa na temat bezpieczeństwa w MXGP, poprosiłem o kilka słów komentarza Milana Borochowskiego, od lat zajmującego się organizacją pracy marshalli. „ Do obsługi zawodów mamy do dyspozycji 35 osób z dużą praktyką, a każda z nich została indywidualnie przeszkolona. Ich praca różni się od tej podczas naszych krajowych zawodów, bo mają czas na odpoczynek, żeby coś zjeść, zrelaksować się. A to jest bardzo ważne, bowiem ich praca jest ogromnie stresująca.

To od nich bezpośrednio zależy zdrowie zawodników. Muszą być skupieni, skrupulatni, mieć oczy dookoła głowy i pozostawać w ciągłym wzajemnym kontakcie. To oni także wyłapują i zgłaszają nieregulaminowe zachowania na torze, na przykład skoki przy żółtej fladze. Na Mistrzostwach i Pucharze Polski bardzo pomocna w rozstrzyganiu sporów okazała się nasza MX Poland TV a ponieważ tu w Gdańsku także mamy relację internetową, więc również będzie łatwiej”.

SIDECARY

Tu zdecydowanymi faworytami byli siedemnastoletni Łotysze. Ci bliźniacy z blond kręconymi włosami wyglądający niczym cherubini, na torze zamieniają się w prawdziwe bestie i są nie do pokonania. Po pierwsze wybrali perfekcyjnie miejsce na maszynie co pozwoliło im zaatakować resztę rywali tuż po starcie i natychmiast objąć prowadzenie. W drugim biegu sytuacja się powtórzyła mimo zamieszania jakie powstało w czołówce na pierwszym zakręcie. Łotysze jednak niczym stare wygi wyszli z tego ambarasu obronną ręką i po 30 minutach znowu zameldowali się na mecie jako pierwsi.

Na koniec wzruszająca dekoracja przy ogromnym aplauzie kibiców, którzy pozostali do końca uroczystości. Nikt nie śpieszył się do domu, choć mieli znacznie dalej niż my.

Tekst i foto: Krzysztof Hipsz/X-cross Media