Zakochaj się w enduro, czyli co powinieneś wiedzieć zanim zaczniesz

Nie da się ukryć, że enduro rozkwita w Polsce i to na dobre! Jako aktywny endurowiec uwielbiam kąpiele w błocie, przedzieranie się przez krzaczory oraz odciskanie kostki opony swojej maszynki tam, gdzie dawno nie stąpała ludzka stopa. Dlatego muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem ogromnego postępu, a precyzując profesjonalizacji, jaka nastąpiła w tej dyscyplinie.

Kiedyś zabawa w off road sprowadzała się tylko do zarzynania ledwo zipiących WSK, czy MZ na polach i leśnych ścieżkach, dzisiaj enduro staje się prawdziwym stylem życia. Coraz więcej amatorów jeżdżących tylko dla własnej frajdy zmienia swoje dawne przyzwyczajenia, zaczyna poważnie dbać o kondycję, odkłada każdy grosz, by dokupić coś nowego do swojej fury. A wszystko po to, by czerpać jeszcze więcej funu z jazdy! Widoczny progres cieszy, jednak jako endurowcy nie możemy osiąść na laurach, dlatego korzystając z zimowej przerwy chciałbym poruszyć dziś temat odpowiedniego przygotowania maszyny do naprawdę piekielnych zabaw w terenie w sezonie 2019.

Jak wiadomo enduro to nie jazda skuterem do Biedronki po świeże bułeczki. W off roadzie nie ma bowiem zastosowania kodeks drogowy, raczej prawo dżungli: zwycięża silniejszy. I albo to będziesz Ty i Twoja maszyna, albo jakiś cholerny kamień, który skasuje Ci dyfuzor (jeśli latasz na 2T), złamie tarcze, uszkodzi blok silnika, zerwie łańcuch. Można temu jednak skutecznie zapobiec wyposażając swoją maszynę w kilka przydatnych osłon.

Chroń serce

Zacznijmy od osłony silnika. To absolutny „must have” jeśli w nowym sezonie będziesz chciał wracać do domu na… motocyklu, a nie obok niego. Obecnie zastosowanie ma wiele osłon, jednak wciąż najpopularniejszymi pozostają solidne, wykonane z ok. 4-5mm grubości aluminium. Skutecznie chronią silnik przed kamieniami, konarami i podczas pokonywania powalonych drzew, które po wichurach są nieodłącznym elementem na każdej trasie.

Tylko nie dyfuzor!

To pierwsza myśl, która rodzi się w głowie każdego oblatywacza dużego dwusuwu, zaliczającego glebę na skalnym podłożu. O zrobienie „wgniotki” w dyfuzorze nietrudno. Na rynku funkcjonuje kilka rodzajów osłon, począwszy od stalowych i ciężkich klatek na cały dyfuzor (świetnie chronią, ale gromadzą także tony błota spod przedniego koła), poprzez aluminiowe i stosunkowe tanie (można takie kupić nawet za 90zł) oraz karbonowe, które w ostatnim czasie są chyba najpopularniejsze. Wszystko dzięki niewielkiej wadze, praktycznie zerowej ingerencji w kształt dyfuzora oraz dużej wytrzymałości.

PS. Oczywiście na „kolanko” w układzie wydechowym 4T także znajdziemy osłony, jednak zespolona konstrukcja 4T sprawia, że jest on o wiele mniej narażony na uszkodzenia, które mogą spotkać dyfuzor w 2T.

Bezpieczne tarcze

Zakup dobrych tarcz hamulcowych to spory wydatek. Uszkodzenie ich w wąskiej i nafaszerowanej wystającymi kamieniami koleiniewięc mocno boli. Rozwiązaniem są dedykowane do poszczególnych modeli osłony. Na rynku znajdziemy kilka ich rodzajów. Najtańszymi są oczywiście te wykonane z plastiku, najdroższymi (ale i najskuteczniejszymi) to osłony karbonowe. Jedne i drugie dostępne są na obie tarcze. Istnieje jeszcze jedna opcja – aluminium.

Hand Bary

Jeśli jeszcze ich nie macie, to lepiej odpuście sobie wyjazd do lasu do czasu, aż się w nie zaopatrzycie. Mowa oczywiście o pełnych Hand Barach, a nie o motocrossowych listkach. Chronią one przed kamieniami wylatującymi spod kół innych riderów, ale co najważniejsze gwarantują, że przy zbyt bliskim przelocie obok drzewa i ewentualnym zahaczeniu o nie – nie stracicie palców! Ponadto zwiększają szanse, że klamki pozostaną całe przy kontakcie z glebą. Najpopularniejszymi Hand Barami są oczywiście te plastikowe: lekkie i niezwykle elastyczne, dlatego nie ma mowy o ich szybkim połamaniu. Pancerną ochronę gwarantują jednak tylko te ze wzmocnionym, aluminiowym „szkieletem”.

Inne osłony

KTM (wraz z Husqvarną), będący niekwestionowanym liderem w segmencie Enduro, proponuje jeszcze szereg innych, nazwijmy to off roadowych case’ów, do swoich maszyn. I tak oto przygotowując się do hard enduro sugeruję, żeby odpowiednio zabezpieczyć dedykowanymi osłonami następujące elementy: chłodnicę, pokrywę sprzęgła, napinacz łańcucha, zaciski hamulca, widelec (osłony karbonowe), łańcuch (przednia osłona), karter silnika.

I to powinno wystarczyć. Jeśli natomiast chcecie ze swoich maszyn uczynić prawdziwy czołg, to warto zwrócić uwagę na osłonę reflektora i pakiet osłon ramy. Osłona wahacza pozwoli z kolei ochronić go przed porysowaniem, więc jeśli jesteście estetami, którzy nie znieśliby widoku rys na wahaczu swoich nowych Husek lub jakichś EXC-F, to nie martwcie się – jak widzicie można temu zaradzić.

Skarpety? Jakie skarpety?

Okej, w temacie osłon to byłoby chyba wszystko. Kwestia druga – chronimy zawieszenie, aby nie doprowadzić do zbyt szybkiego zużycia amortyzatorów przez wszechobecne w enduro błoto i piach. Rozwiązanie jest bardzo proste i stosunkowo tanie, mianowicie neoprenowe skarpety! Można je znaleźć w katalogu w asortymencie PowerParts (KTM), czy u Kriega.

Żeby zupki nie zabrakło

Z doskonale opancerzonym sprzętem chyba nikt nie zakłada, że off roadowa zabawa może się nagle zakończyć z powodu uszkodzenia jakiegoś podzespołu, na którego osłonę wydaliśmy tyle kasy. No tak, im nie powinno już raczej nic grozić, jednak wiadomo, że w terenie zdarzają się różne, dziwne rzeczy. Można na przykład złamać kierownicę, skasować najlepszą felgę, czy w końcu utopić sprzęt w rzece lub jakimś bajorze. Cichym zabójcą, który może zaatakować znienacka mogą także okazać się spalane oktany, które lubią niespodziewanie poinformować szczęśliwego ridera, że już ich nie ma w zbiorniku… Wówczas z pomocą mogą przyjść kumple i każdy coś odpuści ze swojego baku, ale co jeśli jesteś jedynym samcem 2T w watasze 4T i nie masz ze sobą choćby 50-tki oleju? D… blada! Na szczęście w dobie rozkwitu enduro coraz więcej producentów ma w swojej ofercie powiększone zbiorniki paliwa: 11, 13, a nawet 19 litrowe! Niestety trochę kosztują, ale nie od dziś wiemy, że godzina zabawy w off road do najtańszych nie należy. Więc jak się bawić, to się bawić, a nie cierpieć z tak trywialnego powodu, jakim jest suchy bak.

Pomocna dłoń

Na pewno każdy z Was doskonale pamięta moment, w którym tak zakopał w błocie swojego enduraka, że gdyby nie kumple, mogłoby być naprawdę ciężko. W takiej sytuacji przydają się się uchwyty montowane na przednim widelcu oraz w okolicach tylnego błotnika. Zagorzałym fanem tego rozwiązania jest Jonny Walker, który podczas każdej, hardcorowej imprezy ma je zamontowane na pokładzie swojej maszyny. Owe uchwyty można kupić, jednak po co przepłacać, skoro identyczne zrobicie własnoręcznie np. z pasa holowniczego. Może nie będą wyglądać tak efektownie jak te od Jonny’ego, ale ważne, że będą spełniały swoje zadanie.

Mus to mus?

Mus, a dokładnie Mousse, to specjalny wkład piankowy, który zapobiega złapaniu w terenie kapcia. Mousse jest kilkukrotnie droższy od zwykłej dętki, ale daje gwarancję, że nie czeka nas przerwa w zabawie, dlatego też profesjonaliści tak chętnie sięgają po „mus”.

Wszystko? Chyba wszystko! Można więc ruszać na hard enduro. Aha, by uniknąć głupich sytuacji nie zapomnijcie wziąć z domu jeszcze odrobinę… zdrowego rozsądku. Niejednokrotnie okazuje się on skuteczniejszy nawet od pancerza wzmocnionego powłoką z Kevlaru!

fot. KTM (archiwum), ARC