ZAREMBA STORY CZ. II Sami o sobie: Patrycja, Dawcio, Rafał

Strach o dziecko, adrenalina rosnąca z minuty na minutę, stres czy wszystko pójdzie ok, ścisk w żołądku. A przy tym jednocześnie radość, przejęcie i sztuka koncentracji oraz obserwacji. Gdy wszystko idzie dobrze i przychodzi sukces jest duma i uśmiech. Gdy nie wychodzi, jest troska, smutek, są nerwy. Jak godzić tak odmienne stany emocji?

W drugiej części obszernego wywiadu z rodziną mistrza Polski i zdobywcy Pucharu Polski w motocrossie Dawida Zaremby, zobaczycie jaki różne emocje przeżywają rodzice ścigającego się dziecka, oraz ile przeżyć dostarczyły najważniejsze starty Dawida.

PATRYCJA ZAREMBA

Taki tryb życia wyjazdowego wymaga dobrego planowania i organizacji. Jak sobie z tym radzicie i jak dzielicie obowiązki?

W piątek mamy już wszystko przygotowane do spakowania busa. Musieliśmy podzielić obowiązki. Rafał jest odpowiedzialny za przygotowanie sprzętu, narzędzi, części i motocykli. Dawid pilnuje żeby wszystkie jego ciuchy, buty, gogle i kask były przygotowane. A ja jestem odpowiedzialna za przygotowanie jedzenia, ciuchów cywilnych, i zaopatrzenie, tak żeby nic na zawodach nie zabrakło. Pakujemy razem, pilnując czy wszystko co trzeba jest zabrane.

Jak zmieniło się Wasze życie przez te wyjazdy i karierę syna?

Życie zmieniło się bardzo, ze względu na to że prawie każdy weekend w sezonie motocrossowym spędza się na zawodach. Mamy mniej czasu na spotkanie się z bliskimi i znajomymi. Ale z drugiej strony dzięki tym licznym wyjazdom, mogliśmy i wciąż możemy poznać wielu nowych znajomych, również za granicą, co inaczej byłoby mało prawdopodobne. Przez ostatnie 2 lata zimę spędzaliśmy w Hiszpanii, co sprawiło że Rafał został w Polsce w domu, gdzie musiał przejąć domowe obowiązki, a ja spędzając z Dawidem czas zimowych treningów w Hiszpanii musiałam przejąć obowiązki Rafała. Każdy jest świadomy co trzeba zrobić, i jako taki team rodzinny dobrze współpracujemy.

Mówiłaś mi kiedyś, że na wyścigach nawet zdjęć nie robisz, bo tyle emocji jest w Tobie…

Na zawodach jestem bardzo zestresowana, ponieważ podczas zawodów wszystko może się stać. Boję się o Dawida, i nie jestem w stanie nawet pić ani jeść…a co dopiero myśleć o zdjęciach. Potem je robię, albo między wyścigami. Same wyścigi dostarczają naprawdę tak wielu emocji, że trudno to z czymś porównać w naszej obecnej sytuacji.

Jako mama i jako kibic, jak oceniasz taką pasję syna?

Kocham naszego małego nad życie. On kocha ten sport… Żyje nim, a my tak samo. To jednak prócz tej całej adrenaliny i napięcia daje też i dobrego kopa, nieustannie mobilizuje, nie pozwala na lenistwo, napędza do działania. Człowiek mający dużo zajęć i ruchu nie ma czasu na nudę i gnuśność. Jestem pewna, że dzięki Dawidowi mamy ciekawe, barwne życie. Dawcio ma dzięki MX dużo znajomych. Ma też już swoich wiernych kibiców. Dużo dzieciaków przychodzi przed i po zawodach do niego, do nas. Co najważniejsze – Dawcio jest bardzo skromny, nie chwali się niczym. Tak mówią osoby trzecie… także nie jest to nasze idealizowanie swego dziecka. Mimo różnych opinii o tym sporcie, i mimo towarzyszącej nam świadomości ryzyka urazów, cieszę się, że Dawid wybrał taką drogę, bo jest szczęśliwy i motocross daje mu wiele radości. A jednocześnie uczy solidności, wytrwałości i uczciwej, pracy, wysiłku. Tu nic nie spadnie z nieba, ani żaden wujek nie da. W tym sporcie wszystko trzeba samemu cierpliwie wypracować. Takie podejście bardzo się w dzisiejszych czasach przydaje w życiu, zwłaszcza młodym ludziom, którzy często oczekują „łatwizny”, albo chcą mieć za szybko sukces.

To jeszcze jedna rzecz. Wyjazdy na zawody, cały ten „cygański” tryb życia na walizkach… to się kłóci z tzw. spokojnym życiem rodzinnym, które kobiety bardzo preferują. Życie padokowe wymaga rezygnacji z domowego zacisza. Czy nie było trudności z przestawieniem się na taki tryb?

My nigdy nie byliśmy domatorami zawsze nas ciągnęło w świat ,więc tutaj akurat pasuje nam idealnie, że możemy wyjeżdżać, poznawać nowych ludzi. Zmieniło się tylko to, że częstotliwość wyjazdów jest teraz dużo większa, i musimy pogodzić to z obowiązkami, a wcześniej jak nie było czasu poświęcanego na MX, to siedzieliśmy więcej w domu na tyłku.

DAWID ZAREMBA

Dawcio, co się dzieje w Twojej głowie gdy stoisz na maszynie startowej? O czym myślisz?

Gdy stoję na maszynie startowej mam pełne skupienie aż bramka opadnie. Oczywiście nie obejdzie się bez stresu, ponieważ wszystko może się stać, i pamiętam o tym.

Jaki był Twój najtrudniejszy i najbardziej emocjonujący wyścig w dotychczasowej karierze?

Najtrudniejszym i najbardziej przełomowym momentem był start w Mistrzostwach Świata Juniorów we Włoszech w Pietramuracie (2019). I na finale Mistrzostw Europy w Loket… To były najważniejsze zawody dla nas juniorów w klasie 65cm. Wyższych nie ma. Byli tam ludzie z całego świata, więc trzeba było się skoncentrować do maksimum, pokonać stres.

Jak się tego skupienia i koncentracji nauczyłeś? Co Ci w tym najbardziej pomogło?

Po prostu cisza i spokój przed wyścigami. To pomaga. Tata też stara się pomóc, żeby nic nie przeszkadzało. Wtedy potrafię się skupić przed startem, a potem – już na maszynie – skupiam się na sobie, na samym starcie. Tak by szybko wyjść z bramek.

Przed startem pamiętasz o ostatnich radach Taty, o tym jak i gdzie jechać?

Tak, przy maszynie startowej myślę o tym co tata powiedział, że mam się bardzo skupić, jechać swoje i unikać niepotrzebnych błędów. Tata mówi też gdzie i jak mam jechać, i przede wszystkim przypomina, żeby jechać bez stresu. Potem staram się mieć kontrolę nad jazdą cały czas, widzieć co się dzieje.

 

RAFAŁ ZAREMBA

Co myślałeś w chwili gdy Dawid pierwszy raz wsiadł na motocykl? To miały być tylko przejażdżki, nauka jazdy, czy coś więcej?

Jak siadał pierwszy raz za namową mojego znajomego, to nie miałem pojęcia z czym to się je. Nie wiedziałem co to jest motocross. Świtało mi, że taki sport istnieje, ale nic poza tym. Dawid miał po prostu wsiąść, zobaczyć czy mu się podoba, i ewentualnie rozpocząć treningi. Nie pod kątem sportu ale rekreacji, tak jak tysiące dzieciaków trenuje piłkę nożną, ale nie każdy bawi się w to profesjonalnie. Dawid piłki nie chciał. Chciał coś innego, ale to był 6-cio latek, wiec nie musiał mieć racji, mógł nie wiedzieć czego chce, ale nas to jakoś skusiło. Poszliśmy tym tropem i potem… zadziało się lawinowo.

Gdy Dawcio się zaczął rozkręcać, miałeś w głowie w ogóle karierę sportową, jakieś marzenia że może zostanie mistrzem Polski?

Nie, nie miałem w głowie żadnych Mistrzostw Polski. Wiedziałem tylko, że jak mamy coś robić, to starajmy się to robić po prostu dobrze, jak najlepiej. Początkowo nie było mowy o zawodach, ale przebywanie na treningach z osobami już startującymi w zawodach, rozmowy z nimi, i dosyć dobrze radzący sobie Dawid na motocyklu zrobiło swoje. Mimo wszystko, gdzieś tam z upływem czasu zaczęła się rodzić myśl o startach w zawodach.

Był jakiś ważny, szczególny moment, w którym zrozumiałeś bądź postanowiłeś, że od tej pory traktujemy jazdę i starty Dawida profesjonalnie? Że to od teraz będzie kariera sportowa a nie zabawa?

Nie pamiętam konkretnego momentu, ale dużo się wtedy rozmawiało o Olafie Włodarczaku startującym w Holandii w klasie 50cm. Potem były rozmowy z Piotrem Królem, który nas namawiał na starty w Holandii, gdyż w Polsce nie było i nie ma klasy 50cm . Dla mnie jak pamiętam to była wtedy abstrakcja, normalnie jakiś kosmos. My i zagranica???

Ile nerwów kosztowały Cię następujące starty syna: pierwszy występ w MP, pierwszy wyjazd na zawody zagraniczne?

Pamiętam jak dziś, że 23 sierpnia 2015 roku Dawid po raz pierwszy wystartował w Holandii, i to na słynnym torze Valkenswaard. Tydzień wcześniej odebrał swoją pierwszą holenderską licencję. Pierwszy wyjazd na zawody zagraniczne to były ogromne nerwy, uuuuh! Pamiętam… Dawid nie za bardzo sobie radził z holenderskim piachem, ale walczył do końca, nie poddawał się. Wracaliśmy i…już planowaliśmy następne starty, i szukaliśmy co trzeba zmieniać, co wymaga poprawy. Początki startów były bardzo trudne dla Dawida i dla mnie. Można powiedzieć, że z tych wyjazdów to najfajniejsze było poznawanie osób z tego sportu za granicą. Jeżeli chodzi o MP, to pierwsze starty były raczej gościnne. Nie jechaliśmy pierwszych rund ze względu na to, że Dawid się rozchorował, i mieliśmy mały problem z akceptacją naszej holenderskiej licencji. Bardzo pozytywnie odebraliśmy Holendrów i ich podejście do MX, do nas również. Szybko „poczuliśmy właściwy klimat” że tak to ujmę.

Sezon 2018. Pierwszy start w najsilniejszej strefie eliminacyjnej EMX North West. Jakie to były emocje i na co liczyliście?

Startując w tamtej strefie liczyliśmy tylko na zdobycie doświadczenia i zrozumienia czego musimy się spodziewać za rok i dwa lata. Wiedzieliśmy jak silna jest ta grupa, znaliśmy większość zawodników z holenderskich torów i zawodów. Także wiedzieliśmy, że przed nami dużo pracy, szczególnie na miękkich torach. Finalnie nie było źle. Najlepsze były zdecydowanie zawody w słowackim Sverepcu. Siódme miejsce w całej chmarze rywali, na najsilniejszej grupie eliminacyjnej to było coś. Jedno jest pewne: to wszystko się przydało!

Porównajmy chwile, gdy w 2019r. rozpoczęliście eliminacje do finałów EMX w strefie North East, z momentem gdy po czwartej rundzie byliście pewni awansu do finału w Loket. Awans wisiał na włosku od trzeciej rundy…

Rok 2019 był dla nas szczególnie trudny, dlatego że naprawdę bardzo mocno pracowaliśmy nad dużą ilością zmian w technice jazdy Dawida. Wiedziałem że ta strefa to zawodnicy których nie znamy, nie wiemy czego się spodziewać. Dlatego nie walczyliśmy tam o wygrane, tylko kalkulowaliśmy aby się zakwalifikować, i po prostu wykonać cel jakim był start w Loket. Niestety nie wszystko układało się po naszej myśli, ale Dawid w ostatnich wyścigach w Estonii stanął jednak na wysokości zadania. Ładnie pojechał, pomimo tego że awans rzeczywiście wisiał na włosku. To świadczyło o tym, że akurat jego stres dobrze motywuje, i w pewnym sensie mu pomaga. Potem była radość z awansu i powrót do domu.

Ten moment przed startem pierwszego wyścigu w Loket. Dawcio ściska Twoją rękę (zdjęcie). Widać to zaufanie i tę troskę. Co sobie mówiliście wtedy przed startem? Bałeś się co będzie, czy mieliście nakreślony jasno plan działania, i byłeś spokojny?

Nie, nie bałem się co będzie, i starałem się tam wspierać i motywować Dawida. On wtedy nam się rozchorował przed zawodami…. Po powrocie okazało się, że to angina. Dawid wiedział co ma zrobić. Miał po prostu dobrze wyjść z maszyny, a potem jechać swoje, i uważam że w obydwu wyścigach zrobił to wspaniale. Był zły na siebie po 1-szym wyścigu, ale tłumaczyłem mu, że nawet mistrzowie świata się przewracają, robią błędy. Że tak to po prostu jest w MX, i że ogólnie ma być z siebie dumny po tych zawodach, bo spisał się dobrze.

Po drugim wyścigu finałowym w Loket był jakiś niedosyt, czy była radość że są punkty w ME? Było zadowolenie z całości występu, czy nerwy o niepotrzebną stratę miejsc?

Ja osobiście nie czułem niedosytu. To był pierwszy tak prestiżowy finał wielkiej imprezy. Szczerze to myślę, i tak naprawdę uważam, że na to co wtedy Dawid umiał, to pojechał BARDZO DOBRZE, ŚWIETNIE. Przecież ilu lepszych z nerwów psuje starty, a on nie dość że je świetnie rozegrał, to jeszcze bardzo mądrze wyszedł z kleszczy pierwszego wirażu, i zdobył punkty. Był w 20-tce najlepszych w Europie. U mnie nie było nerwów wcale, serio! Myślę, że Dawcio był bardzo zły w środku, że nie wszystko mu wyszło, ale cóż tak bywa, i to właśnie takie błędy czy porażki uczą najbardziej.

Wspominając sezon 2020 mówiłeś o coraz lepszym opanowaniu emocji u syna. Na finale PP w Lipnie trzeba było jeszcze raz się spiąć, by wygrać puchar Polski. Na dodatek trzeba było uporać się ze złymi wspomnieniami sprzed roku…

Tak, to fakt że tam nie tyle wystarczyło dopełnić formalności, co raz jeszcze trzeba było pojechać dwa równe, bezbłędne wyścigi. A po zdobyciu mistrzostwa kraju, mogło się jakieś poluzowanie koncentracji wkraść. No i te smutne wspomnienia, ta świadomość tego co tam się stało. Miałem obawy czy to źle nie podziała na psychikę Dawida, ale na szczęście skupił się na zawodach jak należy, pojechał swoje bez problemu, i w efekcie zdobył puchar, notując i tutaj komplet punktów. Najważniejsze wg. mnie było to, że Dawid do samego końca sezonu utrzymał na wysokim poziomie wszystko to czego się nauczył, i co trenował. Mieliśmy czarno na białym dowód, że był bardzo dobrze przygotowany do sezonu, i bylibyśmy szczęśliwi, gdyby na kolejny sezon też udało się osiągnąć takie przygotowanie. Dobrym prognostykiem może być to, że ostatni wyścig sezonu w jakim startował, i to w klasie 85cm, wygrał podczas Mistrzostw Strefy Północnej. Dało nam to mnóstwo radości, bo przecież startował z silniejszymi i starszymi rywalami. Teraz czeka nas jednak znowu ciężka, wytężona praca. Nowa klasa, to nowa nauka, nowe doświadczenia i trzeba to wszystko jak najlepiej opanować, by zapiąć za jakiś czas kolejny guzik u tej koszuli…

Jesteś typem człowieka bardzo przeżywającego każde wyzwanie sportowe syna, czy starasz się tłumić emocje świadomością jak najlepszego przygotowania do tych wyzwań?

Tak, staram się tak właśnie robić, chociaż mi nie zawsze wychodzi. W tym roku po raz pierwszy wiedziałem, czułem, że Dawid jest skrupulatnie i naprawdę świetnie przygotowany do sezonu. I naprawdę się nie martwiłem, byłem spokojny że wie co robi, natomiast bałem się o to, żebym to ja nie zawiódł, nie nawalił z czymś w przygotowaniu sprzętu. Póki co jest dobrze, i oby tak pozostało, a my ze swej strony nadal będziemy się starać jak najmocniej, wkładając w to serce i całą pasję. Tak jak w tym poście, który tak wielu polubiło, a który ktoś pięknie wymyślił. Płacę a więc tak naprawdę inwestuję pieniądze wydawane na motocross dlatego, żeby mój syn miał zajęcie, pasję która go uczy wielu, bardzo wielu przydatnych rzeczy i jednocześnie wyrabia mu charakter. Tak by na całe życie pamiętał i wiedział, że sukces nigdy nie przychodzi bez wysiłku, bez uczciwie włożonej pracy i przykładania się.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję, za obszerną opowieść i za poświęcony czas. Życzę jak najmniej stresów i jak najwięcej radości z pięknych wyników w tym trudnym, ale jednak jakże pięknym sporcie dla ludzi z charakterem.

P.S. Jak więc widać, przykład Dawida Zaremby znakomicie pokazuje, że poczynając od zupełnego zera, można sporo osiągnąć gdy się jest odpowiednio zdeterminowanym, mądrze prowadzonym, i gdy są dobrze wydawane środki. Oczywiście trzeba też kochać to co się robi, wierzyć w to, i chcieć regularnie trenować, rozwijać się. Sponsorzy widzą kto jak pracuje w sporcie, i coraz częściej widzą kogo naprawdę warto wspomagać. Miło obserwuje się postępy takiego młodego zawodnika, a jeszcze milej widzi jego sukcesy. Tym wyjątkowo obszernym wywiadem chciałem zachęcić tych, którzy nie do końca w siebie wierzą, i nie do końca są pewni po co uprawiają motocross, nie widząc w tym satysfakcji finansowej. O tym, że w uprawianiu MX od dziecka nie chodzi o fanaberie i kaprysy rodziców, i że może to być znakomity rodzaj aktywności fizycznej, oraz szkoła charakteru dla przyszłego dorosłego człowieka powiedzą też kolejni moi rozmówcy. Następne wywiady z rodzinami młodych mistrzów i wicemistrzów Polski już w przygotowaniu. Zapraszam do śledzenia i lektury!

Rozmawiał: Alek Skoczek, Foto: Alek Skoczek, Paulina Rekik, archiwum państwa Zaremba