Zatrzęsło w Arlington

VI runda AMA Monster Energy Supercross w teksańskim Arlington dostarczyła tak wielu emocji, że nawet najlepsi wróżbici nie byliby chyba w stanie przewidzieć podobnych scenariuszy. Bo też to co się tam wydarzyło było prawdziwym trzęsieniem ziemi. A nawet istną teksańską masakrą…
Tor zbyt długi nie był więc odstępy pomiędzy jadącymi na tyle małe, że stopień ryzyka sczepienia się rywali był znaczny. A różnice czasowe prawie żadne. Oznaczało to jazdę na styk i balansowanie na krawędzi ryzyka błędu. Tak właśnie było w kwalifikacjach, gdzie aż pierwszych 9-ciu zawodników zmieściło się w sekundzie! Minionej soboty najwięcej namieszał jednak największy wróg zawodników na torze czyli awarie techniczne maszyn. Do tego gleby i zwyczajny pech paru najlepszych, w tym dość zabawny i nietypowo wyglądający (latające motocykle niczym na pokazach) crash Jasona Andersona i Malcolma Stewarta. Efektem tych wszystkich zdarzeń było pierwsze zwycięstwo Marvina Musquina, który znakomicie wystartował, by liderować aż do mety! Najpierw jednak mieliśmy zapowiedź trzęsienia ziemi w postaci dramatu Shane McElratha w klasie 250. Wygrał start i jechał świetnie wraz z Aaronem Plessingerem do momentu, gdy odpadł wskutek awarii. Po naprawie usterki wrócił, by dojechać ale na szarym końcu. A już się wydawało, że karty zostały rozdane i Shane zasiądzie w fotelu lidera. Teraz „Strefa Zachodnia” AMA SX ma przerwę bo supercrossowa karawana jedzie na Wschodnie Wybrzeże. Tam zobaczymy min. debiutującego Muszkietera Dylana Ferrandisa.
Klasa 450
Pierwszy silny wstrząs czyli restart wyścigu głównego. Stało się tak po dużym karambolu, który zainicjował Justin Brayton. Warto dodać, że holeshota zgarnął Cooper Webb (debiutant w 450-tkach). W powtórzonym starcie najlepiej odnalazł się Musquin, który popędził do mety przez nikogo nie zagrożony. Natomiast za jego plecami działy się arcyciekawe rzeczy! Oto Znakomicie jechał Webb za to lider generalki Dungey kiepsko wystartował i jechał daleko z tyłu. Coś tu najwyraźniej nie grało, gdy nagle nastąpił drugi wstrząs. Oto Webb zjechał z toru z uszkodzonym tylnym kołem i mechanicy musieli je wymienić! Mało tego, znakomity ostatnio Eli Tomac, który po awarii Webba wysunął się na trzecie miejsce nieoczekiwanie „przyziemił”. Ze względu na awarię hamulców musiał zjechać do depo. Leżeli także Bogle, Baggett i Canard, zaś Chada Reeda pokonał jego własny motocykl odmawiając posłuszeństwa. W tej sytuacji jedynie trzęsienie ziemi mogło pozbawić Musquina wygranej. Kataklizm jednak nie nastąpił, pula nieszczęść tego dnia została wyczerpana i Francuz doczekał się victorii. Za to „wyścig życia” zaliczyli Cole Seely i nowy, młody, świeżo pozyskany dla Husqvarny Dean Wilson, który całkiem nieźle sobie poczynał skubiąc samego Dungeya. Ostatecznie na mecie pojawili się: 1. Musquin, 2. Seely, 3. Anderson, 4. Dungey (pierwszy raz poza podium w tym sezonie), 5. Wilson. W klasyfikacji generalnej lideruje (jeszcze!) Dungey, drugi jest już Musquin a trzeci Seely.
Tekst: Alek Skoczek, fot. ARC

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułCairoli zwycięzca
Następny artykułTakie handbary