Błotna kąpiel w Ottobiano, Cairoli coraz bliżej mega kasy

Highway to hell… Taka właśnie muza towarzyszyła riderom, gdy w niedzielny poranek po raz pierwszy stawali na maszynie startowej. Czekała na nich rzeczywiście tego dnia autostrada do piekła…

W przeddzień zawodów na tablicach świetlnych na A7 z Genui do Mediolanu, w radio i tv niepokojące komunikaty: silne opady śniegu, mgła, ślisko! W górach bez łańcuchów może być ciężko, a nawet beznadziejnie. Jednak w mailach organizatorzy EICMA Międzynarodowych Mistrzostw Włoch zapewniali, że tor w Ottobiano jest gotowy na przyjęcie ponad 200 riderów stających w szranki w klasach MX1, MX2 i 125ccm.

Polskich akcentów zabrakło, a szkoda, bowiem poza światowym topem MX startowali zawodnicy do objechania przez naszych jeźdźców takich jak Więckowski, Chętnicki czy Staszkiewicz. Konfrontacja z najlepszymi bez spiny to najlepszy trening. A i sam tor też nie był trudny, ot parę usypanych hopek, generalnie dość płasko ale szybko, o ile szybko można było w takim błocku jeździć.

Publiki sporo jak na taką pogodę (wstęp 5 euro), zabezpieczenie imprezy super: policja plus uwaga… obrona cywilna!, bezpośrednia transmisja w internecie (oglądało ją 160 000 widzów – brawo offroadproracing.it) oraz gwarantowana pula nagród w wysokości 120 000 euro za całe mistrzostwa. Zasady trzyrundowych mistrzostw są proste: wszystkie rundy to wyścigi w klasach 125ccm, MX1, MX2, i finałowy wyścig Supercampione z udziałem najlepszych 20 zawodników z każdej z dwu ostatnich klas. Kwalifikacje zaczęły się o ósmej rano, potem półtorej godziny przerwy i finały.

Na nudę nie było czasu, wszystko w tempie i na najwyższych obrotach. Plus ogromne emocje, o które zadbali uczestnicy zawodów, zwłaszcza Antonio Cairoli. Ten facet jest albo geniuszem, albo wybitnym aktorem, albo… totalnym luzakiem. A może każdym po trochu? Pierwsza jazda o punkty… na maszynie Tony, Febvre, Gajser, Paulin, Leok, Tonus Nagl. Start, krótka prosta, zakręt w lewo. Kilka hopek. zakręt w prawo… Holeshota wziął Febvre, za nim Gajser i dopiero #222. Po chwili Włocha minął jeszcze zagrypiony Boggers, zapowiadało się więc sensacyjnie.

Gdy Cairoli zbliżył się do strefy gdzie stali jego mechanicy, zaczął wskazywać palcem na moto. Jakieś problemy? Na siódmym okrążeniu Gajser próbował zaatakować Febvre’a (2.) natomiast Cairoli włączył jakieś turbodoładowanie, wyprzedził wszystkich i jako pierwszy przekroczył linię mety, na której najbardziej zdziwioną minę miał Tim (3.).

Kolejne emocje to MX2, w której to klasie absolutnym dominatorem był fantastyczny aktualny mistrz świata Jorge Prado. Tydzień wcześniej wygrał bezproblemowo na Sardynii, nie inaczej było w Ottobiano. Co prawda holeshota wziął znakomity młodziutki Francuz Maxime Renaux, jednak linię mety pierwszy przejechał Prado, ale… Ale nieźle musiał się napracować, bowiem Max ciął się ze swoim rywalem jakby chodziło o życie jednego z nich. Całe trzynaście okrążeń fantastyczna walka, jazda szprycha w szprychę. Oj będzie się działo na Mistrzostwach Świata, tym bardziej, że obydwaj czuli na plecach oddechy Cervellina i Watsona.

Ukoronowaniem obydwu biegów był wspomniany już wcześniej Supercampione. Wyobrażacie sobie ćwiartki i 450-tki w jednej linii? Szok… Prado obok Cairolego…, co za show! No i opadła maszyna, pierwszy ruszył Mikkel Haarup, ale szybko oddał prowadzenie Cairolemu, za którym jak cień podążał Jorge Prado! MX1 vs.MX2, co za jazda!

Młody Hiszpan to prawdziwy torreador, chłopak, który zawsze z szacunkiem komentuje starty starszych rywali, kiedy jednak staje z nimi na maszynie, nie ma przebacz. No i tak było tym razem. Co prawda w ostatnim momencie między Prado a Cairolim wcisnął się Gajser, widać jednak, że oto nadchodzą coraz groźniejsze młode wilki: 5. Haarup, 6. Vlaanderen, 7. Cervellin, 8. Renaux, wszyscy MX2. Pozostawili za sobą Nagla, Paulin, Leoka, Lesiardo i Tonusa. Znak czasu?

Bogdan Krajewski

Nie mniej emocji towarzyszyło startom setkarzy, których na torze w Ottobiano pojawiła się prawie setka. Przeważali Włosi rzecz jasna, ale na liście startowej wyłowiliśmy polskie nazwisko: Bogdan Krajewski. Bogdan niestety nie mówi po polsku, choć jest z pochodzenia Polakiem (jego pradziadek przed laty wyemigrował z Polski). Cross to jego pasja, znakomicie poszły mu starty w Riola Sardo, gdzie stanął na najniższym stopniu podium. Tym razem było nieco gorzej, pojawiły problemy z motocyklem, ale nasz rodak jest dobrej myśli i szykuje się już do ostatniej rundy w Mantova.

Późnym popołudniem było po zawodach. Wnioski? Sądząc po kondycji zawodników z grupy MŚ można się spodziewać wspaniałych emocji, choć nie wszyscy jeszcze wykazują wysoką formę. Niestety nie wiemy, w jakiej kondycji jest Jeffrey Herlings, który wskutek kontuzji odpuścił włoskie zawody. Czy to strategia, czy też rzeczywiście jego stan zdrowia nie jest najlepszy? Przekonamy się 3 marca w Argentynie.

fot. Krzysztof Hipsz