W Pionkach bez niewypałów. Enduro Proch eksplodował zgodnie z planem

Enduro Proch w Pionkach to impreza, która na stałe wpisała się do kalendarza offroadowych rozgrywek. Ba, sama nazwa jest łatwo rozpoznawalna przed riderów z całej Polski bowiem okazała się synonimem dobrej roboty.

Przypomnijmy… Po raz pierwszy lont odpalono w Pionkach dwa lata temu. Dzięki przychylności miejscowych władz do dyspozycji Kozienickiego Klubu Motorowego oddano część terenów po nieistniejących już zakładach Pronit, położonych na obrzeżach miasta. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że w rzeczonej fabryce przez wiele lat produkowano m.in. materiały wybuchowe.

Dzisiaj to kompletna ruina, dziesiątki zdewastowanych budynków rozsianych na obszarze około 50 hektarów, 30 kilometrów pokrytych rdzą torów kolejowych, tunele do testowych detonacji, a wszystko w gęstym lesie kryjącym być może jeszcze niejedną tajemnicę. Miejscówka wyjątkowa, a jednocześnie na tyle lajtowa, że niemal każdy zawodnik, który ma silne ręce, trochę offroadowej praktyki i chęć do walki z całą trasa sobie poradzi. Tak było i w tym roku. W stosunku do poprzednich edycji nic się nie zmieniło, zmienił się jedynie prezes klubu, którą to funkcje pełni aktualnie Marek Leszczyński.

Tegoroczna edycja Mistrzostw Okregu Warszawskiego wypaliła z ogromnym hukiem 21 kwietnia. Wszystko było OK poza pogoda. Jadąc na miejsce w pewnym momencie zauważyłem, że moje wycieraczki zaczynają zgarniać drobinki śniegu. Myślę sobie no ładnie, jeśli tak będzie na miejscu, współczuję wszystkim obecnym. Na szczęście okazało się, że ciężkie ołowiane chmury przeszły bokiem. Niestety ilości wody jakie spadły w poprzednich dniach zmusiły organizatorów do niewielkiej korekty całej trasy, co jednak nie wpłynęło na jej atrakcyjność.

Były zatem szybkie proste, zjazdy i wjazdy, puste budynki do pokonania, ciemne tunele w których przechowywano kiedyś materiały wybuchowe. Frekwencja? Absolutnie zadowalająca, do Pionek zjechała ponad setka żądnych wrażeń jeźdźców, pojawiły się także na motocyklach dziewczyny i bardzo liczna (co niezwykle cieszy) grupa młodszych i starszych Juniorów. Padok zlokalizowany przy ulicy Fabrycznej ledwo pomieścił wszystkich chętnych. Pionki odwiedzili także znani już Wam trzej muszkieterowie z USA (Bader Manneh, Marshall Barnes i Mitch Barnes), by spróbować swoich sił w dyscyplinie, w której nie startują na co dzień (ich domeną jest MX i SX).

Wśród startujących zobaczyliśmy także weterana międzynarodowych bezdroży Ryśka Augustyna: „Przyjechałem nie po puchar (choć jakby się udało go zdobyć byłoby miło) ile sprawdzić się z młodszymi i podszlifować formę przed czekającymi mnie trzema rundami Mistrzostwami Europy Enduro Vintage we Francji, w Kielcach i we Włoszech gdzie pojadę na KTM 340 rocznik 1975! Jestem tu po raz pierwszy i wszystko wygląda na to, że nie ostatni”. Nie zabrakło także foodtrucka Bacon Dutty Pionki z pysznymi hamburgerami, którego załoga towarzyszy zawodnikom od pierwszej imprezy”.

Jako pierwsi na trasie pojawili się zawodnicy klasy Junior 65 czyli przyszłość polskiego off roadu. Przyglądając się z jakim poświęceniem pokonywali skróconą dla nich trasę, jak walczyli o każdą minutę serce rosło. Nie narzekali, nie marudzili, tylko jechali dzielnie radząc sobie na przeszkodach. Najszybszym w tej klasie był Filip Kopacz (Stowarzyszenie Lamba).

Kolejni zawodnicy to Junior, Junior 85, Licencja i Masters. Ciężkie maszyny, potężny warkot motocykli, to robiło wrażenie wśród przybywających kibiców, z których większość ruszała na trasę, aby w najbardziej newralgicznych punktach przyglądać się jak walczą z przeszkodami riderki i riderzy. A trochę ich było. Dla tych co pierwszy raz sporym zaskoczeniem były przejazdy przez szkielety budynków czy tunele, których gdziekolwiek indziej próżno szukać.

Sam także ruszyłem w trasę i przypadkowo trafiłem na sytuację, w której Maciek Majcher (KKM Kozienice) udzielił pomocy swojemu dużo młodszemu koledze Filipowi Wójtowiczowi (Motocykle Lublin) wybrnąć z kłopotów z nieodpalającym po glebie motocyklem. Brawo, taki właśnie powinien być sport. We wspomnianych wcześniej klasach zwyciężyli kolejno: Filip Kwapiński (NZ), Alan Krawczyk (Gadżet MXTeam), Grzegorz Antoniak (KKM Kozienice), Jacek Roman (Rega MX Team Ropczyce)

Trzecia grupa, która jako ostatnia wyruszyła na trasę Enduro Proch to klasy Hobby E1, HobbyE2/E3 i Kobiety. Cieszy obecność zwłaszcza tych ostatnich, przecież jeszcze kilka lat temu dziewczyny stanowiły prawdziwą siłę w enduro odnosząc nawet międzynarodowe sukcesy, niestety ostatnio ich zapał do offroadowej jazdy jakby osłabł. Najwyższy stopień pudła należał do (kolejno): Emil Łukomski (TK Motors Team), Jakub Firan (Hard Enduro Puławy) i Ewelina Czop (MX Enduro Zamość).

Podsumowując: organizacja na medal, trasa wyjątkowa, atmosfera znakomita, frekwencja przyzwoita, nagrody na miarę możliwości. Panie i panowie z KKM Kozienice-tak trzymać. Enduro Proch to impreza, o której jest już głośno w całej Polsce miejmy zatem nadzieję, że dołączą nowi sponsorzy ale też nikt przeszkadzał Wam nie będzie.

tekst i foto: Krzysztof Hipsz /X-cross Media