Aleksander Gotkowski: leszcze, sandacze, łososie i ukochane Suzuki

Na rozmowę z Aleksem nie tak łatwo się umówić, bowiem latka lecą i przyszedł czas, aby zająć się własnym biznesem. A chleb to nie lekki, bowiem niemal dzień w dzień wstaje wcześnie rano, by wyruszyć na połów. Po dziadku odziedziczył kuter na którym spędza kilka godzin dziennie, by około południa „zejść z wody”, wypakować złowione leszcze, sandacze i łososie i po krótkim odpoczynku wsiąść na moto.

Cześć Aleks, już po robocie? Jakie efekty?

Haha, to tajemnica handlowa, ale około tony ryby przywieźliśmy.

Na dłuższy czas zniknąłeś z motocyklowych torów, co się z Tobą działo?

Najpierw namieszał COVID, który na głowie postawił motorsport. Odwołane zawody, likwidacja Mistrzostw Polski SuperEnduro sprawiły, że na pewien czas odstawiłem motocykl i zająłem się własnym biznesem. Wchodziłem w dorosłość, skończył się czas młodzieńczej wolności, wiele spraw uległo przewartościowaniu. Gdy wszystkie te sprawy zostały poukładane, zacząłem myśleć o powrocie do ścigania. Cały czas trenowałem, pracowałem nad kondycją, ale brakowało mi rywalizacji, bo to ona jest kwintesencją sportu. Cel jaki sobie wyznaczyłem, to udział w Mistrzostwach Świata SuperEnduro. Ostatnie pół roku przygotowywałem się właśnie do całej serii SE i czułem, że jestem w życiowej formie… Niestety dopadła mnie choroba, która uniemożliwiła start w Krakowie. Trzy miesiące wyrwane z normalnego życia, na szczęście sytuacja została opanowana i w tej chwili intensywnie trenuję, aby pojechać podczas finałów w Gliwicach. W planach mam także starty w innych zawodach w sezonie 2023, zdecydowałem się jednak na ściganie wyłącznie poza granicami kraju. Planuję pojechać nie tylko super enduro, ale także enduro i hard enduro. Dlaczego zagranica? Przede wszystkim daje możliwość konfrontacji ze światową czołówką, a to najlepsza szkoła jazdy. Uczy także pokory jakże ważnej w sporcie, uświadamia braki, co należy poprawić, nad czym pracować szczególnie. Nie kręci mnie podium, bo na to nie mam szans, ale możliwość zdobywania coraz większego doświadczenia.

Jak wygląda Twój dzień rybaka-motocyklisty?

Pobudka wcześnie rano, wypływamy na wodę, łowimy do południa, potem powrót do domu i kolejne godziny spędzone tym razem na motocyklu czy na siłowni.

No to gratuluję kondycji, bo przecież zawód rybaka to także niezły wysiłek.

To prawda, organizm mocno dostaje w kość, dlatego muszę bardzo uważać, żeby nie przekroczyć cienkiej granicy przeciążenia organizmu. Dawanie w palnik na kutrze, a potem na torze może okazać się zgubne, na szczęście potrafię już się kontrolować, aby nie przesadzić.

Czy nadal Twoją miłością jest Suza?

Tak, gdy kilka lat temu zakochałem się w tej marce od pierwszego wejrzenia, pozostaję jej wierny do dzisiaj. Co prawda w garażu stoi jeszcze Beta, jednak to z Suzuki nadal wiążę swoją przyszłość. Wszystko co trzeba przy niej zrobić robię sam, czasami korzystając z doświadczenia i podpowiedzi swoich przyjaciół, pilnie śledzę internet i również stamtąd czerpię swoją wiedzę jako mechanik.

Podnosisz poprzeczkę wysoko, a to wymaga kasy…

O sponsorach nie mówmy, mogę liczyć na najbliższą rodzinę, a teraz także na siebie i żeby tylko ryba brała! (śmiech).

A co się dzieje z Waszym przepięknym torem w Ogrodnikach, gdzie rozgrywano rundy, dzisiaj już ś.p., Mistrzostw Polski SuperEnduro?

Ma się całkiem nieźle, działamy 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, więc kto chce przyjechać to może przyjechać w każdej chwili i potrenować. Czy wrócimy do organizowania wyścigów, nie wiem. Podejmujemy jednak inne działania, jak choćby ubiegłoroczne obozy dla dzieci z sierocińców. Przez cale wakacje przewinęło się przez nie blisko 500 osób, z których spora część po raz pierwszy wsiadła na moto. Myślę, że niektórzy złapali bakcyla i kto wie, może za jakiś czas pojawią się na zawodach?

A jak wygląda konfiguracja syn-ojciec (Mieszko), bo zawsze do tej pory razem braliście udział w zawodach?

Tata starty już sobie odpuścił, ale nadal uczestniczy ze mną w treningach i czasami wsiada na moto. Też jest rybakiem, a to bardzo wyczerpujące zajęcie.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Gliwicach.

fot. z archiwum Aleksandra