Dziewczyny zaczynają ściganie (WMX)

Dzisiaj na słynnym torze Pietramurata ruszy kolejna edycja motocrossowych MŚ pań. Zanim jednak rywalizacja nabierze rumieńców, przypomnijmy niesamowicie emocjonujący aż do ostatniego wyścigu poprzedni sezon.

Pierwszą walkę przyszło dziewczynom rozegrać w katastrofalnych (przez tropikalne deszcze) warunkach w dalekiej Indonezji. W zasadzie nie był to już motocross, lecz nauka survivalu, połączona z zachowaniem resztek determinacji i ostatków sił. Tor przypominał jedno wielkie grzęzawisko, a motocykle ginęły i zapadały się w zwałach błota. Runda została okrzyknięta wielkim nieporozumieniem, bo też trudno było nazwać to wszystko jazdą. Riderki ledwo panowały nad motocyklami, wielokrotnie lądowały na ziemi lub zwyczajnie zsiadały i miały serdecznie dosyć.

W takim horrorze mogły dać sobie radę albo najsilniejsze, albo te najbardziej obyte z jazdą w warunkach prawdziwego hard enduro. Były dwie takie riderki- najpierw wygrała Nancy Van de Ven a drugi wyścig padł łupem niesamowitej Kiwi Girl Duncan. Nie obyło się jednak bez kontrowersji. Oto protesty przeciwko korzystaniu z pomocy zewnętrznej złożyła min. Fontanesi, Wyniki wstrzymano, kilka godzin trwał stan zawieszenia, po którym ostatecznie…zdyskwalifikowano w 2. biegu Van de Ven. Zamiast 20 pkt- zero. Ta decyzja miała zaważyć na losie Holenderki w sezonie. Całe GP dla Duncan.Kolejne ściganie odbyło się we włoskiej Pietramuracie.

Tym razem było zdecydowanie normalniej, ale wcale nie tak łatwo. W sobotę dziewczyny jechały w mokrym a w niedzielę tor wciąż śliski i mokry rozbijały jako pierwsze. Było sporo błędów i gleb. Ostatecznie wygrała u siebie Kiara Fontanesi, przed Duncan i Lancelot. Kiwi nadal była liderką. Trzecia runda we Francji przyniosła zaskakujący przełom. Oto Nowozelandka w pierwszym biegu fiknęła przez kierownicę i po raz pierwszy od dawna miała „zero” po wyścigu. Okazję wykorzystała Livia Lancelot, wygrywając przed swoimi kibicami. Drugi bieg wygrała Kiwi, ale spadła z 1 miejsca w tabeli. Jej wpadka też miała ją drogo kosztować. Fontanesi trzymała się czołówki ale bez większego błysku.

W Loket – po 2 rundach w normalnych warunkach- przyszło znowu ścigać się paniom na zdradliwym, śliskim torze, zmoczonym deszczem. Gdy wydawało się, że Fontanesi jedzie po pewną wygraną, z tyłu wyskoczyła Kiwi i zgarnęła jej sprzed nosa wyścig. Drugi bieg umocnił Duncan w zdobyczy i w Czechach powróciła na fotel liderki. Pozostały wtedy już tylko dwie rundy, ale przewrotny los chciał koniecznie udramatyzować mistrzostwa i zesłał na dziewczyny prawdziwą plagę wody i błota. W holenderskim Assen woda wypłukiwała piasek z toru i uczyniła bieżnię jedną wielką, mokrą ciapą. Mnóstwo riderek smakowało gleby a mokry piach zgrzytał wszystkim w zębach. Upadały i ten najlepsze. Kiwi leżała chyba ze 4. razy, co z miejsca skomplikowało jej sytuację, bo nie znalazła się nawet na podium. Piąte miejsce to był jej najsłabszy występ, ale też piachy nie są jej specjalnością. Tamtego weekendu rządziła i dzieliła faworytka miejscowych- Nancy Van de Ven. Pieguska, za którą szło brzemię straconych punktów, w Indonezji uparcie szła po swoje i swoje zgarnęła, biorąc wspaniały dublet. Atut „swojego” toru został wykorzystany w 100%, podobnie jak w Trentino przez Kiarę.

Van de Ven w tym momencie wyszła na prowadzenie w tabeli i miała znakomitą szansę powalczyć nawet o złoto. Bardzo wielu holenderskich kibiców gorąco wierzyło, że to właśnie ich pupilka zdobędzie tytuł. Finał finałów (był to również finał całego sezonu MXGP) okazał się niespodziewaną powtórką z Indonezji. Znowu zwały błota, bardzo złośliwa pogoda (powracający deszcz a nawet grad!) i niesłychane boje na jednym z podjazdów, gdzie rozgrywały się dramatyczne chwile, które to właśnie przesądziły o losach sezonu… Mistrzostwo w jeździe w takim koszmarze znowu pokazała Duncan prowadząc z dużą i rosnącą przewagą wyścig nr.1, ale na mecie była dopiero 6. dzięki „zasiekom” z leżących maszyn riderek na wspomnianym podjeździe. W drugim wyścigu Nowozelandka wręcz zmiażdżyła wszystkie rywalki, wygrywając aż z minutą przewagi (!), ale koronę mistrzyni świata zabrała do domu jednak Fontanesi. Włoszka miała łzy szczęścia, a Kiwi girl łzy złości i wielkiego rozczarowania. Wydaje się więc, że kluczem do podium jest nie tylko dobra forma i szybkość, ale przede wszystkim brak zer na koncie wyścigów. A więc brak wpadek, które jak widzimy zemściły się na aż dwóch faworytkach do złota.

Obie dziewczyny miały wszelkie atuty i były liderkami tabeli, ale finalnie zabrakło właśnie tych straconych punktów w poprzednich rundach. Po raz chyba pierwszy od czasu rozgrywek MŚ pań mieliśmy całą pierwszą czwórkę mieszczącą się w ledwie 2 pkt różnicy! Największą przegraną sezonu była Kiwi oraz Van de Ven. Kiwi szła po złoto a dostała tylko brąz a Holenderka mogła mieć tytuł a musiała zadowolić się tym najgorszym miejscem- czwartym. Był to już drugi sezon Duncan, gdzie dominowała i wygrywała wyraźnie, ale jednak tytułu nie zdobyła. Tym razem ma być inaczej i 22-latka wręcz zapowiada że tylko mistrzostwo ją interesuje i musi je zdobyć. Determinacja i konsekwencja nie są jej obce (patrz nasz obszerny wywiad z Kiwi). A w dodatku powinno być nieco łatwiej, bo ubyła przecież jedna z Wielkiej Czwórki- Lancelot (prowadzi obecnie swój team). Na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda więc tak, że pięciokrotna mistrzyni Fontanesi powalczy z dwiema kandydatkami – pretendentkami do tytułu- Kiwi i Van de Ven. W tle są byłe mistrzynie globu-2 Niemki z których jednak wciąż mocno prezentuje się Larissa Papenmeier. Poza tym, nie ma kto niebieskiemu trio na Yamahach dorównać.

Całkiem możliwe, że największą walkę rozegrają więc Kiwi z Tulipanką, bo obydwie są najbardziej głodne zwycięstwa w sezonie. Kiara z taką kolekcją może nie mieć już tyle motywacji. Ale… gdyby poszła śladem Cairolego, to kto wie. Jednak trzeźwa analiza pokazuje, że to Kiwi ma najwięcej atutów, bo jest po prostu najszybsza i najlepsza technicznie. W tym sezonie ponownie dziewczyny mają tylko 6 rund MŚ i w dodatku nareszcie nie muszą latać po innych kontynentach. Wszystko rozegra się w Europie. Plan przewiduje pracowity początek, bo już w tydzień po Trentino dziewczyny pojadą w Portugalii (Agueda). Potem przerwa i w maju Teutschenthal (jak co 2 lata), dalej będzie czerwcowa jazda w ciężkich piachach Ottobiano. A na koniec znowu piachy w Assen i finał na nowym GP- na słynnej Imoli, gdzie ponownie panie odbiorą puchary za sezon wraz z mistrzami MX2 i MXGP.

Ponownie na torach zobaczymy naszą Joasię Miller, która po operacji kolana powinna już wracać do dobrej dyspozycji. Przydało by się przejechać te 6 rund i punktować w każdym wyścigu, bo to tworzy przecież jakiś konkretny wynik. Ostatnie dwa sezony w WMX nasza jedynaczka miała rozmaite przygody. W 2017r wyjeździła w ciągu 3 rund 36pkt. Potem niestety stan kolana wołał o operację, a nie o jazdę. Oby to był lepszy sezon dla naszej zawodniczki!

fot. Alek Skoczek